Pomogli wygrać wybory, teraz są rozczarowani. „Nie mogę tego słuchać”

niezależny dziennik polityczny

„Wychodziliśmy na ulice, bo liczyliśmy na legalną, darmową i bezpieczną aborcję. Pomogliśmy tej koalicji wygrać wybory, a teraz nie mamy nawet pigułki „dzień po” – mówią młodzi uczestnicy Campusu Polska Przyszłości.

Na spotkanie z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem przyszły tłumy. Niektórzy zajmowali miejsca na największej scenie Arena jeszcze w czasie wcześniejszego spotkania. Kiedy czekali na spóźniającego się ministra obrony, żartowali, że pewnie w ostatniej chwili się przestraszył tego, co może usłyszeć od młodych uczestników Campusu Polska Przyszłości w olsztyńskim Kortowie.

Kiedy w końcu minister się zjawił, publiczność zaczęła buczeć i skandować hasło: „Gdzie aborcja?”. Przestała dopiero, gdy gospodarz Campusu Rafał Trzaskowski poprosił o uszanowanie poglądów gościa i kulturalną rozmowę.

– Wielu mi mówiło: nie jedź na Campus, tam większość ma inne poglądy. To nie są twoi wyborcy. Ale przyjechałem, bo dialog jest fundamentem – powiedział Kosiniak-Kamysz, a sala niespodziewanie eksplodowała oklaskami.

I tak już było do końca, uczestnicy debaty na zmianę buczeli i klaskali. Buczenie rozlegało się, gdy padały pytania o aborcję, składkę zdrowotną, uchwały anty-LGBT, ale kiedy szef MON na nie odpowiadał, dostawał oklaski. Za stwierdzenie, że na polsko-białoruskiej granicy są terroryści, którzy zamordowali polskiego żołnierza, a wojsko nie spocznie, dopóki nie zostaną ukarani, nagrodzono go rzęsistymi brawami. Prawdziwą euforię wywołała zaproszona na scenę młoda żołnierka, która zapytała szefa MON, dlaczego żołnierze na granicy nie mogą się bronić, a jak to zrobią, grożą im konsekwencje prawne. I młody szeregowiec, który niedawno złożył przysięgę i pytał, dlaczego w wojsku jest tak mało etatów.

– Nie mogę tego słuchać – oświadczyła głośno siedząca w czwartym rzędzie młoda dziewczyna. – A dlaczego oni klaszczą? Dlaczego dali się omamić tym propagandowym hasłom Kosiniaka-Kamysza? – rzuciła i wyszła z Areny.

Nie ona jedna. Ci, którzy nie wytrzymali do końca, mówili potem, że nie mogli patrzeć, jak wytrawny polityk zmanipulował młodych ludzi, którzy bezkrytycznie kupowali jego zapewnienia, że jest stały w przekonaniach i odważny, bo przyjechał na Campus.

Ręce opadają

Plan był zupełnie inny. Jeszcze przed spotkaniem z Kosiniakiem-Kamyszem uczestnicy Campusu skrzykiwali się na grupach na WhatsAppie i obmyślali, jak mu „podziękować” za to, że posłowie PSL razem z PiS i Konfederacją zagłosowali przeciwko projektowi ustawy o depenalizacji aborcji.

Przygotowali pytania, uzgodnili, że kiedy szef MON będzie mówił o aborcji, wstaną z krzeseł i demonstracyjnie opuszczą Arenę. Nic takiego się jednak nie stało. Owszem, dziewczyny ze Strajku Kobiet siedziały tuż przy scenie z ogromnym tęczowym banerem, a aktywiści LGBT mieli tęczowe flagi, ale mimo że cały czas trzymali w górze ręce, nie dostali mikrofonu.

