Ceny energii w Polsce są 2,5-krotnie wyższe niż w Norwegii, a o jedną czwartą wyższe niż w Niemczech, Szwajcarii i Danii. Są najwyższe w Europie i prawdopodobnie najwyższe na świecie. Z takim bagażem polska gospodarka traci na konkurencyjności, a widzą to inwestorzy. Dlaczego energia jest u nas tak droga? Bo w ponad połowie produkujemy ją z węgla. Koncerny energetyczne zresztą wcale na takiej energii nie zarabiają, a wręcz produkują ze stratami.
- Średnia dzienna cena energii elektrycznej w Polsce 129,70 euro za MWh jest najwyższa w Europie, a prawdopodobnie i na świecie
- To konsekwencja wysokiego opodatkowania energetyki węglowej, która koncernom energetycznym przynosi obecnie wyłącznie straty
- Choć ceny energii są wysokie, to dla energetyki węglowej za małe, by przynosiła zyski
Ustalona w czwartek cena spotowa energii elektrycznej na TGE w dzień następny (piątek) wyniosła 555,48 zł za MWh. Na giełdzie można też kupić kontrakty zapewniające ceny całoroczne na 2025 r. na poziomie 424,94 zł za MWh. Drogo to czy tanio? O niebo drożej niż przed pandemią i wojną w Ukrainie.
Jeszcze pięć lat temu, w październiku 2019 r., średnia cena spotowa prądu wynosiła na TGE 226,30 zł. Kwestia jednak nie tylko w tym, że zdrożało, ale czy jesteśmy konkurencyjni względem innych, sąsiednich krajów i czy cena energii może być argumentem np. w procesie wyboru miejsca inwestycji przez międzynarodowe koncerny? I tu odpowiedź jest niestety negatywna.
Polski prąd najdroższy w Europie
W przeliczeniu na wspólną walutę nasza średnia dzienna cena 129,70 euro za MWh jest wręcz najwyższa w Europie — wynika z danych Europejskiej Sieci Operatorów Przesyłowych. Na kolejnych miejscach w energetycznej drożyźnie są: Estonia, Łotwa i Litwa (po 126,30 euro) oraz Wielka Brytania (125,10 euro). Jakie konsekwencje to niesie?
Przedsiębiorstwa energochłonne jak cementownie, producenci nawozów, chemikaliów, stali aluminium czy nawet papieru o wiele chętniej niż w Polsce będą instalować swoje przedsięwzięcia w Szwecji lub w Norwegii, gdzie ceny są niższe od 40 euro, a nawet w Finlandii i Francji, gdzie nie przekraczają 70 euro.
Dlaczego mamy tak drogo? Cena ustalana jest według najdroższego źródła, które zapewnia zbilansowanie systemu, a tak się złożyło, że w Polsce będzie to energia z elektrowni węglowych. Nie jest to energia droga ze swojej natury, nawet przy obecnych cenach węgla. Wszak Chiny i Indie bazują na energii z węgla, a to kraje, które szukają najniższych cen surowców i najniższych cen energii, żeby utrzymać konkurencyjność cenową taką, że i koszt transportu na drugi koniec świata jej znacząco nie naruszy. Według danych Międzynarodowej Agencji Energii Chiny w lipcu br. 56 proc. prądu miały z węgla, a Indie 67 proc. W polskiej drożyźnie chodzi nie o węgiel, ale o podatki, a konkretnie poza VAT i akcyzą jeszcze o konieczność wykupu przez elektrownie praw do emisji CO2.
Ceny uprawnień co prawda spadły ostatnio, ale kwestia w tym, że ich procentowy udział w niższych niż przed rokiem cenach energii jest wysoki. Według polskiej aukcji na rynku eex w Lipsku z 23 października cena tony CO2 wyniosła 63,75 euro. Jeszcze rok temu kosztowało to 80 euro, a w lutym ub.r. podchodziło nawet pod 100 euro. Do ceny megawatogodziny prądu dorzuca to jednak wciąż ok. 93 zł, czyli stanowi ponad 18 proc. ceny prądu.
A Polska, choć przekształca swoją energetykę, to siłą rzeczy musi ciągle korzystać ze zbudowanych przed laty za grube miliardy złotych elektrowni węglowych.
Ponad połowa energii produkowana ze stratami
W październiku do 25. dnia miesiąca z węgla brunatnego wyprodukowano u nas 20,1 proc. energii, a z kamiennego 32 proc., więc łącznie będzie to 52,1 proc. Wrzesień był tu historyczny, bo węgiel zszedł poniżej 50 proc. po raz pierwszy w historii. Dla porównania rok temu we wrześniu było to 66,9 proc., a w październiku 62,2 proc. Zmiany są więc bardzo szybkie.
Udział źródeł odnawialnych (OZE) w polskiej energetyce doszedł we wrześniu do aż 32,3 proc., z czego wiatraki dały 17,5 proc., a fotowoltaika — 13,5 proc. Miks energetyczny uzupełniał jeszcze gaz (11,9 proc.) i biomasa (1,9 proc.), w tym biogazownie. Rok temu OZE dały niecałe 26 proc. we wrześniu.
