– Wspierając ukraińską armię Polska podtrzymała wiarygodność sojuszniczą USA w skali globalnej. Bez polskiego zaangażowania Amerykanie mieliby ogromny kłopot. Przy pomocy Warszawy Waszyngton uzyskał wielkie korzyści geopolityczne. Czy to nie jest kwestia, która powinna spotkać się z jakąkolwiek rekompensatą? Moim zdaniem tak – mówi założyciel i prezes Nowej Konfederacji, Bartłomiej Radziejewski, w rozmowie z BiznesAlert pl.
BiznesAlert pl: Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podczas szczytu NATO w Waszyngtonie powiedział w rozmowie z PAP: „Polska może odegrać rolę w łagodzeniu napięć między USA i Chinami, ale z bolszewicką szczerością mówimy towarzyszom chińskim, że jeśli zmuszą nas do wyboru, to wybierzemy Stany Zjednoczone”. Jak odczytuje Pan słowa ministra?
Bartłomiej Radziejewski: Jako słuszny brak opowiedzenia się po jednej ze stron w konflikcie amerykańsko-chińskim, w którym Polska nie ma bezpośrednich interesów. Jednak realnie nie możemy odegrać znaczącej roli w łagodzeniu napięć między Chinami i USA. To, że minister Sikorski kieruje takie przesłanie do obu supermocarstw jest miarą zręczności dyplomatycznej. W obecnej rozgrywce międzynarodowej, to nie Chiny naciskają na wybór, a Stany Zjednoczone. MSZ wysyła sygnał do Państwa Środka, że możemy rozwijać obustronne relację w sposób nieantagonizujący Amerykanów. A Stanom Zjednoczonym – że nie będziemy tu „bardziej papiescy od papieża”.
Jakiej polityki wobec Chin potrzebuje Polska?
Potrzebujemy względem Chin strategii i przemyślanej polityki. W ostatnich latach mieliśmy ją w śladowym stopniu, teraz ona zaczyna się kształtować. Pierwsze nie może dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że np. polska strategia bezpieczeństwa narodowego jest słabym i nieaktualnym dokumentem, do którego nigdy nie pojawiły się akty wykonawcze. Co oznacza, że de facto nie ma strategii bezpieczeństwa narodowego. W dobie fundamentalnej dla nas wojny za miedzą.
Inaczej niż dla USA, Chiny nie są egzystencjalnym zagrożeniem dla Polski. W ostatnim czasie Amerykanie próbują zmobilizować wszystkich sojuszników do podzielenia amerykańskiej polityki powstrzymywania względem Chin. W tej sytuacji Polska z jednej strony nie może ignorować potrzeb kluczowego alianta. Z drugiej jednak, nie powinna zaprzepaszczać szans, jakie daje współpraca z Chinami.
Jakie to szanse?
Dywersyfikacja polityki zagranicznej, czego przykładem jest niedawna wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach. Podczas niej padły ważne deklaracje ze strony chińskiej, a sama aktywność polskiego prezydenta została wsparta także przez rząd Donalda Tuska. Był to rzadki moment ponadpartyjnego konsensusu. Polska realizując samodzielną polityką względem Chin będzie ważniejszym partnerem dla Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Szansą jest eksport polskich produktów rolnych, ale też – co ważniejsze – współpraca w dziedzinie energetyki, robotyki, biotechnologii czy sztucznej inteligencji. Uważając przy tym, aby samemu nie zostać zwasalizowanym przez Państwo Środka.
Kolejną kwestią jest konkretna współpraca polityczna. Weźmy przykład kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Polscy politycy zaczęli dostrzegać, że Chińczycy mogą być lewarem na Białoruś i jej presję migracyjną. Ewentualna blokada przejść granicznych, czy choćby zwiększenie na nich kontroli, jest w stanie uderzyć w chiński obrót handlowy z Europą. Przez polski port przeładunkowy w Małaszewiczach przejeżdża gros chińskich towarów. Dzięki geografii jesteśmy bramą Chin do Unii Europejskiej. Jeśli Chińczycy będą tracić na ograniczaniu przepływu towarów, mogą naciskać na Białoruś i Rosję, aby zmniejszyły presję migracyjną.
