Na finiszu kampanii wyborczej do europarlamentu ruszyliśmy w trasę przez Podkarpacie śladami Daniela Obajtka. Chociaż o kandydacie PiS mówi się, że jest jak Yeti, o którym wszyscy mówią, a nikt nie widział, to jego podobizna upstrzyła krajobraz niemalże całego województwa. Ci, którzy mieli okazję go spotkać, mają raczej mieszane uczucia. —Sprzedałam mu trzy oscypki, a od koleżanki obok kupił aniołka. Nie zabiegał tu o głosy, jakby się czegoś obawiał — słyszymy w jednej z bieszczadzkich miejscowości.
- Były prezes Orlenu konsekwentnie unika stawiania się przed sejmową komisją śledczą, tłumacząc, że jest zajęty kampanią wyborczą. Wyruszyliśmy na Podkarpacie, by sprawdzić, jak jego kandydaturę odbierają wyborcy
- My całą rodziną jesteśmy za PiS, a jak Obajtek zasłużył na „jedynkę” na liście to i na nasz płot — przyznaje mieszkaniec Krosna, wskazując na jeden z setek banerów z wizerunkiem Daniela Obajtka, jakie wiszą w całym województwie
- W rozmowach z mieszkańcami prócz poparcia dla PiS można usłyszeć sporo legend, jakie już narosły wokół „jedynki” PiS w wyborach do europarlamentu
- Nie miał ze sobą żadnych ulotek, nie agitował, nie zagadywał, tak jakby się czegoś może obawiał. Kupił trzy oscypki u mnie i chyba aniołka tam na straganie naprzeciwko — opowiada nam jedna z niewielu osób, które miały okazję spotkać Daniela Obajtka
Podkarpackie legendy o Danielu Obajtku
Wokół Daniela Obajtka na Podkarpaciu narosło już wiele legend. Tu w regionie to nic dziwnego. Niemalże w każdej mniejszej bądź większej miejscowości z dziada pradziada krążą historie o trudnych do wyobrażenia wydarzeniach, które tłumaczą jej dzieje.
Odkąd były prezes Orlenu został tu jedynką PiS na liście wyborczej do europarlamentu, to on stał się bohaterem takich opowieści. — Ludzie mówią, że on jest tu codziennie. Tylko wybiera te mniejsze miejscowości, żeby nie było tłumów i przyjeżdża tu w eskorcie. Służą u niego byli agenci GROMU — mówi nam jeden z lokalnych działaczy PSL-u na Podkarpaciu. Inna wersja tej opowieści mówi o rozstawionych „na czatach” pomocnikach Obajtka, którzy mają dać mu znać, gdyby zbliżała się policja.
Krążą również pogłoski, że policja podkarpacka Obajtkowi sprzyja. — Nie wszędzie przyszła jeszcze miotła nowej władzy i w podkarpackich komendach rządzą jeszcze funkcjonariusze z nadania PiS — opowiada jeden z podkarpackich policjantów.
Nieuchwytny Daniel Obajtek
Kandydata PiS przez kilka tygodni próbowali odnaleźć małopolscy policjanci, by wręczyć mu wezwanie na przesłuchanie przed sejmową komisją śledczą badającą aferę wizową. Gdy pod siedmioma wskazanymi adresami go nie zastali, o pomoc poprosili kolegów z Podkarpacia. Ci zarzekają się, że robili wszystko, by wezwanie Obajtkowi dostarczyć.
Przewodniczący komisji śledczej Michał Szczerba chce, by były prezes Orlenu odpowiedział na pytania związane z zatrudnianiem cudzoziemców przy inwestycji Olefiny III. Obajtek konsekwentnie twierdzi, że prowadzi kampanię i na zeznania czasu nie ma. Komisja chciała, by sąd nakazał jego doprowadzenie, ale w czwartek taki wniosek został odrzucony.
