
Mentzen doskonale wie, że Kaczyńskiemu nie zależy na nim, tylko na jego wyborcach. Dlatego prezesowi PiS tak trudno wciągnąć go do swojej gry.
Sondaże po wyborach największą premię dają Konfederacji, bez której wyborców Karol Nawrocki nie mógłby nawet marzyć o zwycięstwie.
Jej lider Sławomir Mentzen był głównym rozgrywającym prezydenckiego wyścigu.
Nie dość, że w pierwszej turze osiągnął bardzo dobry wynik, to przed drugą zdominował zainteresowanie elektoratu.
Konfederacja jest zahartowana
Jego rozmowę z Rafałem Trzaskowskim oglądało na żywo 600 tys. osób, liczba subskrybentów kanału Mentzena na YouTubie przekroczyła milion, a film, w którym mówi (a raczej mruga okiem), kogo poprze, ma prawie 2 mln odtworzeń. To jest potężna siła, której starsi politycy nie umieją ani okiełznać, ani zrozumieć.
– Mamy internet jak nikt w Polsce. Budowaliśmy tę sieć latami i nikomu nie uda się nadrobić tego w kilka dni czy podczas jednej kampanii. Politycy PiS i Platformy wrzucają post i tyle, a potem są zdziwieni, że już nie mają tych ludzi, którzy ich popierali jeszcze pół roku temu. I naprawdę nie chodzi o paręset czy nawet parę tysięcy na platformie X, tylko zbudowaną porządnie sieć dotarcia do wyborców – tłumaczą liderzy Konferencji.
Internet to oczywiście nie wszystko. Może ważniejsze jest to, że Konfederacja jest zahartowana przez lata politycznej biedy. Wiecznie poza Sejmem, z liderami, którzy sprawiali więcej problemów, niż przynosili korzyści – to sprawia, że z jednej strony są głodni władzy, ale z drugiej świadomi, że jeśli mają wejść do rządu, to na swoich warunkach. Bo nie bawi ich rola kolejnej przystawki PiS.
Konfederacja tasuje karty
– Premier Bosak, wicepremier i minister finansów Mentzen – mruga okiem jeden z polityków.
Apetyt rośnie, bo jeszcze niedawno mowa była albo o premierze, albo o ministrze finansów. Teraz jedno stanowisko wziąłby Ruch Narodowy Bosaka, a drugie – Nowa Nadzieja Mentzena. Wszak Konfederacja to koalicja i frakcje nieustannie rywalizują w przeciąganiu liny. Ci od Bosaka są zdecydowanie bardziej antytuskowi niż Nowa Nadzieja, ale jednocześnie niespecjalnie przychylni PiS, bo zwyczajnie boją się, że PiS ich wchłonie i przemieli. Tak jak kiedyś Ligę Polskich Rodzin, zresztą pierwszą partię Bosaka.
– Krzysiek wyciągnął lekcję z tego, co wydarzyło się 20 lat temu – mówią politycy Ruchu Narodowego. – Na wszelki wypadek chyba w ogóle unika pisowców w Sejmie, żeby nikt niczego mu nie proponował i niczego sobie nie pomyślał.
Za to Nowa Nadzieja jest skłonna współpracować nawet z rządem Tuska, chociaż właśnie w całości zagłosowała przeciwko wotum zaufania.
– Poprzemy część pakietu deregulacyjnego, oczywiście jak zobaczymy szczegóły – zapowiadają ludzie Mentzena. – Część propozycji podatkowych jest naprawdę bardzo w porządku i nie rozumiem, dlaczego PiS nie chce ich poprzeć. Jeśli Tusk obniży składkę zdrowotną dla wszystkich, to zagłosujemy razem z nimi. Jak w końcu będzie musiał podnieść do 60 tys. kwotę wolną od podatku, też z radością będziemy za – wyliczają moi rozmówcy.
Donald Tusk w ubiegłotygodniowym exposé wymienił tylko jednego polityka: – Patrzę na pana posła Mentzena. Myślę, że znajdzie też miejsce w swoim sercu na rzecz deregulacji polskiej gospodarki.
Premier wciąga lidera Konfederacji do gry przeciwko Karolowi Nawrockiemu i może mu się udać, bo Mentzenowi też się to opłaca. Ustawy przegłosowane głosami Konfederacji nowy prezydent po prostu będzie musiał podpisać, jeśli myśli o reelekcji za pięć lat. Dlatego Tusk przy pomocy Konfederacji chce mu wysłać na biurko kilka ustaw. Koalicja 15 października pokaże sprawczość rządu, Konfederacja będzie mogła mówić, że to dzięki niej Polacy zyskują, a Nawrocki zyska w oczach swoich potencjalnych wyborców. Poza PiS wszyscy będą wygrani.
