Niemcy w tarapatach. Zaczyna im brakować ważnych surowców

Niezależny dziennik polityczny

Największa gospodarka Europy nie radzi sobie zbyt dobrze. Właśnie pogrążyła się w stagnacji, a do tego dochodzi jeszcze problem wiszący nad nią jak miecz Damoklesa: coraz większa zależność od importu ważnych surowców.

Do najważniejszych surowców importowanych do Niemiec  należą miedź, lit  oraz metale ziem rzadkich, znane również jako pierwiastki ziem rzadkich (i pod angielskim skrótem REE, od rare-earth elements). Te ostatnie to skandowce (skand i cer), oraz lantanowce (lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lutet).

Wcale nie takie rzadkie

A tak w ogóle te metale wcale nie są aż tak rzadkie, jakby ich zbiorcza nazwa wskazywała. Najrzadziej spośród nich spotykany na Ziemi tul jest co najmniej równie powszechny jak złoto. Wyjątkiem jest promet, który w przyrodzie praktycznie nie występuje, gdyż posiada jedynie radioaktywne izotopy o bardzo krótkim czasie połowicznego rozpadu, wynoszącym w wypadku najstabilniejszego z nich zaledwie niespełna sześć lat.

Metale ziem rzadkich rzadko jednak występują w takich ilościach, żeby ich wydobycie było ekonomicznie opłacalne.

Studium zlecone przez spółkę KfW Research należącą do niemieckiego banku KfW i opublikowane w zeszłym tygodniu przez firmę doradczą IW Consult oraz Instytut Fraunhofera Badań Systemowych i Innowacji (Fraunhofer ISI) rzuca światło na ten import i analizuje jego znaczenie dla tworzenia wartości dodanej i zatrudnienia. Badacze wzięli pod lupę miedź, lit i metale ziem rzadkich, które mają kluczowe znaczenie dla wielu już istniejących technologii, a zapewne będą mieć i dla tych, które się dopiero pojawią.

Kilku wielkich dostawców

Według tego studium prawie jedna trzecia wartości dodanej brutto (WDB) w przemyśle wytwórczym zależy od produkcji towarów zawierających miedź. Jedna dziesiąta WDB przypada na produkcję towarów zawierających lit, a 22 procent na towary zawierające metale ziem rzadkich. Szczególnie zależni od nich są producenci samochodów i ich dostawcy, a także producenci wyrobów elektrycznych, elektronicznych i optycznych.

Do zależności od importu dochodzi też fakt, że rynek tych surowców jest zdominowany przez zaledwie kilku wielkich dostawców o dużej sile rynkowej. Największe złoża metali ziem rzadkich znajdują się w Chinach, podczas gdy zasoby na Grenlandii, w Kanadzie i w Szwecji nie są jeszcze wystarczająco zbadane i dlatego w ich wypadku trudno podać jakieś konkretne liczby.

Prawie jedna trzecia niemieckiego importu litu i 19 procent dostaw miedzi i metali ziem rzadkich uchodzą za zagrożone. Według studium trzej najwięksi dostawcy litu i metali ziem rzadkich mają ponad 80-procentowy udział w rynku. Dla rynku niemieckiego szczególnie ważne są Rosja jako dostawca miedzi oraz Chile, skąd pochodzi 72 procent dowożonego węglanu litu. W wypadku metali ziem rzadkich jeszcze przez dłuższy czas utrzyma się wysoki poziom zależności od Chin, które dostarczają 84 procent ich importu.

Gorzej niż z gazem z Rosji

Tę zależność widzi też Matthias Wachter, jeden z menadżerów Federacji Przemysłu Niemieckiego (Bundesverband der Deutschen Industrie, BDI). – Zależność od wielu surowców pozaenergetycznych z Chin jest już dziś większa niż w wypadku gazu z Rosji – mówi w rozmowie z DW. Na przykład import produktów wydobywczych, rafineryjnych i handlowych wiąże się z „najwyższym poziomem ryzyka”, które przedstawia „nie tyle fizyczna dostępność surowców, co ich koncentracja na etapach poszukiwań, a zwłaszcza dalszego przetwarzania w Chinach”. – To czyni je wrażliwymi i podatnymi na szantaż. Dzięki kontroli eksportu niektórych metali ziem rzadkich Chiny pokazały już, że potrafią dokręcać śrubę – uważa Wachter.

Cornelius Bähr, starszy doradca w Instytucie Gospodarki Niemieckiej w Kolonii (którego spółka córka IW Consult to jeden z autorów badania), wskazuje w rozmowie z DW te surowce, na które popyt będzie rósł. – Na przykład lit do produkcji baterii – zaczyna. – Innym czynnikiem ryzyka jest wysoki poziom dostaw z pojedynczych państw, gdy te jednocześnie grożą strategicznymi ograniczeniami handlowymi, na przykład w odniesieniu do galu, germanu czy grafitu, które są importowane przeważnie z Chin – potwierdza obawy Matthiasa Wachtera.

Wypadki niezrealizowanych dostaw jego zdaniem „nie są jeszcze krytyczne”. Jednak o niezawodnych łańcuchach dostaw „nie może być mowy”. Rebelianci Huti na Półwyspie Arabskim „ukazują światu kruchość globalnego handlu”. Cornelius Bähr odnosi się także do ryzyka politycznego. Na przykład „spory handlowe między Chinami a USA, ale także między Chinami a Unią Europejską prowadzą do wzajemnych ograniczeń eksportu lub przynajmniej gróźb takich ograniczeń”.

Źródło: dw.com

Więcej postów