Kto nie chce Borsuka w polskim wojsku? Zamiast dostaw piętrzą się problemy

Pośród najważniejszych ze 150 umów, które Ministerstwo Obrony Narodowej planuje podpisać w tym roku, zabrakło – przynajmniej na razie – tych kluczowych na sprzęt z polskiej zbrojeniówki: na wozy bojowe Borsuk i systemy przeciwpancerne Pirat. Dlaczego wojsko nie kupuje tej broni, skoro jest mu pilnie potrzebna?

Przypomnijmy, że dialog techniczny (prowadzony w zamówieniach publicznych) dotyczący nowego bojowego wozu piechoty, w którym brało udział kilkanaście podmiotów z kraju i z zagranicy, ruszył w 2012 r. W marcu 2013 r. Ministerstwo Obrony Narodowej zawarło umowę z Hutą Stalowa Wola na opracowanie takiej konstrukcji. W 2014 r. powołano konsorcjum, którego liderem została Huta Stalowa Wola.

Zakładano, że prototyp Borsuka powstanie do listopada 2019 r. Prace rozwojowe miały zakończyć się do czwartego kwartału 2021 r., a w 2022 r. Borsuk miał osiągnąć gotowość do produkcji seryjnej.

Od tego czasu karuzela zmian w wymogach taktyczno-technicznych podawanych przez wojsko oraz deklaracji rozpoczęcia produkcji wciąż się kręci… Wojsko chciało dostać dobrze opancerzony wóz bojowy o wysokiej odporności balistycznej, ale również odporny na wybuchy min, a jednocześnie mogący pływać.

To okazało się nie lada wyzwaniem dla projektantów Borsuka… Nie sposób było połączyć obu tych wymogów. W rezultacie opracowano dwa prototypy tego wozu. Lżejszy, pływający, o wadze 28 ton oraz ciężki, ważący 35 ton.

Wojsko z początku ciężkim wozem nie było jednak wówczas zainteresowane, więc prace nad nim szybko przerwano (choć w zeszłym roku sprawa tego projektu odżyła). Wymogi technologiczne wojska spowodowały, że prace nad nowym wozem długo się ślimaczyły.

Model nowego Borsuka z prototypem zdalnie sterowanego systemu wieżowego (ZSSW) pokazano oficjalnie na XXV Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach w 2017 r.

Prace nad Borsukiem zakończono, ale wciąż prowadzone są badania wozów w terenie

Prace przygotowawcze wciąż jednak nie szły planowo. Poszukiwanie kompromisu, by zapewnić załodze wozu dobrą ochronę, a jednocześnie skonstruować pancerz tak lekki, by wóz mógł pływać, okazało się niezmiernie trudne.

Do tego, jak to bywa często w polskiej zbrojeniówce, brakowało pieniędzy… Dopiero po aneksie (w październiku 2023 r.) ów budżet wzrósł do ponad 350 mln zł (to i tak ułamek kwoty, jaką na stworzenie podobnego wozu przeznacza się na Zachodzie).

Prace nad wprowadzeniem Borsuka do służby nabrały tempa dopiero po 2021 r., a rok później, po wybuchu wojny w Ukrainie, jeszcze bardziej przyspieszyły. Polska Grupa Zbrojeniowa ogłosiła, że produkcja Borsuków ruszy w latach 2023-2024.

Wciąż ich jednak nie ma… Mimo zapewnień, że są potrzebne „na wczoraj”. Choć sytuacja za naszą wschodnią granicą spowodowała , że modernizacja polskiej armii mocno przyspieszyła, to w przypadku bojowych wozów piechoty nasze wojsko wciąż jest skazane tylko na stary posowiecki sprzęt.

Wojsko musi pilnie zastąpić ponad tysiąc przestarzałych bojowych wozów piechoty BWP-1. Nowe wozy są tym bardziej potrzebne, ponieważ część naszych poradzieckich egzemplarzy przekazaliśmy Ukrainie.

Prace nad Borsukiem zakończono, ale – jak dotychczas – wciąż słyszymy o prowadzeniu badań, których końca nie widać. Tymczasem od ich pomyślnego zakończenia zależy dalszy los tej konstrukcji. Oczywiście: robota nad nowym wozem od projektu do produkcji musi potrwać. Nawet zachodnim firmom zbrojeniowym zajmuje to około dekady, a z reguły – nawet więcej.

MON odeszło od wymogów pływalności, których tak konsekwentnie przestrzegało

W lipcu 2023 r. przedstawiciel Agencji Uzbrojenia poinformował, że badania kwalifikacyjne nowego pływającego bojowego wozu piechoty Borsuk są w 70 proc. zgodne z planem.

