
Przyznają, że koszty rosną z roku na rok i obciążają domowy budżet. Niektórzy, aby kupić wszystko swoim pociechom, miesiącami odkładają pieniądze na ten cel.
Plecak, a w nim zeszyty, teczka, bloki techniczne i rysunkowe, farby, plastelina, kredki i pastele. Do tego kubek i pędzle. Nie można zapomnieć o piórniku i jego zawartości: ołówkach, gumce, nożyczkach, linijce, kleju. Jeszcze strój gimnastyczny, stój galowy i buty. Taką listę dla córki, która od września będzie pierwszoklasistką, dostała Aleksandra.
– Z zerówki do pierwszej klasy niestety nic nie zostanie, wszystko trzeba kupić nowe. Sam plecak 150 zł, a gdzie reszta? – mówi Interii mama dziewczynki. Nie jest w stanie podliczyć, ile już wydała, bo przybory kupuje, robiąc zakupy do domu. Jest jednak pewna, że wydatek będzie duży i przekroczy 300 zł, które otrzymała od państwa. Chodzi o jednorazowe wsparcie dla wszystkich uczniów rozpoczynających rok szkolny z programu „Dobry Start”.
– 300+ to kropla w morzu, ale bardzo pomaga według mnie. Nikt nie musi nic dawać, a to zawsze jakaś pomoc. To fajny i dobry krok w kierunku pomocy rodzicom – komentuje.
Według niej w tej kwocie można się też zmieścić, kupując najtańsze produkty. – Ja wolę kupić lepsze i na kilka lat, niż na chwilę – dodaje.
Nawet 1000 zł. „Systematycznie odkładamy pieniądze”
Kamila ma dwie córki – jedna idzie teraz do III klasy szkoły podstawowej, a druga do VI. Choć listy potrzebnych artykułów jeszcze nie ma, wyprawkę kompletuje już od czerwca. Na start kupiła zeszyty w kratkę i w linię, okładki, piórnik z wyposażeniem, do tego strój na WF, obuwie na zmianę, okładki na książki i plecak.
– Resztę, czyli konkretne podręczniki do religii, czy przybory plastyczne zakupimy we wrześniu. I tu sprawa się nieco komplikuje, bo okazuje się, że trzeba kupić sznurki jutowe, filc, brokaty, cekiny, cymbałki, flety i całą masę innych rzeczy. Gdyby tak zliczyć wszystko – myślę, że koszt na jedno dziecko to jakieś 800-1000 zł, jeśli chodzi o całą wyprawkę na średnim poziomie – wylicza.
Ocenia, że koszt wyprawki jest z roku na rok wyższy. – Jest to obciążające, bo przy dwójce dzieci mocno wpływa na budżet. Dlatego też staramy się wydatki szkolne rozkładać w czasie. Dodatkowo u starszej córki już we wrześniu planowana jest wycieczka szkolna, gdzie koszt to 900zł, więc systematycznie odkładamy pieniądze, bo wrzesień dla rodziców jest chyba najtrudniejszym miesiącem jeśli chodzi o finanse – dodatkowe składki, ubezpieczenia, komitet, rada rodziców. Wspomina o 300+: – Może jest to ułamek kwoty jaką trzeba wydać, ale jednak jest też wsparciem.
„Widzisz, ile mnie kosztujesz?!”
Rozmawiamy też z panią, która sprzedaje artykuły szkolne. – Wyprawka dla pierwszaka około 150 zł za towary najwyższej jakości. Można kupić tańsze marki za około 100 zł. Do tego plecak: kosztują od 100 do 150 zł, ale kupując należy pamiętać, że służy on na kilka lat. W pierwszej klasie jest też mnóstwo dodatkowych rzeczy do kupienia, jak na przykład bidony, śniadaniówki, worek na obuwie. To znów kolejne 50-60 zł – wylicza.
Wyznaje, że część rodziców w sklepie narzeka. – A kupują raz do roku artykuły, które dzieci mają na rok. Nóż w kieszeni się otwiera, kiedy przy wszystkich mówią „widzisz ile mnie kosztujesz dziecko?!” – opowiada.
Nieco trudniej z kompletowaniem rzeczy potrzebnych na rozpoczęcie roku szkolnego jest w szkole średniej. Tu doliczyć należy koszt podręczników i ćwiczeń. I choć Patrycja minimalizuje wydatki, to i tak na wyprawkę wyda całkiem pokaźną kwotę.
Jedna z jej córek zacznie od września naukę w szkole średniej. Patrycja wymienia: – Plecak za 100zł to jedyna rzecz, którą kupiliśmy dotychczas. Strój na WF potrzebujemy cały. Zeszyty ogarniemy w hurtowni. Piórnika córka nie chce. Twierdzi, że wystarczy jej kieszeń w plecaku. Co do podręczników – trzy książki będzie mieć od starszej siostry, resztę zamierza kupić na kiermaszu szkolnym we wrześniu. Wszystkiego tam nie kupi, do kilku przedmiotów będą potrzebne nowe książki, więc będę szukać najtańszych opcji. Do tego jeszcze dochodzi ubezpieczenie. W sumie liczę, że wyjdzie mnie ok 500-600 zł – opowiada.
– Starsza córka uczy się w technikum, gdzie co roku są nowe książki. Dokupujemy kilka zeszytów i nowy strój na WF. Sądzę, że w 500 zł powinniśmy się zmieścić – dodaje. Zauważa, że „rok w rok wszystko idzie w górę”. – I to na pewno nie tylko kwestia inflacji, bo ceny książek wzrosły o 30-100 proc. – wskazuje. Cieszy się na 300+, ale podkreśla, że to nie jest kwota, która na wszystko wystarcza.
Wysoki koszt podręczników. Potrzebne najnowsze wydania
Syn Ewy idzie do I klasy liceum. – Same książki to koszt około 60 zł za jedną. Szkoła wymaga wydania z 2024 roku, przez co ciężko jest kupić coś z drugiej ręki. Na podręczniki wydalam 860 zł, a na ćwiczenia i karty pracy dodatkowe 160 zł – wylicza. Plecak znalazła na promocji i zapłaciła za niego 80 zł, za piórnik 30 zł, a za zeszyty i inne przybory szkolne kolejne 200 zł.
Łącznie to 1300 zł. A Ewa ma jeszcze jednego syna, w IV klasie szkoły podstawowej. W jego przypadku udało się zmieścić w 500 zł razem z butami i strojem na WF. – Uważam, że to jest bardzo dużo. Edukacja powinna być bezpłatna. Jak dzieci uczyły się w Anglii nie musiały brać nawet nożyczek do szkoły. Jedyny wydatek tam to plecak, śniadaniówka i butelka na wodę plus mundurki, za które później dostaje się zwrot – opowiada.
Na dodatek 300 zł nie narzeka. – Wolę mieć te pieniądze niż nie mieć. Nie ma co marudzić, to ma być wsparcie, a nie refundacja.
Z badania SW Research dla Empiku wynika, że blisko połowa rodziców przeznaczy na wyprawkę więcej niż 500 zł, a co piąty planuje wydać ponad 700 zł. Tylko 13 proc. badanych zmieści się w 300 zł, czyli w dofinansowaniu z programu „Dobry Start”.
Źródło: Interia.pl
Dodaj komentarz