
Jak długo może trwać konklawe?
Wybory papieża – jak udowodniła historia – mogły potrwać nawet bez mała dwa lata. Dziś wręcz nierealne jest, by konklawe trwało dłużej niż kilka dni (wyeliminowano bowiem umożliwiające to przeszkody prawne), ale fascynuje samo zestawienie dwóch etapów: pierwszego, gdzie rolę odgrywa czas, i drugiego, gdzie wszystko trwa dopóty, dopóki ktoś nie osiągnie poparcia dwóch trzecich kardynałów obecnych w Kaplicy Sykstyńskiej.
Powrót do przeszłości i konklawe trwające tydzień, miesiąc, rok – to w dzisiejszych czasach scenariusz bardzo mało prawdopodobny, właściwie nierealny. W ostatnich 50 latach wybory papieży trwają nie dłużej niż dwa–trzy dni. Ostatnie czterodniowe konklawe było w 1958 r., a sześciodniowe – w 1922 r. Od ponad 150 lat wybór papieża nie trwa dłużej niż sześć dni. Dziś, kiedy regulamin papieskich elekcji jest prawie optymalny, bo sprawdzony w historii i modyfikowany po doświadczeniach 111 wyborów – a przez to gwarantuje klauzulę i wolność wyboru kardynałów wystarcza kilka głosowań do wyłonienia papieża.
Acceptasne?
O powodzeniu głosowań decyduje liczba, która jest wynikiem pewnego matematycznego działania.
Ustala się ją na podstawie liczby obecnych na konklawe kardynałów elektorów, mnożąc ją przez dwa, a następnie dzieląc przez trzy. Chodzi nie o wszystkich kardynałów z prawem głosu, lecz tych obecnych na konklawe – nawet gdyby ktoś przybył spóźniony. Jeśli liczba obecnych elektorów nie jest podzielna przez trzy, do wyniku, pozbawionego reszty, trzeba dodać jeden.
W 2013 r. tą liczbą było 78, w 2005 r. podobnie, w 1978 roku podczas obu konklawe – 74. Jeśli w czasie jednego głosowania jakieś nazwisko pojawi się na tylu kartach, jeśli w fazie odczytywania nazwisk to zostanie powtórzone przez skrutatora co najmniej tyle razy, ile wynosi owa niezbędna liczba, to kardynał ten zostaje wybrany papieżem. Z matematycznego punktu widzenia całe konklawe sprowadza się właściwie do tego.
— Mnie najbardziej w konklawe przekonała rola Ducha Świętego, że On działa w nas, kardynałach — powiedział mi kardynał Kazimierz Nycz, uczestnik konklawe w 2013 r. — Oprócz matematyki liczącej poparcie, oprócz dynamiki wzrastających głosów jest jakaś tajemnica, że nawet nie wiesz, jakimi motywami kierują się kardynałowie, kiedy przenoszą w pewnym momencie swoje głosy na tego jednego, który zostaje papieżem.
Można się tylko domyślać, jak każdy z kardynałów, który zlicza na swoim arkuszu głosy, już podczas odczytywania nazwisk widzi, które nazwisko pojawia się częściej, które rzadziej. Widzi dynamikę, wzrastające szanse jednego, gdy liczba głosów zbliża się do oczekiwanych dwóch trzecich, i spadające poparcie dla innych. A przede wszystkim uświadamia to sobie przyszły papież.
W jednym skrutinium mogło zabraknąć 20 głosów, w kolejnym pięciu. W następnym już nie zabrakło. Kiedy liczba głosów oddanych na jedno nazwisko przekracza wymagane dwie trzecie, w stronę jego posiadacza padają serdeczne spojrzenia pozostałych kardynałów, zapewne sąsiedzi kierują już gratulacje. Skrutatorzy wracają do swych wyznaczonych miejsc, ale przy stole liczenia głosów zastępują ich rewizorzy. To powtórzenie zliczania głosów przez rewizorów musi się odbyć, choć w rzeczywistości pewnie jest najbardziej nużącą kilkunastominutową procedurą.
Przecież kardynałowie już wiedzą, który spomiędzy nich za chwilę będzie papieżem. Ale dopiero, jeśli ostatni przeliczony przez rewizorów głos potwierdzi wynik liczenia skrutatorów, głosowanie kanoniczne kończy się wyborem papieża.
Ostatni kardynał diakon otwiera drzwi Kaplicy Sykstyńskiej i przywołuje sekretarza Kolegium Kardynałów, mistrza papieskich celebracji liturgicznych oraz dwóch ceremoniarzy. Następuje obrzęd pokazany w dziesiątkach filmów o wyborze papieży. Kardynał dziekan bądź przewodniczący konklawe podchodzi w towarzystwie konklawistów do wybranego i pyta:
‒ Acceptasne electionem de te canonice factam in Summum Pontificem? (Czy przyjmujesz swój kanoniczny wybór na papieża?).
