Jak ujawnił Onet, członkowie zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego dostali pismo. Do jutra do godz. 14 mają zdecydować, czy je podpiszą. W treści jest podziękowanie dla środowiska sportowego, ale nie tylko. „Żaden przepis prawa nie nadaje Ministrowi Sportu i Turystyki prawa kontrolowania PKOl” – czytamy w treści, co pokazuje prawdziwy cel listu, czyli kolejny etap wojny na linii prezes Radosław Piesiewicz kontra minister sportu Sławomir Nitras. Wiceprezes PKOl Tomasz Chamera mówi wprost, co o tym myśli. I zdradza kolejne szczegóły z samego środka.
- Ujawniliśmy treść pisma skierowanego do członków zarządu PKOl. Teraz dochodzą kolejne szczegóły, a wiceprezes komitetu Tomasz Chamera przyznaje, że już podjął decyzję
- W piśmie czytamy podziękowania dla środowiska sportowego za igrzyska, ale to nie jedyny cel. Chodzi oczywiście o zamieszanie między prezesem PKOl Radosławem Piesiewiczem a ministrem sportu Sławomirem Nitrasem
- – Obowiązkiem prezesa jest przedstawienie faktów. Sam, jako członek prezydium, jestem ciekaw, bo nie mam dostępu do wszystkich informacji – mówi Tomasz Chamera, wiceprezes PKOl
Kamil Wolnicki: Onet ujawnił dzisiaj pismo, jakie PKOl skierował do członków zarządu. Macie czas na podpis do jutra do 14.
Tomasz Chamera (prezes Polskiego Związku Żeglarskiego): Już podjąłem decyzję i przekazałem ją do PKOl. Nie podpiszę tego. Inaczej się umawialiśmy.
„Do tego czasu żadne pisma nie mają sensu”
A jak się umawialiście? Słyszałem plotkę, że w poniedziałek na prezydium zarządu ustalaliście, że to będzie pokojowe pismo.
Umawialiśmy się, że pan prezes Piesiewicz w sposób transparentny odniesie się do zarzutów i wątpliwości, które pojawiły się w przestrzeni publicznej wobec jego osoby, do czego prezes zobowiązał się w wypowiedzi do mediów po zakończonym posiedzeniu prezydium. Uważam, że do tego czasu żadne inne pisma nie mają sensu. Ponadto narracja PKOl powinna odbywać się w sposób koncyliacyjny.
To zweryfikujmy kolejną informację. To nie pierwszy projekt pisma, jaki powstał. Pierwsze było apelem poparcia prezesa, który mieliście podpisać. Prawda czy fałsz?
Nie mogę tego potwierdzić, bo nie byłem wśród tych, którzy taki projekt otrzymali, ale słyszałem, że istniał.
Panie prezesie, jak pan widzi ciąg dalszy obecnej sytuacji? Rozumiem, część zarządu chce, żeby wszystko ujawnić.
Jestem daleki od tego, żeby kogokolwiek ukrzyżować, ale sytuacja całego polskiego sportu nie zrobiła się dobra. Składa się na to kilka elementów. Przede wszystkim wyniki w igrzyskach olimpijskich, choć moim zdaniem osiągnięcia medalowe trudno uznać za niespodziewane. Natomiast wszystkie wątpliwości i zarzuty, które pojawiają się w przestrzeni publicznej wobec prezesa Piesiewicza, uderzają w cały PKOl i polski sport. Moim zdaniem obowiązkiem prezesa jest przedstawienie faktów. Jako członek prezydium też chciałbym poznać więcej faktów, bo nie mam dostępu do wszystkich informacji.
Jako wiceprezes PKOl nie ma pan dostępu do informacji?
Trudno byłoby mi się odnieść do jakichkolwiek dzisiaj zarzutów stawianych prezesowi. Kolegialnie podejmowaliśmy uchwałę dotycząca partnera dostarczającego stroje. Nie mam wiedzy o innych sprawach pojawiających się w przestrzeni publicznej.
Tomasz Chamera zadał to pytanie. Odpowiedź? „W najbliższym czasie”
Słyszałem, że na poniedziałkowym prezydium padło jeszcze jedno pytanie. Mianowicie o wysokość zarobków tych członków, którzy dostają wypłaty.
To ja zadałem takie pytanie. Usłyszałem, że odpowiedź na to również pojawi się w najbliższym czasie. To pytanie także pojawia się w przestrzeni publicznej, więc wymaga wyjaśnienia. Jestem za transparentnością, nie tylko PKOl, starając się dbać o to także w Polskim Związku Żeglarskim, którym zarządzam. Nie widziałem problemu w odpowiedzi na pytanie pana ministra Sławomira Nitrasa o to, kto ze związku był obecny podczas igrzysk. Sport wyczynowy, nie tylko w Polsce, funkcjonuje dzięki środkom publicznym, nie widzę zatem powodów, żeby takich informacji nie udzielać.
Rozłam w polskim środowisku olimpijskim jest już duży?
Rozłam to zbyt daleko idące stwierdzenie. Zazwyczaj w tego typu organizacjach ścierają się różne poglądy i pomysły, ale dopóki jest zdolność do dialogu, to łatwo osiągnąć porozumienie. Najważniejsze, aby nie zgubić z horyzontu celu nadrzędnego, a jest nim dobro i przyszłość polskiego sportu. Mam jednak wrażenie, że nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. Wyzwaniem nie jest jedna, czy druga dyscyplina, ale cały polski sport. Życzyłbym sobie, abyśmy w naszym społeczeństwie doprowadzili do stworzenia prawdziwej kultury funkcjonowania w sporcie od najmłodszych lat aż do poziomu olimpijskiego. Żadna wojna nie przynosi niczego dobrego, a w tym przypadku zabrnęliśmy już (za) daleko. Jako wiceprezes PKOl, prezes PZŻ jestem za transparentnością, rozsądkiem i rzeczowym dialogiem. Mamy wiele do zrobienia.
Pierwszym pęknięciem był jesienno-zimowy zjazd, podczas którego prezes Piesiewicz chciał wydłużyć swoją kadencję?
To była niepotrzebna i, moim zdaniem niewłaściwa inicjatywa, w dodatku niezgodna z zapisami karty olimpijskiej MKOl.
To jak pan sobie wyobraża kolejne miesiące funkcjonowania PKOl?
Liczę, że wszystkie zapytania i niejasności zostaną wyjaśnione. Na razie wszystko jest w rękach prezesa Piesiewicza. To on musi zrobić pierwszy krok, ale inny niż w stronę wojny z ministerstwem, bo to droga donikąd. W sporcie prowadzimy „wojny”, ale z rywalami na arenach, matach, stadionach i akwenach wodnych, a nie z instytucją, dzięki której tak naprawdę polski sport funkcjonuje. Zresztą nie tylko polski, bo taki model jest w wielu krajach.
A jeśli prezes nie zrobi pierwszego kroku?
To związki będą miały nad czym myśleć. Mój na pewno.
Rozważa pan rezygnację z pracy w prezydium PKOl?
Takiego rozwiązania jak dotąd nie rozważałem.
Źródło: onet.pl