Dowodem Obajtka na to, że grafik ma naprawdę napięty, mają być wpisy w mediach społecznościowych. Choć — jak się okazało — dziennikarzom śledczym udało się wyczytać z nich także adres wynajmowanego w Budapeszcie apartamentu. Kandydat PiS zarzuty o goszczenie u rodziny Victora Orbana odpierał tak: — Oczywiście, że jestem w Polsce. Powiat krośnieński. Jestem na Podkarpaciu.
Śladem Daniela Obajtka
Na finiszu kampanii ruszyliśmy więc przez województwo podkarpackie, by odnaleźć ślady Daniela Obajtka. Droga od Jasła po Krosno usłana jest plakatami kandydatów PiS do europarlamentu: Władysława Ortyla, Bogdana Rzońcy, Marka Kuchcińskiego, ale to podobizna pierwszego na liście byłego szefa Orlenu zajmuje większość płotów, przydrożnych barierek i tablic ogłoszeniowych.
Kolejna z legend na Podkarpaciu głosi, że to sam Daniel Obajtek ma zabiegać, by jego plakaty dominowały w krajobrazie, a te konkurentów — zarówno z KO, jak i z PiS — znikały.
— Sam ten plakat mocowałem. Zięć załatwił baner i powiesiliśmy. My całą rodziną jesteśmy za PiS, a jak Obajtek zasłużył na „jedynkę” na liście to i na nasz płot — opowiada starszy mieszkaniec Krosna. Przy tutejszym kościele obok wspomnianych polityków zawisł jeszcze jeden baner z hasłem „Jezus Chrystus zawsze numerem 1”.
— Ja jeszcze nie zdecydowałam — odpowiada mi starsza pani, która ukwieca swoją przydomową kapliczkę. Obok wywieszonych przy domach biało-czerwonych flag czy gniazd bocianów na słupach energetycznych są one stałym elementem niemal każdej podkarpackiej miejscowości. Na płocie mojej rozmówczyni w Targowiskach w powiecie krośnieńskim wisi obok baneru Daniela Obajtka także ten z podobizną dotychczasowego europosła PiS Bogdana Rzońcy.
— Nie wiem nawet, czy pójdziemy na eurowybory, bo w niedzielę wypadł nam wyjazd. Zaświadczenia my nie wzięli, a też nie jestem przekonana na kogo głosować — odpowiada krótko i chowa się do domu.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
W okolicy wisi jeszcze kilka plakatów lidera listy PiS. Ale na tablicy ktoś zawiesił także ogłoszenie z podobizną Daniela Obajtka i hasłem: „Czy widziałeś tego człowieka? Dzwoń, jeśli coś wiesz”. — Ludzie są po prostu zawistni. Pewnie to ci sami, co te plakaty Platformy tu przywiesili. Oni się po prostu Obajtka boją — komentuje ogłoszenie jeden z mieszkańców Targowisk, wskazując na wiszące obok plakaty europosłanki KO Elżbiety Łukacijewskiej.
Im bliżej powiatu sanockiego, tym podobizn Daniela Obajtka jest więcej. Kierujemy się do Strachociny, skąd kandydat dzielił się relacją 16 maja. A dzień później dołączał swoje zdjęcie i wyjaśnienia: „Jak zwykle »przychylne« media donoszą, że nie było mnie w Strachocinie i że ktoś robi za mnie zdjęcia. No to na dowód wrzucam zdjęcie ze sobą, choć nie lubię tego robić w miejscach kultu.” Miał wtedy spotkać się z prałatem miejscowej parafii. Nam nie udało się go zastać, ale jeden z mieszkańców słyszał o wizycie.