Jeśli wybrany potwierdzi, w tym momencie Kościół ma już papieża. Elekt uzyskuje pełnię władzy w Kościele. Kończy się konklawe, chyba że papież zdecyduje inaczej. Już teraz ma prawo, jest papieżem.
Grafika pochodzi z książki „Konklawe. Tajemnice wyborów papieskich” ks. P. Śliwińskiego
Wybór imienia
Natychmiast pada kolejne pytanie:
‒ Quo nomine vis vocari? (Jakie chcesz przyjąć imię?).
W pierwszym tysiącleciu papieże swych imion nie zmieniali, choć z nielicznymi wyjątkami. Za to w drugim tysiącleciu oprócz dwóch przypadków wszyscy przyjmowali nowe imiona. Jan II (533–535) był pierwszym papieżem, który zmienił swoje imię. Przed wyborem nosił imię Merkuriusz, które odwoływało się do pogańskich bogów, i z tego powodu nie korespondowało z imionami poprzednich 41 papieży, w większości chrześcijańskimi, przyjął więc imię Jan. Natomiast 87 papieży po nim nadal zachowało imiona chrzcielne. (Tu konieczne jest doprecyzowanie, że być może 30 lat później zrobił to Katelinus, czyli Jan III. Nie jest jednak pewne, czy Katelinus to było imię chrzcielne papieża, czy tylko przydomek. Kolejny wyjątek w pierwszym tysiącleciu, co do którego jesteśmy pewni, nastąpił w 955 r. Wybrany na papieża Oktawian również postanowił zmienić imię, też obierając imię Jan. W ten sposób stał się dwunastym papieżem o tym imieniu).
W grudniu 983 r. papieżem został Piotr. Z szacunku dla pierwszego papieża św. Piotra zmienił swoje imię na Jan XIV. W pierwszym zatem tysiącleciu 141 papieży miało takie imiona, jakie nadali im rodzice przy urodzeniu. Zestawienie imion daje nam wyobrażenie o tym, jakie imiona męskie były nadawane przez 1000 lat w Rzymie. Na tej liście mamy aż 79 imion, spośród których 44 nigdy się nie powtórzyły, np. Lando, Formozus, Syzyniusz, Konon, Hormizdas. Natomiast papieży Janów już w pierwszym tysiącleciu było 17 (najwięcej), a do dziś – 23. Licząc też podwójne imiona papieży, jak Jan Paweł I i Jan Paweł II, to było ich nawet 25, a biorąc pod uwagę antypapieża Jana XXIII, ta liczba wzrasta do 26.
Zmiana imienia, której w 1009 r. dokonał Pietro di Luna (nie chciał być Piotrem II, podobnie jak Jan XIV), rozpoczęła niemal nieprzerwaną tradycję przyjmowania przez wybranych papieży nowych imion, która trwa do dziś. Po 1009 r. w ciągu ponad 1000 lat aż po dziś dzień tylko dwóch papieży zachowało dotychczasowe imiona. Byli to Hadrian VI (wybrany w 1523 r.) oraz Marceli II (wybrany w 1555 r.) – ostatni papież, który postanowił zachować imię chrzcielne. Narodzona na przełomie tysiącleci reguła przyjmowania imion w momencie wyboru na Stolicę Piotrową harmonijnie koresponduje z historią apostoła Szymona, którego Jezus wybrał na pierwszego, ustanowił opoką, zmieniając mu imię na Piotr.
„Jakim imieniem chcesz być nazywany?” – w ten sposób imię weszło do tradycji wyborów papieskich. Widać w tym wpływ benedyktyńskiej reguły zakonnej, według której mnich składający śluby przyjmował nowe imię, co symbolizowało śmierć starego człowieka i narodzenie się nowego.
Eneasz Piccolomini, który niespodziewanie stał się papieżem 19 sierpnia 1458 r. – a w przeszłości zyskał światową sławę jako twórca m.in. erotycznej komedii Chryzis – przyjmując w dniu koronacji imię Pius, powiedział słowa nawiązujące do jego przeszłego stylu życia: „Odrzućcie Eneasza, przyjmijcie Piusa”.
Od 1009 r. do dziś papieże wybierali spośród 31 imion, z których przez wieki utrwaliło się zaledwie kilkanaście. Do 1978 r. były to zawsze te imiona, które nosili już papieże w pierwszym tysiącleciu. Tę zasadę przełamał kardynał Albino Luciani, który przyjął podwójne imię – Jan Paweł. Takie podwójne imię przyjął również jego następca, kardynał Karol Wojtyła.
