Admirał “łapię się za głowę”. Ogromna dziura w Siłach Zbrojnych RP

Niezależny dziennik polityczny

Polskie Siły Zbrojne rozwinęły się, odkąd 25 lat temu dołączyliśmy do NATO. Ale jest jeden obszar z “ogromną dziurą”. To Marynarka Wojenna, która, jak mówi w rozmowie z o2.pl adm. Mirosław Mordel, “dostała zawału”. – Kiedy słyszę, że Bałtyk jest za płytki albo wszystko da się zrobić przy pomocy lotnictwa, rakiet lub dronów, to łapię się za głowę – podkreśla.

Po ćwierć wieku obecności w NATO Marynarka Wojenna RP przypomina skansen. Programy modernizacyjne toczą się wolno, a konkretne zdolności potrzebne są “tu i teraz”.

Mamy dziurę. Światełkiem w tunelu jest to, że rozpoczęte programy wydają się znajdować uznanie w oczach nowej władzy. Tyle że to melodia przyszłości – mówi nam adm. Mirosław Mordel.

Stan polskiej Marynarki Wojennej musi niepokoić. Tuż za naszą granicą toczy się przecież wojna, a Rosja systematycznie od 2023 roku – tj. od kiedy do NATO dołączyła Finlandia – zwiększa swoją aktywność na Bałtyku. Marynarka pozostaje jednak w opłakanym stanie i nie zmienia tego fakt, że Polska już od 25 lat należy do NATO.

Ćwierćwiecze Polski w NATO to dla MW okres niejednorodny. Weszliśmy do Sojuszu z licznymi, ale słabymi jakościowo siłami. Mieliśmy ponad 100 jednostek pływających, ale ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Część należało wycofać, bo utrzymywane były w dużej mierze po to, aby utrzymać etaty. Tak było np. z niszczycielem rakietowym “Warszawa” – okrętem dużym, ale już wtedy mocno przestarzałym – mówi w rozmowie z o2.pl adm. Mirosław Mordel.

– Później odcinano kolejne gałęzie. Brygadę Lotnictwa MW przeniesiono w podporządkowanie Siłom Powietrznym, przy Marynarce zostało tylko lotnictwo śmigłowcowe. Niektóre programy były przerywane. Jeszcze w latach 80. zastopowano budowę kolejnych korwet typu “Kaszub”. Przerwano budowę kolejnych jednostek typu dzisiejszego “Ślązaka”. Okrętów podwodnych też miało być więcej. I co? – pyta retorycznie admirał.

Trzon naszych sił nawodnych tworzą obecnie dwie liczące ponad 40 lat fregaty, pozyskane od Amerykanów, i licząca 41 lat korweta ORP “Kaszub”. Do tego nowoczesny, ale słabo uzbrojony ORP “Ślązak”, a także trzy małe okręty rakietowe i trzy niszczyciele min typu Kormoran II. Czwarty jest w budowie. Są też trałowce, okręty transportowo-minowe i inne: hydrograficzne, szkolne, rozpoznania radioelektronicznego.

Jest także dywizjon okrętów podwodnych. Obecnie składa się nań jeden poradziecki, łatany i naprawiany latami ORP “Orzeł”. Z tego względu marynarze złośliwie nazywają jednostkę “dywizjonem okrętu podwodnego”.

Zgubiony potencjał

Admirał kreśli dość ponury obraz. Przypomina, że wchodząc do NATO, otrzymaliśmy wsparcie w postaci używanych co prawda, ale sprawnych i dających nowe możliwości fregat i wspomnianych już okrętów podwodnych typu Kobben.

Ale wraz z nowymi jednostkami nie doczekaliśmy się zachodniego podejścia do ich użytkowania. A w okresie 2010-2015 zaczęliśmy szybko gubić potencjał – zaznacza.

– Kobbeny i fregaty OHP były coraz starsze. Rozpoczęło się wycofywanie kolejnych jednostek. I Marynarka dostała “zawału”. Pojawiła się ogromna dziura, która istnieje do dziś. Jeden “Orzeł”, i to leciwy, to za mało by utrzymać zdolności podwodne, kiedy powinniśmy mieć dwa lub trzy okręty. Podobnie jest ze zdolnościami w zakresie zwalczania okrętów podwodnych – dodaje.

Kiedy słyszę, że Bałtyk jest za płytki albo wszystko da się zrobić przy pomocy lotnictwa, rakiet lub dronów łapię się za głowę. Nie, nie wszystko. Nie możemy kasować marynarki. Marynarka nie służy do obrony wybrzeża, służy do realizacji interesów RP na morzach. A te mamy i mieć będziemy – konkluduje oficer.

BALTOPS zainicjował zmiany?

Komandor Wiesław Goździewicz przypomina, że także przed wejściem do NATO nie wszystko w Marynarce funkcjonowało, jak trzeba. Specjalista w zakresie planowania operacyjnego NATO ocenia, że przed 1999 r. marynarka była całkowicie “zsowietyzowana” pod względem sprzętu.