W 2024 r. miała ruszyć jego produkcja. Wcześniej zakładano, że ta nowość trafi do jednostek już w 2023 r. Później ówczesny minister obrony Mariusz Błaszczak ogłosił jednak, że dostawy pierwszych pojazdów BWP Borsuk zaplanowane są na lata 2024-2025.

I wciąż nie ma pewności, że tegoroczny termin zostanie dotrzymany. Dotychczas Huta Stalowa Wola dostała zamówienie i wyprodukowała sześć sztuk.

Według niedawno uzyskanych informacji HSW, oprócz sześciu zamówionych i dostarczonych dla wojska egzemplarzy, z własnej inicjatywy i za własne środki produkuje kolejnych 18 Borsuków. Zakład może ich obecnie wytwarzać 50 sztuk rocznie, ale planuje zwiększyć produkcję do 100 rocznie. Najpierw jednak MON musi podpisać umowę wykonawczą, a tej wciąż nie ma.

Za rządów PiS-u w lutym 2023 r. Agencja Uzbrojenia zawarła umowę ramową na pozyskanie 1,4 tys. szt. Borsuków – tych lżejszych, pływających. Tyle że terminów dostaw w ogóle wtedy nie wskazano.

Z kolei w sierpniu 2023 roku ówczesny szef MON-u w 2023 r. zatwierdził kolejne trzy umowy ramowe z Polską Grupą Zbrojeniową na nowe pojazdy dla Wojska Polskiego. Na lekkie pojazdy rozpoznawcze, nowe kołowe transportery opancerzone oraz, wedle zapowiedzi, 700 bojowych wozów piechoty Borsuk, w wersji ciężkiej, dla której nie ma już wymogu pływalności.

Stało się tak po doniesieniach o planach resortu obrony, zgodnie z którymi część polskich wojsk mogła być wyposażona w bojowe wozy piechoty z zagranicy.

Wskazywano na zakup w Korei Południowej ciężkich wozów bojowych K-21, mogących pokonywać przeszkody wodne przy wykorzystaniu nadmuchiwanych pływaków lub na ich rozwinięcie – AS-21 Redback, ciężki wóz niepływający.

To sugerowało, że MON częściowo odeszło od wymogów pływalności, których tak konsekwentnie przestrzegało i które mocno skomplikowały prace nad Borsukiem.

Borsuka można zobaczyć na tegorocznych targach Eurosatory 2024 w Paryżu

W przyszłości koreańskie wozy lub ciężkie Borsuki (jeśli w ogóle powstaną) miałyby współdziałać z amerykańskimi Abramsami, a pływające Borsuki, których pierwsze egzemplarze już powstały – z koreańskimi czołgami K2. Po prawdzie nie wiadomo jednak, czy MON w ogóle rozważa jeszcze zakup bojowych wozów piechoty w Korei Południowej. Nie wiadomo też, kiedy dojdzie do podpisania umowy wykonawczej na ciężkie Borsuki. W tej ramowej zaplanowano dostawę tych wozów za dwa lata.

Do tego budowa demonstratora, a następnie prototypu takiego wozu jest zależna od przekazania wymagań przez wojsko. A tego nie ma. To znaczy, że budowa ciężkiego BWP znacznie się rozciągnie.

Z MON-u płyną tylko informacje, że wciąż trwają badania kwalifikacyjne lżejszego Borsuka, a po ich pozytywnym zakończeniu planowane jest zawarcie umowy wykonawczej. Natomiast o ciężkich Borsukach nie wiadomo praktycznie nic konkretnego.

W przypadku lekkich Borsuków kwietniu tego roku zakończono pomyślnie techniczną część badań prototypu, a końcowe uwagi przekazano wykonawcy do wprowadzenia. Borsuki, które są już w wojsku, przechodzą sprawdziany w terenie – w warunkach zbliżonych do bojowych.

Optymistycznie brzmi też informacja, że MON chce pozyskać dla armii – w ramach umów wykonawczych Borsuki – w liczbach wskazanych w umowie ramowej. Problem w tym, że wciąż nie wiadomo, kiedy… Tymczasem Borsuk pojechał do Paryża. Można go tam zobaczyć na czerwcowych targach Eurosatory 2024.

Broń chwalona i nagradzana na branżowych wystawach wciąż pozostaje prototypem

Podobna sytuacja dotyczy innego, potencjalnie ważnego polskiego uzbrojenia. To przeciwpancerny pocisk kierowany Pirat naprowadzany laserowo polsko-ukraińskiej konstrukcji.