– Miałem zapytać ministra, czy chce, żeby dzieci z tęczowych rodzin trafiały do domu dziecka. Niestety, nie chciał mnie usłyszeć – mówi Cyryl Wilczyński ze stowarzyszenia Homokomando, które broni praw osób LGBT, kobiet i mniejszości. Cyryl pochodzi z Syberii, na Campus przyjechał po raz drugi i wiedział, że łatwo nie będzie. – To jest świetnie wyreżyserowane wydarzenie, a ja noszę na przedramieniu tęczową opaskę i organizatorzy patrzą na mnie nieco podejrzliwie. Nie pozwalają mi zadać pytania, boją się, że będzie zbyt kontrowersyjne. Tak było w zeszłym roku i w tym tak samo – ubolewa.

– Pan, który rozdawał mikrofon, bardzo ostrożnie wybierał pytających, pilnował, żeby spotkanie przebiegło jak najłagodniej – dodaje Amelia Rakszawska z Inowrocławia, która przyszła na debatę z liderem PSL, bo chciała posłuchać, co ma do powiedzenia w sprawie aborcji. Nie spodobało jej się to, co mówił.

– A pod koniec, kiedy dyskusja dotyczyła bezpieczeństwa Polski, nie mogłam już wytrzymać, też chciałam wyjść z Areny. Przecież na polsko-białoruskiej granicy są rodziny z dziećmi, kobiety ciężarne. To ofiary reżimu Łukaszenki, nie wyobrażam sobie, że polscy żołnierze mieliby do nich strzelać – mówi Amelia.

– Ministrowi zabrakło empatii i zwykłego człowieczeństwa. Ale muszę też powiedzieć, że zaskoczyły mnie oklaski publiczności. Myślałam, że na Campusie większość osób ma bardzo liberalne poglądy, a okazało się, że jest też elektorat PSL – dodaje jej koleżanka Julia Kwaśniewska z Włocławka. Obie mają po 19 lat i działają w młodzieżowym sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego.

Pan, który rozdawał mikrofon, bardzo ostrożnie wybierał pytających, pilnował, żeby spotkanie przebiegło jak najłagodniej – Amelia Rakszawska z Inowrocławia

To było bolesne

Obie poszły też na inauguracyjne spotkanie z Donaldem Tuskiem. Atmosfera była podobna: buczenie, gwizdy i oburzenie. – Chodziłam na strajki kobiet, więc kiedy premier zapowiedział, że w tej kadencji Sejmu nie będzie liberalizacji aborcji, to było dla mnie bolesne. Owszem, mówił prawdę, nie owijał w bawełnę. Zapomniał jednak, że my, młodzi ludzie, wychodziliśmy na ulice, bo liczyliśmy na legalną, darmową i bezpieczną aborcję. Pomogliśmy tej koalicji wygrać wybory, a teraz nie mamy nawet pigułki „dzień po”. Ucieszyłam się, kiedy na Campusie pojawił się lider Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty i zapowiedział, że nie zrezygnuje z walki o liberalizację prawa aborcyjnego. Wierzę mu, nie porzucam nadziei – mówi Amelia Rakszawska.

– Dla nas, kobiet, słowa pana Tuska były bardzo rozczarowujące. Ale również dla mężczyzn, bo aborcja dotyczy przecież wszystkich – dodaje Julia Kwaśniewska.

Po każdym panelu robią ze znajomymi burzę mózgów, rozmawiają o tym, co usłyszeli. Wystąpienie Donalda Tuska bardzo ich rozczarowało.

– Było strasznie frustrujące, bo wszyscy myśleliśmy, że jak wygra opozycja demokratyczna, to będzie lepiej. Okazało się, że nie będzie. Uważam, że Tuskowi po prostu na aborcji nie zależy. Nie walczył o nią, tylko odpuścił. Poddał się przy pierwszej porażce w Sejmie. Ręce opadają – mówi 18-letnia Hania z Olsztyna, która razem z mamą, aktywistką Strajku Kobiet, pełni na Campusie dyżury. Ludzie przychodzą do ich stoiska, biorą przypinki „Miałam aborcję” i naklejki „Aborcja prawem, nie towarem”, pytają, czy można podpisać jakąś petycję.