A czy także względem USA jesteśmy w stanie prowadzić bardziej podmiotową politykę, oczywiście zdając sobie sprawę z różnicy potencjałów obu państw?
Fundamentalnym problemem jest brak podmiotowości Polski w relacjach z USA. Możemy prowadzić bardziej suwerenną politykę wobec Stanów Zjednoczonych wychodząc choćby z założenia amerykańskiej kultury politycznej, która jest bardzo kupiecka. Amerykanie szanują tych, którzy umieją twardo negocjować i są do tego przyzwyczajeni. Polskim problemem jest uważanie, że za wsparcie w dziedzinie bezpieczeństwa należą się Amerykanom same „darmowe obiady” nad Wisłą. Chociażby preferowanie kupna amerykańskiego uzbrojenia. Jednak w relacjach międzypaństwowych nie ma nic za darmo.
Zatem jakie mamy „karty przetargowe” w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi?
Najlepszym przykładem jest polskie zaangażowanie w obronę amerykańskich interesów, podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wsparcie Polski, było w mojej ocenie fundamentalne. Zabezpieczyliśmy nie tylko swój interes narodowy, ale także amerykański. Nie wystawiliśmy za to Amerykanom żadnych rachunków, co można było zrobić. To był ważny błąd polskiej dyplomacji. Warto wyciągnąć z niego lekcję i nie powtarzać go w przyszłości.
Wyobraźmy sobie, że Polska w czasie pełnoskalowej agresji na Ukrainę przyjęłaby postawę podobną do Węgier. To otworzyłoby inną dyskusję na temat przebiegu konfliktu. Polska była hubem logistycznym i zapleczem operacyjnym konfliktu. Wspierając ukraińską armię Polska podtrzymała wiarygodność sojuszniczą USA w skali globalnej. Bez polskiego zaangażowania Amerykanie mieliby ogromny kłopot. Przy pomocy Warszawy Waszyngton uzyskał wielkie korzyści geopolityczne. Czy to nie jest kwestia, która powinna spotkać się z jakąkolwiek rekompensatą? Moim zdaniem tak. Można było negocjować rozmaite kwestie. Chociażby transfery technologiczne, zwiększenie pomocy wojskowej, w tym większą liczbę amerykańskich żołnierzy w Polsce. Nie wykorzystaliśmy swojego pięć minut w tej wojnie. Ale przecież na wojnie ukraińskiej sprawa się nie kończy.
Polska jest kluczowym, zwornikowym krajem wschodniej flanki NATO. Bez nas praktycznie nie ma możliwości obronny krajów bałtyckich, a linia obrony państw skandynawskich wygląda mniej korzystnie. To jest silna karta przetargowa. Poza tym zupełnie bezzasadna jest nasza permanentna bierność i wtórność w relacjach z Amerykanami. Oni sami nieraz się frustrują, widząc, że nie zachowujemy się jak podmiotowy sojusznik, przedstawiający własne koncepcje i preferencje w dziedzinie bezpieczeństwa, a jak uczniak wiecznie czekający na wytyczne.
Dlaczego Polska nie postawiła na realizację własnych celów strategicznych wobec USA?
Wielu wybitnych myślicieli polskiej tradycji intelektualnej podkreśla naszą niedojrzałość polityczną. Dochodzą do tego kompleksy i ślepe zapatrzenie w Stany Zjednoczone. A także brak dostrzegania odmiennych interesów. Polską słabością jest także niezdolność do negocjowania i formułowania celów. Ostatecznie, wszystko sprowadza się natomiast do słabości państwa, zarówno w sensie instytucjonalnym, jak i kadrowym.
Źródło: biznesalert.pl