— Ja go tu nie widziałem, tylko mówili sąsiedzi po mszy, że był. Ale czy to potrzeba, żeby się z każdym spotykał? Ile to czasu by stracił, żeby każdą wieś objechać i jeszcze z ludźmi gadać. Wiadomo, ile dobrego dla Polski zrobił, jak dobrze zarządzał taką wielką firmą, to wystarczy — mówi nam mieszkaniec Strachociny, którego spotykamy pod sklepem. — A jak wygląda, to też każdy widzi — wskazuje na jeden z kilku banerów wyborczych Obajtka, jakie wiszą we wsi.
Eurokampania tu nie dotarła
Po drodze odwiedzamy także takie miejscowości, gdzie trudno zauważyć, by kampania do europarlamentu w ogóle się toczyła. Przed urzędem gminy Besko w powiecie sanockim na masztach powiewają trzy flagi: gminna, biało-czerwona i Unii Europejskiej. W okolicy o tym, że w niedzielę decydować będziemy o przyszłym kształcie UE, skromnie przypominają trzy plakaty: Obajtka, Rzońcy i kandydatki KO Teresy Kubas-Hul.
— Tu nikt o tym nie rozmawia i powiem pani, że mnie się wydaje, że mało kto na te wybory pójdzie — mówi mi sprzedawczyni ze stoiska z odzieżą, tuż obok urzędu. — Jeszcze te samorządowe wybory ludzi interesowały, a te europejskie… i tak kto ma się dostać, to się dostanie do tej Brukseli, a nam to w niczym nie pomoże — mówi.
—A ja na wybory pójdę, ale jeszcze nie wiem, na kogo zagłosuję, bo się tym nie interesowałam — odpowiada jej klientka.
—A może na Obajtka? — zaczepiam, ale rozmówczyni kręci głową i milknie.
„Idą, żeby dostać się do koryta”
Do dyskusji dołącza starszy mężczyzna w kapeluszu. — Ja nie stąd, ja z Polańczyka… — mówi z wyraźnym akcentem, zaciąga. — Żaden PiS ani PO. Oni tam idą tylko po to, żeby dostać się do koryta — mówi. Zaczyna tyradę, atakując Ukraińców. Mówi, że będzie głosował na Konfederację, bo „wcale nam ta Unia niepotrzebna”.
Tych antyukraińskich nastrojów jest wśród mieszkańców Podkarpacia sporo. Podobnie jak plakatów jednego z kandydatów Konfederacji – Tomasza Buczka. Ich liczbą może dorównać Danielowi Obajtkowi. To 38-letni przedsiębiorca z Kolbuszowej i wieloletni działacz organizacji narodowych i katolickich na Podkarpaciu. W tych wyborach liczy na odbicie mandatu KO.
Soliński trop Daniela Obajtka
Gdy pokonujemy kolejne kilometry trasy, mijając dziesiątki kolejnych takich podobizn byłego szefa Orlenu, na jego profilu w mediach społecznościowych pojawia się kolejny wpis: „Podkarpacie staje się coraz ciekawszym miejscem do odpoczynku — kolejka gondolowa nad Soliną to tylko jedna z wielu atrakcji”.
Do niego Daniel Obajtek dołącza dwa zdjęcia — sprzed kas samoobsługowych do kolejki gondolowej i z balkonu domku letniskowego z wagonikiem kolejki w tle. Jedziemy sprawdzić, czy kandydata PiS rzeczywiście ktoś w Solinie spotkał.
Zdjęcia Obajtka pokazuję sprzedawczyniom w jednym ze straganów na deptaku prowadzącym do zapory na jeziorze Solińskim. — A tak był tu — przyznaje od razu jedna z nich. — No, ale nie dziś. To było w któryś dzień po Bożym Ciele — piątek albo sobota — dodaje druga.
„Kolega zadzwonił do szwagierki, dał cynk”
Opowiadają, że kandydat PiS pojawił się w Solinie wczesnym rankiem, koło godz. 9, gdy deptak był prawie pusty. Tłumy turystów zwiedzających zaporę i korzystających z kolejki gondolowej pojawiają się zwykle dużo później. — Nie wiemy, czy jechał kolejką, ale schodził z góry, jakby ze stacji. Podszedł tu do naszego stoiska. Ja go po głosie poznałam — opowiada sprzedawczyni.