Jest on produkowany w firmie Mesko we współpracy z CRW Telesystem-Mesko. I choć trafił w swój czas, czego dowodzą rezultaty użycia podobnych systemów produkcji ukraińskiej przeciw rosyjskim czołgom, polskie MON do tej pory nie przejawiało gorliwości w ich zakupie.

Pirat to kolejny przykład braku zainteresowania wojska rozwiązaniami opracowanymi przez przemysł w Polsce. Podobnie zresztą, jak i amunicja programowalna 155 mm polskiej produkcji, o której też cicho.

Nad projektem Pirat, lekkim przeciwpancernym pociskiem kierowanym o zasięgu 2,5 km, naprowadzanym na odbite światło lasera, Mesko wraz z innymi spółkami pracuje już od dziesięciu lat.

Centrum Rozwojowo-Wdrożeniowe Telesystem-Mesko stworzyło laserową głowicę śledzącą i zespoły elektroniczne, a także zintegrowało pocisk z laserowym podświetlaczem celu LPC- 1. W opracowaniu systemu wykorzystano wiedzę i doświadczenie ukraińskiej spółki KB Łucz, producenta przeciwpancernych pocisków kierowanych Korsar.

Pod koniec 2020 r. zakłady Mesko zakończyły opracowywanie tego systemu. Przeprowadzono badania poligonowe pocisku, opracowano dokumentację do produkcji seryjnej, a także zakończono prace związane z przygotowaniem jego produkcji.

W firmie Mesko twierdzą, że można już niezwłocznie dokończyć projekt, w który MON zainwestowało kilkanaście milionów zł, a który bardzo przydałby się żołnierzom w tym niespokojnym okresie. Ale zakończenie pracy rozwojowej – prowadzonej na mocy umowy z Agencją Rozwoju Przemysłu – nie oznacza końca prac nad dalszym udoskonalaniem konstrukcji.

Dlaczego zatem broń chwalona i nagradzana na branżowych wystawach wciąż pozostaje prototypem i nadal ma „pod górkę”? Analitycy wojskowi wskazują, że zmieniają się „asekuracyjnie” wymagania pocisków, nie mówiąc nic o terminie ich pozyskania.

Jeśli prawdą jest – bo te parametry nie są jawne – że wojsko wymaga, aby Pirat przebijał co najmniej 700 mm pancerza stalowego, to dla lekkiego przeciwpancernego pocisku, jakim jest Pirat, bez zakupu nowych technologii może to być zadanie nie do wykonania…

W sprzyjających warunkach Pirat mógłby być naszym hitem eksportowym

Jeśli wojsko zbiera doświadczenia z walk w Ukrainie (a trudno sobie wyobrazić, by tego nie robiło), to wie, że wojna u naszych sąsiadów pokazuje, iż do niszczenia rosyjskich czołgów nadają się systemy przeciwpancerne o mniejszej przebijalności – takiej, jaką posiada Pirat.

Poza tym wydaje się, że nie bardzo jest sens używać drogich pocisków o dużej przebijalności i zasięgu do niszczenia transporterów, wozów opancerzonych i innego sprzętu. Pirat jest na takie cele w sam raz.

W krajach zachodnich, gdzie analizuje się ukraińskie doświadczenia, wnioski wskazują na potrzebę produkcji niedrogiej rakiety, możliwej do nabycia w dużych pulach, przystosowanej do zróżnicowanych potrzeb bojowych.

W przypadku Pirata problemem może też być to, że pocisk naprowadzany jest na odbite światło lasera. To oznacza, że przez cały czas drogi do celu musi być oświetlany, co naraża strzelającego na wykrycie. Ale pociski z takimi systemami są też na Zachodzie i w Ukrainie – i dobrze się sprawdzają.

Najwyraźniej resort obrony (niezależnie od barw politycznych) żywi rezerwę do uzbrojenia naprowadzanego laserowo, które proponuje polski przemysł. Dodajmy,  że że wiadomo, iż zakupem tych rakiet zainteresowanych jest kilka krajów. Na fundamencie Pirata spółka Mesko opracowała nowy lekki zestaw przeciwpancerny Jack-S, którego konstrukcja powstała z uwzględnieniem wymagań klientów zagranicznych. Niewykluczone, że mógłby to być nasz hit eksportowy. Ale nikt też za granicą raczej nie kupi rakiety, której nie chce nabyć  wojsko w kraju jego producenta.

Podobnie może być z Borsukiem. By stałe się kołem zamachowym dla rozwoju polskiej zbrojeniówki, potrzebne są kontrakty wykonawcze. A tych na razie nie ma i nie wiadomo, kiedy będą.

Więcej postów