Kontynuowane na wielką skalę zakupy śmigłowców, czołgów czy dział nie mogą przysłonić wstydliwej i chronicznej przypadłości. Wojsku Polskiemu brakuje amunicji.
- Produkcja amunicji to dziś priorytet. Musimy zwiększać nasze zdolności i moce produkcyjne.
- Problem w tym, że polskie spółki produkujące amunicję nie mają odpowiedniego potencjału. Dopiero go budują.
- Apeluję do Donalda Tuska, aby powołał do życia Narodowy Program Amunicji na bazie zrównoważonego przemysłu prywatnego i państwowego – podkreśla gen. Skrzypczak.
Nie trzeba być ekspertem wojskowym, aby zrozumieć, że nawet najlepsze, najnowocześniejsze systemy uzbrojenia, w razie konfliktu będą bezużyteczne, jeśli żołnierze nie będą mieli do nich amunicji. A z tym wciąż mamy nie lada kłopoty. I to od dawna.
Z optymistycznych zapowiedzi poprzedniej ekipy rządzącej o tym, że moce produkcyjne Polskiej Grupy Zbrojeniowej wynoszące 30 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej rocznie wzrosną do 100 tys. szt., odbudujemy stare zakłady produkcji prochu i zbudujemy nową fabrykę amunicji, niewiele wyszło.
W rezultacie fabryki w Pionkach wciąż nie ma, amunicji artyleryjskiej 155 mm, jak się okazuje, wytwarzamy rocznie ponoć tylko 6 tys. sztuk, a budowa fabryki, która miała to zmienić, może się posypać. Okazało się jednak, że nie wszystko poszło tak źle.
Na odchodnym kupujemy amunicję za 12 mld złotych. To miało rozwiązać problem?
Rząd Mateusza Morawieckiego tuż przed końcem kadencji, rzutem na taśmę, zlecił zakup amunicji za ogromne pieniądze z budżetu państwa – spółkom, które nie miały w tym zakresie doświadczenia.
Onet.pl dotarł do tajnych dokumentów, które to potwierdzają. Chodzi o uchwałę podjętą pod koniec rządów Morawieckiego w ramach programu Narodowa Rezerwa Amunicyjna. Na jej mocy spółka Polska Amunicja, tworzona przez rządową Agencję Rozwoju Przemysłu i trzy podmioty prywatne, miała wybudować fabrykę produkującą amunicję kal. 155 mm. Mateusz Morawiecki nakazał zakup amunicji od tego konsorcjum za 12 mld zł.
W gąszczu internetowych komentarzy i spekulacji na ten temat trudno zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Czy działania byłego rządu w tej sprawie to kolejna afera? Morawiecki utopił produkcję amunicji w Polsce, czy też, jak chcą przeciwnicy tej tezy, to szukanie haków, sianie dezinformacji i czarnego PR-u?
Powinniśmy zbudować kilka różnych fabryk amunicji
Fakty są takie, że do niedawna Polska nie miała programu amunicyjnego. W marcu 2023 r. rząd przyjął program Narodowa Rezerwa Amunicyjna dotyczący zwiększenia produkcji amunicji artyleryjskiej i wybudowania fabryki produkującej amunicję.
Fabrykę tę w Ząbkowicach Śląskich za 2 mld zł miały budować trzy prywatne spółki, wchodzące w skład konsorcjum Polska Amunicja, którego ofertę wybrano z czternastu oferentów.
Zwolennicy tej decyzji przekonują, że oferta złożona przez konsorcjum wchodzące w skład Polskiej Amunicji jako jedyna spełniała rygorystyczne wymagania. To, że inne, przegrane podmioty protestują, to w sprawie tak poważnych kontraktów nic dziwnego.
Takiej fabryki Polska bardzo potrzebuje. I to nie jednej. – Jesteśmy największym eksporterem amunicji na świecie, ale myśliwskiej – podkreślał gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa Sztabu Generalnego WP.
– Potrzebujemy w dużej ilości różnego rodzaju amunicji, zwłaszcza 155 mm. Dlatego powinniśmy budować fabryki amunicji, a nie jedną, bo inaczej nie uda zapewnić potrzeb amunicyjnych naszej armii – uważa.
Podobno takie też są plany MON. – Podkreślam, że przewidujemy stworzenie więcej niż jednego zakładu, tak by nie można było wyłączyć produkcji jednym uderzeniem. Preferujemy lokalizacje w zachodniej i południowo-zachodniej części Polski – powiedział Paweł Poncyljusz, prezes zarządu spółki Polska Amunicja, cytowany przez Defense24.