Choć, jak zaznacza od 1993 r., kiedy to MW po raz pierwszy wzięła udział w ćwiczeniach “BALTOPS”, a potem po przystąpieniu do “Partnerstwa dla Pokoju” w 1994 r., zaczęła przystosowywać się do współdziałania z okrętowymi siłami państw NATO, głównie pod względem taktyki, bo kompatybilność systemów łączności była wtedy – jak mówi – “problematyczna”, a o systemach wymiany informacji bojowych zgodnych ze standardami NATO wtedy w ogóle nie było mowy.

Do Sojuszu weszliśmy z flotą technologicznie zapóźnioną i niezdolną do tzw. interoperacyjności. Wyjątkiem były chyba tylko niektóre maszyny patrolowe typu “Bryza” w Brygadzie Lotnictwa Marynarki Wojennej – mówi oficer.

Zachodni sprzęt, zachodnia łączność

Co zatem było momentem przełomu? Zdaniem komandora były to decyzje o uzbrojeniu okrętów rakietowych typu “Orkan” w szwedzkie pociski RBS-15 i pozyskanie dwóch poamerykańskich (już wtedy cokolwiek przestarzałych) fregat typu Oliver Hazard Perry, czyli dzisiejszych ORP “Kościuszko” i “Pułaski” wraz z 4 śmigłowcami pokładowymi Kaman SH-2G Super Seasprite.

Okręty, wyposażone w łącze danych standardu Link-11, były nie tylko zachodniej produkcji, ale też w pełni zdolne do pełnego współdziałania z sojuszniczymi. Dodaje, że zostały poddane częściowej modernizacji, obejmującej m.in. polskie sonary, a także wyrzutnie lekkich torped ZOP typu MU-90 EUROTORP, stanowiących również uzbrojenie śmigłowców Kaman.

Pomostowe, czyli wieczne

Wraz z fregatami trafiły do Polski także wspomniane już wyżej Kobbeny. Cztery zdatne do służby i jeden, który początkowo stanowił rezerwuar części zamiennych dla pozostałych, a następnie stanął na dziedzińcu Akademii Marynarki Wojennej jako “symulator”. To właśnie Kobbeny brały udział w sojuszniczej operacji “Active Endeavour” na Morzu Śródziemnym, podobnie jak nasze fregaty.

Ale zarówno Kobbeny, jak i fregaty, planowane jako rozwiązania pomostowe, okazały się niezwykle trwałe. Kobbeny – prawie 20 lat w MW RP, OHP służą do dziś – mówi kmdr Goździewicz.

Całymi dekadami modernizację MW RP odkładano ad calendas grecas, wielokrotnie środki przeznaczone na jej modernizację, przesuwając na rzecz Wojsk Lądowych czy Sił Powietrznych. 30 lat zaniedbań, z czego 25 w NATO – dodaje gorzko.

Podkreśla też, że sytuacji nie ratuje realizacja programu “Kormoran II”. Nowoczesne okręty walki przeciwminowej stanowią ważne narzędzie, ale to jednostki defensywne. Cieszy się, że MW otrzymała nowe okręty, ale wciąż brakuje jej “kłów i pazurów”, czyli “Mieczników” i “Orek”. Nie można przy tym zapomnieć o okrętach zabezpieczenia działań. Oczy i uszy, czyli okręty rozpoznawcze (“Delfin”), są na starcie. Ale program okrętu ratowniczego wciąż w leży szufladzie.

Drony? Rakiety? Nie.

Wśród polityków i części komentatorów powraca temat zwiększenia liczebności jednostek rakietowych i systemów bezzałogowych. Pisał o tym w serwisie X choćby poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Poncyljusz.

Czy ma rację? Zdaniem komandora Goździewicza – nie. Ekspert przekonuje, że systemy naziemnie nie zastąpią okrętów. Podobnie jak bezzałogowce. Będą ich ważnym uzupełnieniem, ale nie zastępnikiem, chyba że chcemy taniego zamiennika bez jakości pierwowzoru.

Przed marynarką zatem wiele wyzwań. Nawet mimo ćwierć wieku obecności Polski w NATO, wciąż jest w tym rodzaju sił zbrojnych najwięcej luk i niedociągnięć, w stosunku do wojsk lądowych, sił powietrznych czy choćby znakomicie wyekwipowanych i wyszkolonych wojsk specjalnych. Przede wszystkim chodzi jednak o zrozumienie, że bez sprawnego i bezpiecznego Bałtyku nie ma bezpiecznej Polski. Podmorskie instalacje, światłowody, gazo- i rurociągi – to wszystko wymaga sprawnej Marynarki Wojennej. Dobrze dowodzonej, wyposażonej i licznej.

 

Źródło: o2.pl

Więcej postów