Niestrawne piwo
Oczywiście Konfederacja nie wejdzie w jakiś oficjalny sojusz z Koalicją Obywatelską. Piwo z Mentzenem, którego nawarzył w kampanii Radosław Sikorski, okazało się bowiem dla lidera Konfederacji bardzo niestrawne. Musiał się tłumaczyć przed swoimi wyborcami, a teraz wykorzystuje każdą niemal okazję, żeby walić w rząd. „Beznadziejny Tusk. Bez żadnej wiary w to, co mówi, próbuje przekonać wszystkich, że jest dobrze” – pisał na X lider Konfederacji w trakcie exposé premiera.
Nie oznacza to jednak, że PiS już może otwierać szampana. Konfederacja już wie, że jej głosy ważą dużo, ale trzyma dystans także wobec Kaczyńskiego i nieustannie powtarza, że nie da się wepchnąć w jego objęcia.
I tu jest pies pogrzebany. Prezes chce potraktować Mentzena jak każdego ze swoich koalicjantów – ustawić w szeregu, trochę przećwiczyć, żeby nie czuł się zbyt pewnie, potem łaskawie potraktować jak partnera, trochę poczarować, dopieścić i dopiero wziąć do koalicji (by oczywiście na końcu go pożreć). Tyle tylko, że Mentzen nie zamierza dać się zjeść.
Kiedy po wyborach prezydenckich Kaczyński rzucił hasło „rządu technicznego”, Mentzen natychmiast zaproponował rozmowę. Nie sprecyzował tego, ale zapewne chciałby pogadać na swoim internetowym kanale. Prezes PiS powiedział więc dziennikarzom w Sejmie, że nie jest z pokolenia YouTube’a, a Mentzen ma za małą partię. Czyli w tłumaczeniu z prezesowego na nasze: Mentzen i jego partia muszą dorosnąć do poważnej polityki.
A nie tak dawno zapewniał swoich wyborców: – W jedno nie wierzcie: że my będziemy rządzili z Konfederacją. Nie będziemy rządzili. Ich program to jest doprowadzenie was do nędzy – pokrzykiwał na wiecu w kampanii w 2023 r. prezes PiS. – Ich program to jest cztery tysiące kilkaset złotych dla każdego w bonie na leczenie. Jak się może wtedy leczyć człowiek chory na nowotwór? Ciężko, poważnie chory na serce czy na jakąkolwiek inną poważną chorobę? (…) Czasem jeden dzień więcej kosztuje takiego leczenia. To oznacza skazanie bardzo wielu ludzi na śmierć. To są pomysły szaleńców, to są pomysły dzieciaków. Tylko dzieci mogą uwierzyć w taki program.
Ale to właśnie te „dzieci” – wyborcy Mentzena – przesądziły o zwycięstwie Nawrockiego i uratowaniu skóry PiS.
Oczywiście prezes zna swój elektorat i jego pamięć rybki akwariowej. Z łatwością wyborcy PiS zapomną, co Kaczyński mówił jeszcze chwilę temu, kiedy im powie, że zmienił się polityczny kontekst. Prezes musiałby połknąć żabę, ale z tym także dawał już sobie nieraz radę. Problem polega na tym, że na Mentzena to nie działa. Nie daje się postawić do kąta i zawstydzić.
„O, proszę. Z tym rządem [technicznym – red.] to ściema, bo Kaczyński rozmawiać na poważnie nie chce” – wypalił publicznie. I dodał, że PiS zachowuje się jak Rosja. „Rozumie tylko i wyłącznie argument siły. Nie można liczyć, że PiS komukolwiek za cokolwiek kiedykolwiek będzie wdzięczny. Oni takich uczuć po prostu nie mają. PiS do współpracy można tylko zmusić z pozycji siły. Jedyny argument, który PiS rozumie, to tylko argument siły. I w ten sposób należy z PiS rozmawiać, co Jarosław Kaczyński bardzo dobrze pokazał tą swoją wypowiedzią”.
Największy strateg prawicy już wie, że z Konfederacją nie da się pogrywać jak z przystawkami, które połykał. Do tego stopnia spokorniał, że jak mówią nasze źródła w PiS, poszukuje kogoś, kto postara się to spotkanie z Mentzenem umówić.
Polityczne żółtodzioby
Dwadzieścia lat temu Roman Giertych i Andrzej Lepper byli politycznymi żółtodziobami, których prezes z łatwością wciągnął w swoją sieć. Mieli wystarczająco dużo siły, żeby wejść do Sejmu ze swoimi partiami, ale zdecydowanie za mało doświadczenia, żeby wiedzieć, że jak rekin się uśmiecha, to pewnie dlatego, że chce ich pożreć.
Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin, którzy związali się z prezesem w 2014 r., byli na z góry przegranej pozycji, bo nie mieli nawet tyle siły, żeby samodzielnie wejść do Sejmu. Było tylko kwestią czasu, kiedy skazani na łaskę prezesa w tym nierównym starciu polegną. Czy w rozgrywce z Konfederacją jest w stanie użyć innych metod?
– Ciekawe, kto będzie Bielanem Konfederacji – słychać w Sejmie. To nawiązanie do taktyki sprzed paru lat, gdy pozbawiony jakichkolwiek skrupułów spin doktor Kaczyńskiego Adam Bielan przeprowadził rozłam w partii Gowina, przeciągając część posłów Porozumienia na stronę PiS.
Pojawiły się już plotki, że co bardziej niecierpliwi konfederaci, zaczynają układać się z PiS w zamian za obietnicę rządowych stołków. Przemysław Wipler miałby dostać resort aktywów państwowych, jeśli przyprowadzi Mentzena do prezesa i z tego spotkania wyniknie coś więcej niż miła pogawędka dwóch ludzi, którzy kompletnie się nie rozumieją.
– Tak, słyszałem, krąży to w kuluarach – przyznaje jeden z liderów Konfederacji. – Ale szczerze mówiąc, nie wierzę, że Kaczyński byłby skłonny zaproponować Przemkowi powrót [odszedł z PiS w 2013 r. – red.].
Wipler zarzeka się, że „nic od nich nie chce”, nikt mu nic nie obiecuje i że w ogóle „nie jest zainteresowany”. Zapewnia, że jest zwolennikiem trzymania równego dystansu do wszystkich stron. Jego symetryzm jest jednak mało wiarygodny, bo podczas rzeszowskiego zlotu konserwatystów jednoznacznie poparł Karola Nawrockiego. Tak samo jak Bosak, który przypisuje sobie autorstwo popularnego w kampanii hasła: „Byle nie Trzaskowski”.
Bardziej przekonująco brzmi inna deklaracja liderów Konfederacji: wiemy, że Jarosław Kaczyński chce nas pożreć, i nie zamierzamy na to pozwolić.
Prowadzenie teraz negocjacji nie ma dla Konfederacji sensu, bo za dwa lata sytuacja może być zupełnie inna. – Jest tyle zmiennych, że naprawdę trudno obstawiać, ale jak pani chce znać nasz strategiczny plan, to po prostu nie damy się ograć Kaczyńskiemu – mówią moi rozmówcy.
Poseł na prawo
Ale prezes robi, co może. Właśnie „pożyczył” posła z klubu PiS braunowcom, by mogli utworzyć w Sejmie trzyosobowe koło Konfederacji – Korony Polskiej (tak nazywa się partia Grzegorza Brauna po wyjściu z Konfederacji). Sławomir Zawiślak od wielu lat jest po skrajnie prawej stronie PiS i nieraz zerkał w kierunku Konfederacji. W pandemii został nawet przez Kaczyńskiego zawieszony za krytykę obostrzeń sanitarnych. Teraz się przydał i dostał oczywiście obietnicę, że będzie mógł przed kolejnymi wyborami do PiS wrócić na listy, gdyby się okazało, że KKP nie rośnie w siłę.
Po co Jarosławowi Kaczyńskiemu koło Brauna w Sejmie? Bo koło parlamentarne ma zagwarantowany czas w debatach, w pytaniach i wystąpieniach. Ludzie Brauna (dzięki kroplówce Kaczyńskiego) będą mogli się pokazać i jest szansa, że odbiorą wyborców Konfederacji. PiS chodzi o to, by skrajnie prawicowy Braun przepychał Mentzena i Bosaka do centrum, a PiS rozpychało się do prawej i zgniatana z dwóch stron Konfederacja będzie się kurczyć. Przynajmniej taką wizję ma Jarosław Kaczyński. Z samym Braunem poradzi sobie znacznie łatwiej, pokazując go jako politycznego szaleńca, co nie będzie specjalnie trudne, bo Braun taką wybrał formę kreacji.
Jednocześnie jednak do prezydenckiej kancelarii Nawrockiego idzie kilku polityków o poglądach bardzo zbliżonych do Konfederacji, a to daje Krzysztofowi Bosakowi i Sławomirowi Mentzenowi zupełnie nowe możliwości. Mogą z pominięciem PiS próbować budować nową polityczną rzeczywistość, opierając się na Sejmie i pałacu prezydenckim.
– Nie jestem pewny takiego scenariusza, ale nie zakładam, że jest niemożliwy – tajemniczo mówi Sławomir Mentzen.
Dodaj komentarz