Możliwości PGZ są zdecydowanie zbyt małe na zaspokojenie polskich potrzeb amunicyjnych
Przypomnijmy, że udziałowcami Polskiej Amunicji są: Agencja Rozwoju Przemysłu, która ma 51 proc. udziałów, jedynym reprezentantem Skarbu Państwa jest spółka Aranda, która jest wehikułem finansowych PA. Powstała przed dwoma dekadami w celu dokończenie budowy statku B 178 I/23, kontenerowca mogącego przewozić prawie 3100 kontenerów, który został przejęty jako zabezpieczenie ekspozycji finansowej. Przedsięwzięciami związanymi z żeglugą zajmuje się do dziś.
Kolejne spółki to Grupa WB, dysponująca ponad 19 proc. udziałów w Polskiej Amunicji, znany producent powietrznych bezzałogowców, ale także doskonale sprawdzających się, także w naszym wojsku, systemów zarządzania i kierowania walką.
Kolejni udziałowcy to PONAR Wadowice, firma produkująca zawieszenia hydrauliczne do ciężkich pojazdów i spółka TDM -Elektronik, specjalizująca się w procesach chemicznych. Obie spółki mają w konsorcjum po 15 proc. udziałów.
Polska Amunicja nie ma co prawda koncesji na produkcję amunicji, bo może ją uzyskać, zgodnie z wymaganiami, dopiero po certyfikacji pomieszczeń, maszyn i urządzeń produkcyjnych, czyli po powstaniu zakładu.
Natomiast Grupa WB i Ponar Wadowice posiadają koncesję na obrót produktami specjalnymi, w tym amunicją, a także wytwarzanie jej poszczególnych elementów. Część złożonych ofert oparta była na zasadzie pośrednictwa dla sprzedaży amunicji z zagranicy.
– Tak naprawdę to amunicji 155 mm wcale nie produkujemy. Kompletujemy ją z importowanych komponentów – przypomina gen. Jarosław Kraszewski, były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Do tego wciąż w małych ilościach.
Spółka Polska Amunicja przyznaje, że obecne możliwości PGZ są zdecydowanie zbyt małe na zaspokojenie polskich potrzeb amunicyjnych. Ich roczny poziom jest wręcz zbliżony do liczby pocisków, jakie Ukraińcy wystrzeliwują przez jeden czy najwyżej kilka dni. Wsparcie ze strony firm prywatnych jest w tym zakresie niezbędne.
Nie ma co do tego wątpliwości Krzysztof Trofiniak, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej: – Uważam, że nie ma przeciwwskazań, a nawet jest zasadne, by do pewnych prac zaangażować firmy z rynku prywatnego. Pamiętajmy, że amunicji nie produkuje się w jednym miejscu, w jednej fabryce – podkreśla w rozmowie z WNP.PL prezes PGZ.
Dodaje, że oprócz środków finansowych potrzebny jest jednak dobry plan realizacji inwestycji i odpowiednie przygotowanie poszczególnych jej etapów. A tu nie wszystko zostało zrobione właściwie.
– Nie chcę i nie będę narzekał na poprzedników, ale nie wszystko, co dotąd robiono w domenie amunicyjnej odbywało się zgodnie z planem – podkreśla.
Do produkcji dla wojska szykuje się coraz więcej spółek z sektora prywatnego. Państwowe spółki zaspokoją 10 proc. zapotrzebowania
Również gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych RP, w rozmowie z WNP.PL mówi o potrzebie większego wykorzystania prywatnych firm w zakupach dla wojska, bo ich potencjał produkcyjny jest wielokrotnie większy od państwowych zakładów zbrojeniowych, który może zaspokoić zaledwie 10 proc. potrzeb wojska.
– Do produkcji dla wojska szykuje się coraz więcej spółek z sektora prywatnego. Wiele z nich inwestuje własne pieniądze. Sektor prywatny gotów jest wyłożyć też środki na budowę nowej fabryki, a nie tak, jak Polska Amunicja, powołana przez rząd Morawieckiego, wykorzystywać pieniądze państwowe. Ale muszą to być firmy sprawdzone i dobrze zarządzane – uważa gen. Skrzypczak.
Skoro zatem były rząd zdecydował się na inwestycję, którą miały wykonać spółki prywatne, które przez ostatnie lata były raczej w niełasce tej władzy, to może należałoby się cieszyć. Zamiast tego mamy zarzut, że przekazując prywatnym firmom kontrolę nad produkcją amunicji dla wojska, rząd PiS nie zabezpieczył interesów państwa.
Nie należy przy tym wrzucać wszystkich spółek konsorcjum Polska Amunicja do jednego worka, ale trudno pozbyć się wrażenia, że nie koniecznie akurat wszystkie te spółki powinny się znaleźć w amunicyjnym konsorcjum.