– Narzekają, że gdy chodzi o prawa kobiet, nic się od czasu wybrania nowego rządu nie zmieniło. I mówią, że to naprawdę wstyd – opowiada Hania.

Ale na Campusie są też – to podkreślają wszyscy – wspaniałe momenty. Takie jak spotkanie z liderką białoruskiej opozycji Swiatłaną Cichanouską. – To były ogromne emocje. Wszyscy wiemy, że ta dzielna kobieta nie objęła prezydentury, bo wybory na Białorusi zostały sfałszowane. Przyjechała do nas, by powiedzieć, jak wygląda sytuacja w jej kraju. Uświadomiła nam, że mamy wielkie szczęście, bo żyjemy w kraju, w którym jest demokracja. Szkoda tylko, że nie mamy wszystkich praw – mówi Amelia.

Dla Julii najciekawszy był panel o różnych wymiarach empatii. – Mówiono o tym, że Polacy mają zupełnie inne podejście do sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej i na polsko-białoruskiej. To było bardzo poruszające, zwłaszcza że kiedy zapytano o to premiera Tuska, jego odpowiedź była całkowicie pozbawiona emocji i empatii dla drugiego człowieka – tłumaczy.

Nie chcę być radykałem

Adam Nieborak ze śląskiego Jaworza wyszedł ze spotkania z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem bardzo zadowolony, uważa, że było najlepsze ze wszystkich. – Ponieważ pan minister odpowiadał bardzo konkretnie na pytania, mimo że nie miał ciepłego przywitania – mówi.

Sam nie krzyczał razem z innymi hasła „Gdzie aborcja?”, bo to nie jest dla niego ważna sprawa. – Dla mnie najważniejsze są wojsko i kwestie militarne, ale też wojna w Ukrainie – wylicza. Wziął udział w kilkunastu dyskusjach, najbardziej spodobały mu się te o współczesnym patriotyzmie i o państwach bałtyckich, a także warsztat „Sex and the city. Czy miasto ma płeć?”.

W przeciwieństwie do większości uczestników Campusu Adam ma konserwatywne poglądy. Przyjechał do Olsztyna, bo uważa, że trzeba przełamywać światopoglądowe podziały. – Tylko tak da się powstrzymać wojnę polsko-polską. Ważne, żeby nie być radykałem. Trudno sobie wyobrazić kogoś bardziej lewicowego niż Cyryl, a ja się z nim bardzo dobrze dogadałem. Długo rozmawialiśmy, głównie o Rosji, bo mnie zaciekawiło jego pochodzenie – tłumaczy.

Nie czuł się w Kortowie wyobcowany, bo przyjechał z kolegą i głównie z nim spędzał czas. Poza tym liberalna większość dominuje na dużych spotkaniach, a w mniejszych grupach jest łatwiej.

Campus alternatywny

Późnym wieczorem, już po koncercie Vito Bambino, uczestnicy Campusu zorganizowali w namiocie centralnym własny panel dyskusyjny. Szybko znaleźli mikrofony, ustalili kolejkę chętnych do zabrania głosu, a potem pilnowali porządku.

Każdy mógł wejść na scenę i zadać pytanie w rodzaju: kot czy pies i dlaczego? Albo: na początku było mleko czy płatki? Tu odpowiedź brzmiała: na początku była miseczka. Ktoś zapytał, jak obliczyć prędkość lotu orła przy bezwietrznej pogodzie. Odpowiedziano mu, że trzeba pomnożyć Kosiniaka przez Kamysza i podzielić przez Hołownię.

