Jarosław Kaczyński ma nóż na gardle. Jego partii grozi finansowa katastrofa

niezależny dziennik polityczny

Wraz z decyzją Państwowej Komisji Wyborczej zaczyna się kluczowy etap rozgrywki o to, czy PiS przetrwa jako partia.

  • Politycy PiS są przybici i wściekli. Decyzja PKW była przesądzona od wielu tygodni. Ale zaskoczył ich wymiar kary
  • W pierwszej kolejności PKW za karę obcięło budżetowe dofinansowanie dla PiS
  • Ale bombą atomową jest zapowiedź PKW, że jesienią odbierze PiS całą subwencję z budżetu przez trzy lata — to 78 mln ze 100 mln zł przysługujących PiS przez całą kadencję
  • Jak tak dalej pójdzie, to PiS nie będzie mieć pieniędzy ani na przyszłoroczne wybory prezydenckie, ani na kolejną kampanię parlamentarną przed wyborami w 2027 r.

Postanowienia wyborcze PKW w sprawie pieniędzy PiS są niejasne jak polskie prawo o finansowaniu partii. W dodatku ich najbardziej radykalna część — dotycząca całkowitego zabrania PiS finansowania z budżetu państwa — jest dopiero zapowiedzią, nie zaś podjętą już decyzją. Nie zmienia to faktu, że orzeczenia PKW są przełomowe: PiS jeszcze nigdy nie było w tak trudnej sytuacji finansowej.

Spekulacje o bankructwie partii nie są przesadą — jeśli PKW zrealizuje wszystkie swe najsurowsze zapowiedzi, PiS może nie przetrwać tej kadencji w jednym kawałku.

Tak PKW ukarała PiS, czyli cięcie milionów

Spróbujmy przebrnąć przez decyzję PKW. Komisarze wyborczy odrzucili rozliczenie wyborcze PiS. Uznali, że PiS wydało nielegalnie w kampanii 3,6 mln zł — to środki publiczne, które według PKW politycy Zjednoczonej Prawicy zdefraudowali, wykorzystując do promowania siebie. To ważna kwota, bo od niej liczą się kary nakładane na PiS.

W pierwszej kolejności PKW obcięła dotację dla PiS — to zwrot za kampanię wyborczą, pieniądze wypłacane jednorazowo po wyborach. W przypadku PiS ów zwrot miał wynieść prawie 38,8 mln zł, bo tyle partia oficjalnie wydała na kampanię. Kara to przepadek 3,6 mln zł plus trzykrotność nielegalnie wydanej kwoty (10,8 mln zł). A zatem w sumie 14,4 mln zł. W tej sytuacji PiS dostanie ok. 24,5 mln zwrotu za kampanię.

Dalej zaczynają się niejasności — dotyczą subwencji, czyli pieniędzy wypłacanych dorocznie największym partiom. W praktyce to kluczowe środki dla partyjnych budżetów, znacznie ważniejsze od jednorazowej dotacji. Po zeszłorocznych wyborach PiS miał dostawać 26 mln zł rocznie. Wczoraj każda z tych dorocznych wypłat została ścięta o przez PKW o wspomniane 10,8 mln zł — czyli trzykrotność nielegalnych wydatków.

Ale prawdziwą bombą atomową jest zapowiedź PKW, która dotyczy nie rozliczenia wyborczego, tylko corocznego sprawozdania partyjnego PiS. Otóż komisarze wyborczy zapowiedzieli, że odrzucą sprawozdanie partyjne i odbiorą PiS całą subwencję przez trzy lata. Powtórzmy — to na razie tylko zapowiedź zabrania subwencji do końca kadencji. Decyzja zapadnie na jesieni.

Ale jeśli PKW będzie konsekwentna, to PiS nie będzie mieć pieniędzy ani na przyszłoroczne wybory prezydenckie, ani na kolejną kampanię parlamentarną przed wyborami w 2027 r.

Politycy PiS są przybici i wściekli

Politycy PiS są przybici i wściekli. Z jednej strony doskonale wiedzą, jak wyglądała kampania ich partii — nawet jeśli sami nie przewalali pieniędzy publicznych, to zdają sobie sprawę, że ich kierownictwo robiło to na potęgę. Decyzja Państwowej Komisji Wyborczej była przesądzona od wielu tygodni — i PiS, który ma w PKW dwóch swoich ludzi, doskonale o tym wiedział.

Ale politycy PiS są zaskoczeni wymiarem kary. „Ale to skandal” — grzmiał w korespondencji z Onetem wpływowy poseł PiS jeszcze podczas posiedzenia PKW, gdy kwoty kar nieoficjalnie krążyły w jego partii. Centrala PiS miała gwarantowany dostęp do informacji, bo na posiedzeniu byli jej przedstawiciele, w tym partyjny prawnik Adrian Salus. „Przekroczyli swoje uprawnienia” — dodawał nasz rozmówca, gdy okazało się, że PKW poszła dalej, niż przewidywała Nowogrodzka.

