
O tym, że bezpieczeństwo nie jest zbyt poważnie traktowanym tematem świadczy to, że na odpowiedzi z komitetu wyborczego Rafała Trzaskowskiego na kluczowe pytania, które dotyczą kompetencji prezydenta RP – zwierzchnika sił zbrojnych – czekaliśmy ponad półtora miesiąca.
Patrząc z tej perspektywy, debatę zdominowały tematy drugorzędne – personalia związane z przeszłością Karola Nawrockiego i niejasności w finansowaniu kampanii Rafała Trzaskowskiego. Najważniejsze było podkręcanie emocji przedkładanych ponad chłodną refleksję związaną z tym, co może się stać w bliższej lub dalszej perspektywie i zagrozić naszej państwowości.
Nie dla poboru i wysłania wojska do Ukrainy
Jeżeli już pojawił się temat bezpieczeństwa, to w niemal jednobrzmiących narracjach – sprzeciwu wobec udziału polskiej armii w misji stabilizacyjnej w Ukrainie (często w połączeniu z antyukraińskim przekazem, którego celem była mobilizacja radykalnych wyborców) oraz sprzeciwu wobec możliwości odwieszenia poboru (kandydaci puszczali oko do najmłodszych, bo to oni najbardziej obawiają się powołania do wojska). W ostatnim przypadku obydwaj zaklinali rzeczywistość, jakby zakładali, że konflikt zbrojny z Rosją i Białorusią nie jest możliwy. Zatem – ich zdaniem – wystarczy tylko ochotnicze szkolenie wojskowe. Mylą się. Gdyby okazało się, że Rosja i Białoruś przygotuje się do wojny z NATO, obowiązkowa służba wojskowa natychmiast zostanie przywrócona – niezależnie od tego, jakie będą słupki poparcia.
O tym jak bardzo ten temat został „zakopany” świadczy też to, że rząd Donalda Tuska nie zrealizował obietnicy z marca, iż niebawem przedstawi propozycję masowych szkoleń dla chętnych. Takie zapowiedzi padły z ust polityków PO w ostatnich tygodniach. Chociaż plan został opracowany przez Sztab Generalny WP i po części oparty na fińskich wzorach, nie jednak został „odpalony”. Być może przedstawiciele obozu władzy uznali, że wystarczy polityczna „rąbanka” wokół kawalerki Jerzego Ż., epizodów z młodości szefa IPN czy snusa, aby zmobilizować „plemię Trzaskowskiego”, zamiast „straszenia wojną” i budowania postaw wspólnotowych w obliczu możliwego zagrożenia zewnętrznego.
Protokół zbieżności i rozbieżności kandydatów
Obydwaj kandydaci zaprezentowali się nie tylko jako przeciwnicy wysyłania wojska na Ukrainę i przywrócenia poboru, ale też tworzenia struktur europejskiej armii jako alternatywy dla NATO. Opowiedzieli się zaś za wzmocnieniem relacji militarnych z USA, zwiększeniem wydatków na zbrojenia do poziomu 5 proc. PKB. I ku memu zaskoczeniu nawet za dyskusją na temat możliwej obecności w Polsce broni jądrowej, czyli udziału w programie Nuclear Sharing – chociaż dotychczas przedstawiciele rządu unikali tego tematu. Dzisiaj nie jest to oś sporu, co jest optymistycznym „zaczynem” na przyszłość.
Warto zwracać uwagę na niuanse i niedopowiedzenia. Prezydent RP ma wpływa na proces doskonalenia systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi. Konieczne zmiany w tym zakresie, wynikające m.in. z ćwiczeń wojskowych, zostały wstrzymane „w pół kroku”. Karol Nawrocki byłby gotowy je kontynuować. – Reforma zakładająca przywrócenie Dowództw Rodzajów Sił Zbrojnych powinna zostać z czasem wdrożona, musi jednak być poprzedzona dogłębnymi analizami i przeprowadzona w sposób nieingerujący w zdolności decyzyjne Sił Zbrojnych RP – twierdzi prezes IPN.
Kontrę stawia Rafał Trzaskowski: – To nie jest czas na rewolucję i eksperymenty w systemie dowodzenia Siłami Zbrojnymi. Nie możemy pozwolić, by ktokolwiek pomyślał, że nasza armia testuje nowy system i przez to może być chwilowo słabsza.
Taki podział opinii odróżnia obóz władzy od ośrodka prezydenckiego. Podobną narrację jak Trzaskowski prezentował wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Zbieżną zaś ze zdaniem Nawrockiego – Jacek Siewiera, do niedawna szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który jednak poparł kandydaturę prezydenta Warszawy. Czy wpłynie on na zmianę decyzji Trzaskowskiego?
Dodaj komentarz