Ale prawdziwa rewolucja w świecie imion papieskich nastąpiła w 2013 r., kiedy kardynał Jorge Bergoglio przyjął imię Franciszek. Dotąd panowała zasada przyjmowania imion papieży, które już funkcjonowały w poczcie papieskim, nawet jeśli było to zestawienie dwóch imion, jak Jana i Pawła. Tymczasem Franciszek jako pierwszy papież w historii wprowadził całkiem nowe imię. Dotychczas, jeśli pojawiało się nowe imię papieskie (ostatni raz był to papież Lando wybrany w 913 r.), działo się to za sprawą rodziców wybranego później papieża, którzy wybierali imię przy jego narodzeniu.
Niektóre imiona są symboliczne, zawierają pewne konotacje, szkicując wręcz program pontyfikatu. Pius XIII będzie papieżem tradycjonalistą bądź papieżem pokoju, Benedykt XVII – mądrym i świętym świadkiem epoki, Franciszek II – papieżem niebojącym się wyzwań albo papieżem ubogim dla ubogich, a Jan Paweł III mądrym kontynuatorem przemian. A może wraz z precedensem Franciszka zasada wybierania imion, które nosili papieże w przeszłości, obumrze. Może tak jak on, kolejny papież wybierze imię, którego brak w pocztach papieskich: Dominik, Ignacy, Augustyn czy imię któregoś z innych wielkich zakonodawców. Albo: Tomasz, Mateusz, Łukasz – ewangelistów bądź apostołów.
Nie było jeszcze papieża Jakuba, a nawet Andrzeja. Trzecie tysiąclecie może się rządzić własnymi zasadami, a określić je może decyzja papieża u początku millenium, tak jak to było na początku drugiego millenium. Może też któryś papież w przyszłości pozostanie przy swoim imieniu z chrztu, jak to było przez całe pierwsze tysiąclecie? Warto się zastanowić, kiedy papież dokonuje wyboru imienia. Przecież żaden kardynał, wbrew przysłowiu, nigdy nie wchodzi na konklawe jako „papież”, dla większości papieży ich wybór był dla nich samych niespodziewany. Czasu na namysł ma niewiele. Może myśl o tym, jakie imię wybrać, przychodzi automatycznie wtedy, gdy widzi się w wynikach głosowań wzrastające poparcie? Między z reguły niespodziewanym wyborem a pytaniem o imię nie ma już na to dużo czasu. Właściwie jest tylko jedna chwila na namysł – gdy po skończonym przez skrutatorów liczeniu głosów rewizorzy powtarzają kilkunastominutową procedurę liczenia.
Podobno kardynał Angelo Roncalli poprosił o dostarczenie „Rocznika Papieskiego” po tym, jak podczas dwóch porannych głosowań czwartego dnia konklawe widział nieubłaganie wzrastające poparcie – wieczorem został wybrany papieżem. Wybór imienia Jan tłumaczył wobec kardynałów tym, że takie imię nosił jego ojciec, takiego patrona, św. Jana, miała jego rodzinna parafia, gdzie otrzymał chrzest, co więcej – papieży Janów było najwięcej oraz… prawie wszyscy z nich mieli bardzo krótki pontyfikat. Marcin V w 1417 r. kierował się patronem dnia, w którym został wybrany papieżem, a był to 11 listopada. Leon XIII podobnie: wybrany na papieża 20 lutego 1878 r., przyjął imię patrona tego dnia, św. Leona, biskupa Katanii.
‒ Quo nomine vis vocari? (Jakie chcesz przyjąć imię?).
‒ Vocabor N. (Przyjmuję imię N.)
Biały dym
Po wyborze papieża wszystkie karty do głosowania i wszelkie notatki wkładane są do pierwszego z dwóch pieców i palone – regulamin nie precyzuje, kto się tym zajmuje, ale wiadomo, że w latach 2005 i 2013 robili to ceremoniarze, wśród nich wówczas jeszcze ksiądz prałat Konrad Krajewski. Drugi piec, ten do produkcji dymu-sygnału, zostaje uruchomiony w trybie „wybór dokonany”. Zapłonie w nim mieszanina chlorku potasu, laktozy i kalafonii, generując białe kłęby. Z pieca wąskim przewodem do komina nad Kaplicą Sykstyńską popłynie ku niebu nad Watykanem biały dym – fumata bianca. Nie tylko wierni na placu św. Piotra, ale cały świat się dowie, że papież został wybrany. Jednocześnie zaczynają bić dzwony bazyliki watykańskiej, a oficjalne potwierdzenie tej informacji emituje Radio Watykańskie.