To odium będzie ciągnęło się za byłymi rządzącymi. Zwłaszcza, że to nie jedyna inicjatywa, która skończyła się skandalem. Spektakularnym tego przykładem jest budowa fabryki prochu w Pionkach. To była sztandarowa deklaracja PiS, od kiedy szefem Ministerstwa Obrony Narodowej został Antoni Macierewicz.
Strzelanie z kapiszonów. Konsekwencje zaniechań będziemy odczuwać jeszcze przez wiele lat
Pionki miały proch produkować już w 2022 r. Ówczesny premier Mateusz Morawiecki zapowiedział to 2018 r. W rok później, przed wyborami prezydenckimi, premier podpisał z PGZ umowę na dokapitalizowanie spółki Mesko kwotą 400 mln zł, dla zakładów w Pionkach właśnie.
Maszyny wprawdzie kupiono, ale do dziś bezużytecznie stoją w magazynach, bo nie powstały hale, w których miały stanąć. W 2021 r. sprawa trafiła do prokuratury. Cóż z tego, skoro własnego prochu wciąż nie mamy. Konsekwencje tego będziemy odczuwać jeszcze przez wiele lat.
Potem wybuchła polityczna kłótnia, kiedy z trzech polskich spółek (Zakłady Metalowe Dezamet, Mesko oraz Nitro-Chem), które wnioskowały zaledwie o 11 mln euro, Komisja Europejska przyznała Polsce tylko 2,1 mln euro (dostał je Dezamet) z puli 500 mln euro na produkcję amunicji artyleryjskiej.
– Produkcja amunicji to dziś jeden z naszych priorytetów. Musimy zwiększać zdolności i moce produkcyjne. Zmuszają nas do tego z jednej strony wnioski z wojny w Ukrainie, a z drugiej rosnące potrzeby i oczekiwania polskiej armii – przyznaje prezes PGZ.
Wprawdzie pod koniec grudnia 2023 r. Agencja Uzbrojenia podpisała z PGZ umowę na dostawę 300 tys. sztuk amunicji do samobieżnych armatohaubic Krab, jednak, jak podkreśla gen. Skrzypczak, ma ona trafić do wojska do 2029 r., a i taka jej liczba starczyłaby najwyżej na 2 tygodnie walki.
Potrzebny jest narodowy program. Amunicja to racja stanu
– To, co proponuje nam polski przemysł zbrojeniowy, jest kroplą w morzu potrzeb. Potrzebujemy Narodowego Programu Amunicyjnego, który pozwoli w ciągu najbliższych pięciu lat wyprodukować nie 300 tys., ale 3-5 mln sztuk amunicji dla artylerii, ale też do czołgów – uważa gen. Skrzypczak.
Kieruje pochwały pod adresem obecnego kierownictwa, że w porę zastopowało pomysł rządu Morawieckiego, co uchroniło budżet przed wyrzuceniem milionów złotych w błoto.
– Ta decyzja pozwoli teraz na realne budowanie polskiego potencjału amunicyjnego. Apeluję do Donalda Tuska, aby powołał do życia Narodowy Program Amunicji na bazie zrównoważonego przemysłu prywatnego i państwowego – podkreśla gen. Skrzypczak.
Musimy sami produkować amunicję. Import to zbyt wielkie ryzyko w sytuacji kryzysowej
Problem jest palący. Jak mówią wojskowi, sytuacja „w obszarze amunicji” w naszym wojsku jest bardzo zła. Nie jest żadnym usprawiedliwieniem fakt, że problemy z amunicją ma cała Europa.
Jesteśmy dużym państwem w środku Europy, na wschodniej flance NATO i musimy amunicje produkować w kraju, sami. W sytuacji krytycznej z jej dostawami zawsze może być problem.
Niedawny przykład z czasów ministra Mariusz Błaszczaka. W 2022 roku zamówiono amunicję z Republiki Południowej Afryki. Po wyprodukowaniu nie dostarczono jej do Polski, bo rząd RPA nie zgodził się na dostawę ze względu na pełnoskalową wojnę na Ukrainie.
Dlatego musimy mieć własny zasób amunicji. Do tego jednak potrzeba więcej determinacji, zdecydowanych ludzi i odwagi.
– Dziś potrzebne są konkretne decyzje. Tam gdzie możemy, już teraz zwiększamy zdolności w oparciu o obecny potencjał. Staramy się odzyskać zdolności do produkcji nitrocelulozy, bo dziś ten strategiczny komponent jest na świecie trudny do zdobycia wobec dużego zapotrzebowania. Ale na to potrzeba trochę więcej czasu, bo nie wszystko, co dotąd robiono w domenie amunicyjnej, odbywało się zgodnie z planem – przypomina prezes Trofiniak.
Źródło: wnp.pl