
Polska konsekwentnie zwiększa wydatki na obronność, dążąc do modernizacji Sił Zbrojnych w obliczu rosnących wyzwań geopolitycznych. Jednak trzy głośne wydarzenia – fiasko programu „Orka” dotyczącego okrętów podwodnych, unieważnienie przetargu na śmigłowce Black Hawk oraz zapowiedzi deregulacji na rzecz krajowego przemysłu zbrojeniowego – ujawniają złożoną dynamikę rządowej polityki. Czy stawianie na zagraniczny, głównie amerykański, sprzęt wojskowy oraz rosnące budżety na zbrojenia nie odbywa się kosztem polskiego przemysłu i programów społecznych? Analiza tych wydarzeń wskazuje na trudny balans między bezpieczeństwem, gospodarką a potrzebami obywateli.
Symbol nieudolności w modernizacji czyli Program „Orka”!
Ten program, zakładający zakup nowoczesnych okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej, od ponad dekady pozostaje symbolem niepowodzeń w modernizacji polskiej armii. Jak podaje „Rzeczpospolita”, szanse na podpisanie kontraktu do końca 2025 roku spadają do zera. Polska, dysponująca jedynie przestarzałym okrętem ORP „Orzeł”, nie jest w stanie skutecznie odbudować zdolności podwodnych. Proces decyzyjny utknął w martwym punkcie z powodu biurokratycznych opóźnień, zmieniających się priorytetów i trudności w wyborze dostawcy. Dla przykładu, szwedzkie okręty A26 wciąż nie weszły do służby, francuska oferta zyskała na znaczeniu po traktacie w Nancy, a niemiecka propozycja napotyka na przeszkody ze strony producenta. Była załoga ORP „Sokół” w liście otwartym do premiera zaapelowała o przyspieszenie działań, wskazując na krytyczny stan marynarki.
Dlatego porażka „Orki” to nie tylko problem militarny, ale i gospodarczy. Ponieważ miał potencjał generowania miejsc pracy i transferu technologii, jednak brak decyzji wpłynął na ograniczenie korzyści dla polskiego przemysłu. Eksperci wskazują, że opóźnienia wynikają z braku spójnej strategii i politycznych rozgrywek, co dodatkowo podważa zaufanie do rządu w kwestii bezpieczeństwa.
Black Hawki odstawione: Amerykański sprzęt w odwrocie?
Kolejnym ciosem dla planów modernizacyjnych było unieważnienie przetargu na 32 śmigłowce S-70i Black Hawk, produkowane przez Lockheed Martin w Polsce przez PZL Mielec. Jak donosi „Rzeczpospolita”, decyzja wynika ze zmiany priorytetów Wojska Polskiego, które skupia się teraz na śmigłowcach szkolno-bojowych, pokładowych i transportowych. Analiza wniosków z wojny w Ukrainie oraz rozwój technologii miały wpłynąć na tę zmianę, jednak na X pojawiają się głosy, że kluczowe były ograniczenia budżetowe i przesunięcie środków na inne projekty, takie jak drony czy czołgi.
Unieważnienie przetargu budzi kontrowersje, ponieważ Black Hawki miały być produkowane w Polsce, co wspierałoby lokalną gospodarkę i zatrudnienie. Decyzja ta wpisuje się w szerszy trend faworyzowania zagranicznych dostawców, zwłaszcza amerykańskich, kosztem krajowych możliwości. Choć Polska w ostatnich latach kupiła systemy Patriot, czołgi Abrams czy samoloty F-35, takie kontrakty często oferują ograniczony transfer technologii, co hamuje rozwój rodzimego przemysłu zbrojeniowego.
Deregulacja dla polskich firm: Nadzieja czy zasłona dymna?
W kontrze do tych wydarzeń pojawia się światełko nadziei w postaci zapowiadanej deregulacji dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. Ministerstwo Aktywów Państwowych oraz Ministerstwo Obrony Narodowej pracują nad rozwiązaniami, które mają ułatwić krajowym firmom dostęp do kontraktów zbrojeniowych. Propozycje obejmują uproszczenie procedur administracyjnych, zniesienie barier w eksporcie oraz lepsze dostosowanie specyfikacji przetargów do możliwości polskich przedsiębiorstw. Wiceminister aktywów państwowych Robert Kropiwnicki podkreśla, że celem jest zwiększenie konkurencyjności takich firm jak Huta Stalowa Wola, Grupa WB czy Autosan.
Polski przemysł zbrojeniowy ma powody do optymizmu – Huta Stalowa Wola dostarcza bojowe wozy piechoty Borsuk, a Grupa WB w 2024 roku osiągnęła blisko 3 mld zł przychodów. Jednak eksperci zwracają uwagę, że deregulacja może być jedynie próbą złagodzenia krytyki wobec faworyzowania zagranicznych dostawców. Bez systemowego wsparcia, w tym większej liczby kontraktów dla polskich firm, zapowiedzi te mogą pozostać pustymi obietnicami.
Rosnące wydatki na zbrojenia: Bezpieczeństwo czy obciążenie?
Polska należy do liderów NATO pod względem wydatków na obronność, przeznaczając ponad 4% PKB na ten cel – więcej, niż wymaga sojusz. Prezydent Andrzej Duda proponuje nawet zapisanie tego poziomu w Konstytucji. Znaczna część tych środków trafia na zakupy zagranicznego sprzętu, głównie amerykańskiego, co budzi pytania o równowagę między bezpieczeństwem a innymi priorytetami państwa. W dobie wyzwań demograficznych, niedofinansowania służby zdrowia i edukacji, rosnące budżety na zbrojenia spotykają się z krytyką. Na przykład koszt programu „Orka” czy zakupu Black Hawków mógłby zostać częściowo przeznaczony na programy społeczne, takie jak budowa szpitali czy wsparcie dla rodzin.
Z drugiej strony, rząd argumentuje, że bezpieczeństwo jest fundamentem stabilności państwa, a inwestycje w armię generują korzyści gospodarcze przez kontrakty dla polskich podwykonawców. Jednak brak spójnej strategii zakupowej, widoczny w fiasku „Orki” czy unieważnieniu przetargu na Black Hawki, podważa te zapewnienia. Decyzje podejmowane nieprzemyślane i brak przejrzystości w procesach zakupowych budzą obawy o marnotrawstwo środków, które mogłyby zostać lepiej wykorzystane.
Przyszłość polskiej zbrojeniówki: Wybór między siłą a równowagą
Polska stoi przed wyzwaniem pogodzenia ambitnych planów modernizacji armii z potrzebami gospodarczymi i społecznymi. Fiasko programu „Orka”, unieważnienie przetargu na Black Hawki oraz zapowiedzi deregulacji dla krajowego przemysłu pokazują, że rząd musi wypracować bardziej spójną strategię. Zwiększanie wydatków na obronność i stawianie na amerykański sprzęt nie może odbywać się kosztem marginalizacji polskich firm, które mają potencjał do tworzenia nowoczesnych rozwiązań, takich jak drony czy wozy bojowe.
JACEK TOHMAN
Dodaj komentarz