I dodaje: — Nie miał ze sobą żadnych ulotek, nie agitował, nie zagadywał, tak jakby się czegoś może obawiał. Kupił trzy oscypki u mnie i chyba aniołka tam na straganie naprzeciwko – pokazuje na sklepik z typowymi dla tego miejsca pamiątkami: maskotkami, drewnianymi „bieszczadzkimi aniołami”, magnesami, kubkami, pluszowymi gęsiami.
—Jakby nie miał nic do ukrycia, jakby był niewinny, to by też przed komisją tak nie uciekał — włącza się do rozmowy druga ze sprzedawczyń. — Zresztą jak sobie poszedł, to kolega zadzwonił od razu do szwagierki. Bo ona jest w takiej grupie, co Obajtka szukają, dał jej cynk – opowiada kobieta.
— Daniel Obajtek nie cieszy się tu sympatią? — pytam.
—Mówi się, że Podkarpacie jest całe za PiS. A prawda jest taka, że to się zmienia. Starsi to pewnie, pójdą dalej na nich głosować, bo oni wierzą tylko w to, co im przez 8 lat w telewizji publicznej gadali i tego się już nie zmieni. Ale dużo osób się przekonało, co to za jedni i do Obajtka mają bardzo duży dystans — mówi sprzedawczyni.
I dodaje: — Wie pani, o co tu ludzie mają do niego też pretensje? Proszę zobaczyć, jak on tymi plakatami całą okolicę zaśmiecił. Kolega policzył i od Soliny do Bóbrki 17 plakatów samego Obajtka.
Rywalizacja PiS w pigułce
Wracamy trasą w stronę Bóbrki, żeby też policzyć — zgadza się. Sprzedawczynie mówią, że to w tej miejscowości prawdopodobnie Obajtek zrobił drugie ze zdjęć. — Kolejkę gondolową z takiej perspektywy to właśnie z Bóbrki widać — zapewniają.
Śladów Daniela Obajtka trudno nie zauważyć także w Brzozowie, gdzie — jak zapewniali jego sztabowcy — zorganizował spotkanie z mieszkańcami. Na wjeździe do miejscowości wita billboard z jego podobizną, kawałek dalej baner, na którym jest razem z Jarosławem Kaczyńskim. Ale dosłownie potknąć można się o kandydata na brzozowskim rynku.
Tu jak w pigułce widać jak rozmachem kampanii Daniel Obajtek chce przyćmić konkurentów — także tych z listy PiS. Tabliczkę z jego plakatem znajdujemy tuż przy wejściu do biura poselskiego Bogdana Rzońcy. Przykrywa…plakat europosła Rzońcy.
„Chodzenie z zapałką po buszu”
—A czy to ważne, który pójdzie do europarlamentu? — odpowiada mieszkaniec Brzozowa, gdy pytam, jak mu się ta wewnętrzna rywalizacja w PiS podoba. I zaznacza: — Najważniejsze, że wygra PiS. Tego jestem pewien.
Szybko wyjaśnia, że kiedyś działał w PiS, jest też byłym wojskowym. Chwilę wcześniej usłyszał o śmierci polskiego żołnierza na granicy polsko-białoruskiej. Jest wyraźnie poruszony. —Widzi pani, co się dzieje?! Ta sytuacja jest niebezpieczna jak chodzenie z zapałką po wysuszonym buszu. Jedna iskra i wszystko może spłonąć — mówi.
Tą metaforą opisuje kwestie związane z bezpieczeństwem Polski. — Tylko PiS jest dziś gwarantem bezpieczeństwa. I z Obajtkiem czy bez — ja nie będę zdradzał teraz na kogo zagłosuję — wygramy — mówi z przekonaniem.
Żródło: onet.pl