Tyle że chwilowo nie mamy wyjścia i w związku z realizacją unijnego Zielonego Ładu musimy korzystać z obciążonej wysokimi podatkami energii węglowej. A gdyby firmy energetyczne działały na rachunku ekonomicznym, a nie były pod państwową kontrolą, to właśnie zamykałyby elektrownie węglowe, bo ponoszą na nich straty.
Największy producent energii w Polsce, czyli grupa PGE, w segmencie energetyki węglowej wydała 203 mln zł na inwestycje utrzymaniowe, a strata EBITDA (wynik operacyjny plus amortyzacja) tego segmentu wyniosła -272 mln zł. Jeszcze przed rokiem przy wyższych cenach energii był zysk 1,01 mld zł.
Tauron swoje elektrownie węglowe wycenia w księgach na niemal zero po odpisie 1,5 mld zł w pierwszym półroczu, a mimo to na ich utrzymanie musiał wydać 400 mln zł. Dodatni EBITDA tych elektrowni wyniósł 156 mln zł w pierwszym półroczu, z czego w drugim kwartale br. była strata 9 mln zł, ale strata operacyjna (EBIT) za półrocze br. to aż 1,4 mld zł (1,6 mld zł w samym drugim kwartale).
Enea nie podaje w swoich sprawozdaniach oddzielnie danych o elektrowniach węglowych, ale informuje, że „będzie podejmować działania mające na celu wydzielenie ze swoich struktur aktywów związanych z wytwarzaniem energii elektrycznej w konwencjonalnych jednostkach węglowych”.
Co robi prywatny inwestor?
A co zrobił prywatny inwestor, czyli Zygmunt Solorz w ZE PAK? Swoją elektrownię na węgiel brunatny Adamów zamknął, a likwidacja zaczęła się już w 2018 r. ZE PAK buduje w tym samym miejscu bloki gazowe za 2,3 mld zł. Do eksploatacji mają być oddane w 2027 r.
Działają jeszcze bloki Pątnów na węgiel brunatny i Konin na biomasę, ale na obu elektrowniach ZE PAK wykazał w pierwszym półroczu ujemny wynik EBITDA -106 mln zł, a produkcja energii spadła o 43 proc. rdr. do zaledwie 0,58 TWh. W Pątnowie ZE PAK razem z Synthosem planował postawić małe reaktory jądrowe (SMR), ale ostatecznie plany nie wypaliły. Dotyczyły później atomu dużego wspólnie z PGE, ale i koreańskim KHNF i ten projekt też ostatecznie upadł po zmianie rządu, oficjalnie z powodu słabego dostępu do wody na tamtym terenie. A poza tym ZE PAK stawia wielką farmę wiatrową (130 turbin, 500 MW mocy) niedaleko Opola z planami produkcji od 2030 r. i jedną z największych w Polsce farm fotowoltaicznych przy elektrowni gazowej.
Jak widać, elektrownie węglowe to obecnie obciążenie dla spółek energetycznych i ostatnie ceny prądu, choć w Polsce są najwyższe w Europie, to są jednocześnie dla producentów energii z węgla za niskie i przynoszą straty. Bloki węglowe nadają się do zamknięcia, jeśli ceny nie pójdą w górę lub jakoś wyraźnie nie stanieje węgiel czy prawa do CO2, ale w innym przypadku w gospodarce nie będzie skąd brać prądu. Ten z importu tani nie jest, kiedy chce się go kupić w sytuacji przymusowej, a prąd z OZE jest zbyt niestabilny dla systemu. Raz wiatraki i fotowoltaika dają dużo prądu, gdy wieje i świeci, a raz dają go niewiele.
Ujemna wartość elektrowni węglowych
Do końca 2025 r. mają być zamknięte Elektrownia Rybnik oraz Dolna Odra z grupy PGE. PGE, zresztą podobnie jak Tauron, wycenia swoje elektrownie węglowe na zero w księgach finansowych. W praktyce obecnie mają nawet wartość ujemną, bo trzeba łożyć setki milionów na ich utrzymanie, żeby nie stanowiły zagrożenia.
Stąd na giełdzie akcje koncernów energetycznych wyceniane są wciąż dużo poniżej ich wartości księgowej. Całe PGE ma wartość rynkową 15 mld zł przy wartości księgowej 49,3 mld zł. I to już po odpisie na elektrownie węglowe. Tauron ma kapitalizację 6,3 mld zł przy 17,1 mld zł w księgach. Enea wyceniana jest na 5,9 mld zł przy wartości księgowej 16,2 mld zł. Podobnie jest z ZE PAK — 839 mln zł versus 2,1 mld zł. Pozbycie się aktywów węglowych natychmiast by te wyceny zwiększyło, ale chwilowo państwo nie chce ich wziąć.
Źródło: businessinsider.com.pl