Uczestnicy spotkania żartowali z obowiązującej na Campusie zasady, by zadających pytania na najważniejszych debatach wybierać metodą na suwak, czyli raz kobietę, a raz mężczyznę. I z tego, że organizatorzy uciszali buczący i gwiżdżący tłum za pomocą sloganów w stylu „szanujmy się wzajemnie”, „respektujmy odmienne zdanie”, „doceńmy odwagę”. – Pilnujmy, abyśmy nie obudzili się jutro w trendach na X. Co na Campusie, zostaje na Campusie – żartował młody mężczyzna, nawiązując do sytuacji sprzed kilku dni, gdy w czasie tzw. silent disco młodzi ludzie śpiewali piosenkę Cypisa z refrenem „Jeb… PiS”.

– To była lekka, zabawna i inteligentna parodia campusowych dyskusji. Ale też chyba coś w rodzaju odreagowania po panelach, które chwilami miały dosyć duży ciężar, bo poruszały tematy samobójstw, zmian klimatycznych i innych problemów. Jeśli przez pięć dni mówi się o takich trudnych sprawach, to może się pojawić potrzeba odreagowania. Prawdopodobnie uczestnicy mieli też potrzebę wygadania się, zabrania głosu, bo oficjalne dyskusje miały jakieś ograniczenia, w tym główne i oczywiste – że nie każdy mógł się wypowiedzieć – mówi Konrad Maj, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS, który co roku przyjeżdża na Campus.

Patrzył na to spontaniczne spotkanie z wielkim podziwem. – Ci młodzi ludzie byli odważni i kreatywni, potrafili się świetnie zorganizować. Pokazali, że byliby w stanie od początku do końca wyreżyserować tego typu wydarzenie – tłumaczy.

Przyszło mu do głowy, że może w kolejnych edycjach Campusu jego uczestnicy mogliby dostać na stałe taki namiot do swojej dyspozycji i organizować w nim wieczorne dyskusje według własnej agendy. – Mogliby wtedy sami wybierać tematy, które z różnych powodów nie znalazły się w programie, a dla młodych są ważne. A może mogliby prezentować swoje projekty i opowiadać, czym się zajmują jako członkowie różnych organizacji społecznych, młodzi działacze samorządowi czy startupowcy. Formuła Campusu stale ewoluuje, daję to organizatorom pod rozwagę – mówi.

Katolicy też byli krytyczni

Dla Cyryla Wilczyńskiego ważne były wszystkie tematy związane z bezpieczeństwem kraju, geopolityką i sztuczną inteligencją. Nie chodził na panele dotyczące praw osób LGBT, bo zajmuje się nimi na co dzień, wolał posłuchać wybitnej dziennikarki Anne Applebaum.

– Campus to dla nas niesamowita okazja, by na żywo zobaczyć takie osoby. To jest niewątpliwie polityczna impreza, ale nic w tym złego. Dla mnie to przede wszystkim możliwość spotkania fajnych osób, z którymi można imprezować do późnej nocy nad jeziorem, gdzie gra muzyka, a potem w akademikach – mówi Cyryl.

Kilka razy powtarza jednak, że i on, i jego znajomi wyjadą z Olsztyna bardzo zawiedzeni tym, co usłyszeli od polityków koalicji 15 października. – Jesteśmy tak sfrustrowani, że przychodzą nam do głowy myśli, by wyjechać z kraju. Bo każdy nasz wysiłek jest olewany przez Tuska czy Kosiniaka-Kamysza, który nie idzie na żadne negocjacje z organizacjami LGBT w sprawie projektów ustaw – mówi aktywista.

Pociesza go trochę to, że kiedy rozmawiał z obecnymi na Campusie młodymi katolikami, oni też byli krytyczni. – Mówili, że dla nich poglądy Kosiniaka-Kamysza i Hołowni w sprawie związków partnerskich czy adopcji dzieci przez pary jednopłciowe są nienawistne, nie do przyjęcia – opowiada Cyryl. – Więc chociaż jestem bardzo sfrustrowany tym, co mówią czołowi politycy, to jednak rozmowy z moimi rówieśnikami dają nadzieję, że w końcu coś się w Polsce zmieni.

Więcej postów