Ten dodatkowy – oprócz koloru dymu – sposób poinformowania o pomyślnym wyborze wprowadzono z tego powodu, że jak już zostało to wspomniane, pomimo udoskonalania składu chemicznego obu dymów zawsze trwa spekulacja nad jego kolorem. Dla wydawców telewizyjnych i dziennikarzy płynie taka oto rada: podczas głosowań warto mieć włączone Radio Watykańskie. Chociaż najwytrawniejsi watykaniści podają jeszcze jeden, lepszy sposób.
Zauważ – powiedział mi kiedyś jeden z nich – że najlepiej obeznani dziennikarze, którzy chcą jak najszybciej wiedzieć o wyborze, wcale nie obserwują komina Kaplicy Sykstyńskiej. Są raczej tam, skąd widać koszary Gwardii Szwajcarskiej.
Zanim dowiemy się, kto został papieżem, minie jeszcze co najmniej pół godziny. W Kaplicy Sykstyńskiej, w miejscu wyboru nowego papieża, trwają przygotowania do ostatniej ceremonii przed zamknięciem konklawe. Nowy papież przechodzi do zakrystii Kaplicy Sykstyńskiej zwanej Pokojem Łez. Tam czekają na niego sutanny w trzech różnych rozmiarach. Musi wybrać najbardziej odpowiednią. Pracownia krawiecka Gammarelli od dziesięcioleci przygotowuje jeszcze przed rozpoczęciem konklawe trzy identyczne zestawy białych papieskich sutann, w trzech różnych rozmiarach. Sam właściciel pracowni czeka już w Pokoju Łez, by na tej, która najlepiej pasuje do postury wybranego papieża, dokonać ostatnich krawieckich poprawek.
Nie są to zupełnie przypadkowe rozmiary: mała, średnia, duża. Zmarły w 2016 r. długoletni właściciel i szef pracowni Annibale Gammarelli nieustannie aktualizował własne listy papabili. To były jedyne w swoim rodzaju listy, bo oprócz orientacyjnych szans wyboru na Stolicę Piotrową zawierały rozmiary poszczególnych kardynałów. Rodzinna pracownia krawiecka, usytuowana w pobliżu Panteonu, w niewielkim zakładzie, który od 1798 r. przygotowuje stroje dla duchownych Rzymu, ubiera nowego papieża nieprzerwanie od XIX w. Papież wraca do Kaplicy Sykstyńskiej już w białej sutannie, czyli w ubiorze, który będzie się z nim kojarzył do końca jego dni. Tak też zapamięta go historia utrwalona na fotografiach, obrazach i filmach.
Wraz z przyjęciem wyboru nie jest już kardynałem. Zasiada na miejscu nazwanym „katedrą”, przed ołtarzem kaplicy. Przewodniczący konklawe zwraca się do niego:
‒ Ojcze święty! W tej uroczystej godzinie, w której przez tajemną podpowiedź Opatrzności zostałeś wybrany na Stolicę Piotrową – zanim jednym sercem razem z Bogurodzicą Dziewicą Maryją i wszystkimi świętymi złożymy przed Bogiem modlitwy i dziękczynienie za twój wybór – dobrze będzie przypomnieć słowa, w których Pan Jezus Chrystus Piotrowi i jego następcom obiecał prymat służby apostolskiej i miłości.
Papież powstaje, a wtedy pierwszy z kardynałów diakonów odczytuje tekst z Ewangelii św. Mateusza, w których Jezus mówi do Piotra: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój” (Mt 16,18). Może być przeczytany inny tekst, z końcowej części Ewangelii św. Jana, gdy Piotr trzy razy zostaje przez Jezusa spytany: „«Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!»” (J 21,15–16).
Biały dym na Watykanem, 13 marca 2013 r.
Potem pierwszy z kardynałów prezbiterów wygłasza modlitwę za papieża: ‒ Boże, który zgodnie z planem swej Opatrzności zechciałeś budować swój Kościół na błogosławionym Piotrze, którego postawiłeś nad pozostałymi Apostołami, wejrzyj łaskawie na naszego Papieża N. i spraw, by ten, którego ustanowiłeś następcą Piotra, stał się dla Twojego ludu widzialnym fundamentem jedności wiary i wspólnoty. Przez Chrystusa Pana naszego.
I tym razem wkracza precedencja. Kardynałowie elektorzy, jeden po drugim, począwszy od biskupów po diakonów, podchodzą do papieża, wyrażając akt posłuszeństwa. Podchodzą też konklawiści, np. mistrzowie ceremonii liturgicznych i sekretarz konklawe. I to właśnie wtedy temu ostatniemu papieże czasem nakładają na głowę swój kardynalski biret, o czym już wspominałem. Świadczy to o tym, że na najbliższym konsystorzu będzie on kreowany kardynałem. A wtedy papież intonuje hymn, który podejmą wszyscy obecni: Te Deum laudamus. Tak mija około 30 minut.
Dodaj komentarz