Bo centrala PiS nie spodziewała się, że odrzuceniu sprawozdania wyborczego PiS towarzyszyć będzie zapowiedź odrzucenia corocznego sprawozdania partyjnego PiS. A to armata najcięższego kalibru.

Dla jasności — zapowiedź całkowitego obcięcia subwencji rzeczywiście jest zaskakująca, bo na wcześniejszych posiedzeniach PKW w sprawie finansów PiS nie zanosiło się na taki krok.

Jeszcze we środę, gdy rozmawialiśmy z członkami PKW, taki temat się nie pojawiał, choć nasi rozmówcy mówili otwarcie o tym, że sprawozdanie wyborcze PiS zostanie odrzucone i partia zapłaci milionowe kary.

To Kaczyński sam sobie napytał biedy

Całkowite odcięcie PiS od pieniędzy budżetowych poprzez odrzucenie sprawozdania partyjnego oznaczałoby pozbawienie Kaczyńskiego możliwości uprawiania polityki na takim poziomie jak dotąd. Oczywiście, jeśli PKW to rzeczywiście zrobi.

„Jeśli” ma tu uzasadnienie. Teoretycznie powinno być tak, że ze względu na odrzucone rozliczenie wyborcze, także rozliczenie roczne jest odrzucane. Ale przy tym składzie PKW — wybranym przez Sejm, a więc politycznym — takiej gwarancji nie ma.

W tym cały paradoks — to Kaczyński swą niepohamowaną żądzą przejmowania instytucji sam sobie napytał biedy.

Za rządów PiS do 2018 r. w PKW zasiadali sędziowie różnych sądów. Wtedy PiS zmieniło prawo, wprowadzając zasadę, że większość członków PKW wybierana jest przez Sejm (skład uzupełniają dwaj sędziowie). W ten sposób w poprzedniej kadencji większość w PKW miała Zjednoczona Prawica. A teraz większość ma koalicja KO/Trzecia Droga/Lewica — pięciu na dziewięciu członków. Właśnie głosami przedstawicieli koalicji w PKW zapadły decyzje o odrzuceniu sprawozdania PiS i o karach finansowych.

Gdyby w PKW nadal zasiadali sędziwi sędziowie, decyzja mogłaby być inna. Dość powiedzieć, że szef PKW Sylwester Marciniak — zawodowy sędzia — próbował przekonywać podczas wczorajszego posiedzenia, że kodeks wyborczy nie daje podstaw do aż tak wysokich kar. Ostatecznie nie poparł decyzji większości członków PKW i podczas głosowania się wstrzymał. Z kolei drugi sędzia zasiadający w PKW — Wojciech Sych z Trybunału Konstytucyjnego — głosował przeciwko ukaraniu PiS.

Tusk trzyma rękę na sakiewce PiS

Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak już zapowiedział, że PiS odwoła się od decyzji PKW. Skarga trafi do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, składającej się z tzw. neosędziów, czyli sędziów powołanych za rządów PiS. Kieruje nią Joanna Lemańska, koleżanka Andrzeja Dudy.

To właśnie tu m.in. zapadły orzeczenia dowodzące, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik wciąż są posłami, mimo prawomocnych wyroków karnych, które zaprowadziły ich za kraty. Neosędziowie z Izby Kontroli zapewne zrobią to, co do nich należy — a zatem decyzja PKW zostanie uchylona lub osłabiona.

Kaczyński od wielu tygodni mówi swoim ludziom, że PiS nie dostanie pieniędzy nawet po pozytywnym dla partii orzeczeniu Sądu Najwyższego. A to dlatego, że — wedle tej wersji — minister finansów Andrzej Domański odmówi wypłaty, tłumacząc, że Izba Kontroli jest sądem nielegalnym, a zasiadają w niej neosędziowie, których status prawny jest wątpliwy. Rzecz jasna w tej teorii za Domańskim stoi Donald Tusk. Dlatego też prezes prewencyjnie zarządził zbieranie datków wśród zwolenników PiS.

Kaczyński jest w trudnej sytuacji, bo Polacy dotąd niechętnie płacili na partie.

Jeśli nie uda mu się uruchomić szerokiej akcji, to może to być początek końca PiS-u jaki znamy. Braki w kasie mogą podsycić pacyfikowane dotąd przez Kaczyńskiego bunty w PiS i doprowadzić do podziału partii jeszcze przed wyborami w 2027 r.

Źródło: onet.pl

Więcej postów