Kryształowa plaga w Polsce. „Ludzie biorą to masowo. Nie liczą się z konsekwencjami”

Niezależny dziennik polityczny

– Pierwsza kreska działa po kilku minutach. Euforia, szał, podniecenie, długie rozmowy. Ludziom się usta nie zamykają – tłumaczy 27-letnia Zośka, która każe o sobie napisać: uczestniczka warszawskiego życia artystycznego i imprezowego. W Polsce przybywa osób przyjmujących mefedron. – To już plaga – mówi toksykolożka.

Zwinęli go do policyjnej suki o piątej rano. Wyszedł ze śródmiejskiej knajpy tylko na chwilę, żeby spotkać się z dilerem. Ten podjechał, dał zawiniątko, wziął trzy wymiętolone banknoty i odjechał. Jakim cudem Michał nie zauważył stojącego parę kroków dalej radiowozu?

– Zapraszam do środka – mówi policjant. Duży chłop, miły z twarzy. Dilera nawet nie próbowali gonić. Michał ma zero stresu, zdążył schować zawiniątko w majtki. Wyciąga zawartość kieszeni i stara się uśmiechać najbezczelniej, jak tylko potrafi człowiek po kilkunastu godzinach imprezowania. Paczka papierosów, zapalniczka, klucze, bilet, jakieś papierki i…

– O, kur** – wzdycha Michał, bo spomiędzy papierków wylatuje zawiniątko z mefedronem, o którym musiał zapomnieć. To przez te zaniki pamięci. To paczuszka od gościa, który jest dilerem – rezydentem w jednym z klubów. Dzwoni się do niego i mówi: „Dwójeczka?”, a on odpowiada: „Pół godziny”. To wszystko przez to.

– No – potwierdza policjant, a radiowóz rusza na komendę.

„Po co wyłaziłeś z tej knajpy?” – pytali go potem znajomi. „Po co żeś szedł do tego dilera?”. „Bo nie mogłem przestać”.

I

– Mówi się na to „kokaina dla ubogich” – tłumaczy Adam Nyk, socjolog i terapeuta z warszawskiego Monaru. Tam są na pierwszej linii, wiedzą, co jest modne wśród młodzieży młodszej i starszej. – Mefedron najpierw pojawił się w sklepach z dopalaczami jako legalny środek. Został zdelegalizowany, gdy tylko przebadano jego skład i działanie. Jednak zyskał tak dużą popularność, że dziś – już jako nielegalny narkotyk – jest najchętniej przyjmowanym środkiem po marihuanie.

Tani i – łudzą się użytkownicy mefedronu – nie taki niebezpieczny.

– To stosunkowo nowy środek – mówi Adam Nyk. – Nie jest jeszcze do końca przebadany, nie wiadomo, jakie może mieć długofalowe skutki. To, co widzę wśród moich pacjentów, to stopniowe rezygnowanie z aktywności, które wcześniej przynosiły im przyjemność. Szukają towarzystwa, w którym mefedron jest używany albo akceptowany. Od innych się odsuwają. Często popadają w konflikty rodzinne, są agresywni.

– Czasem komuś wysiądzie serce. Potem mamy trzydziestolatków po zawale, udarze. Wszyscy się dziwią – jak to możliwe? Taki zdrowy, młody człowiek – dodaje Dorota Klimaszyk, toksykolożka ze szpitala w Poznaniu. – To jest prawdziwa plaga, ludzie biorą to masowo, zupełnie nie licząc się z konsekwencjami. A te kryształki wywołują spustoszenie w organizmie. Potem są samobójstwa, ciężkie psychozy, zawały, udary.

II

Pierwsza kreska działa po kilku minutach. Euforia, szał, podniecenie, długie rozmowy. – Ludziom się usta nie zamykają – tłumaczy 27-letnia Zośka, która każe o sobie napisać: uczestniczka warszawskiego życia artystycznego i imprezowego. – Wszyscy piją na umór, ale się jakoś specjalnie nie upijają. Po paru godzinach pojawia się pewna nerwowość, bo np. diler nie odbiera. Kochasz świat i bardzo, ale to bardzo potrzebujesz z kimś uprawiać seks. Nie chodzi o sam seks, ale też o poczucie bliskości. Wszystko to, czego potrzebujesz, a nie dostajesz od życia, masz w postaci kryształków. Następnego dnia jest zjazd i depresja, która trwa czasem nawet trzy, cztery dni. Teoretycznie nie możesz spać, ale większość młodych i średnio młodych tzw. kreatywnych ma w domu apteczkę z czymś na sen. Ale na to, że życie wydaje ci się bez sensu, już nie ma takich prostych rozwiązań. Na trwającym kilka dni mefedronowym kacu wszystko wydaje ci się bez sensu.

III

Dla zorientowanych zdobycie mefedronu o dowolnej porze dnia i nocy to kwestia maksymalnie godziny. Dilerzy ogłaszają się w internecie. Podają numery telefonów. Ci bardziej kreatywni dorzucają hasła reklamowe. „Tylko u nas prawdziwa euforia! Najlepszy seks!”. „Dzwoń o każdej porze, dojazd na terenie Warszawy 24/7. Do pół godziny!”.

Krzysiek się tym kiedyś zajmował, wie, co mówi. Ledwo włączył „służbowy” telefon, a robił to dopiero w piątek po południu, zaczynali dzwonić bez przerwy. Ustawiał sobie maksymalnie trzy dostawy w jednym kursie. Żeby nie mieć przy sobie ilości, za którą można od razu pójść siedzieć. „Oficjalnie jestem taksówkarzem, w razie czego rzucam materiał za siedzenie i mówię, że komuś wypadło” – planował. Jeździł nowiutką toyotą z leasingu. W weekend robił po sto kursów. Utarg – 20 tys. zł. Niestety, sam też ćpał.

– Jeździłem kompletnie porobiony po Warszawie, od klienta do klienta – wspomina. – Woziłem ze sobą pałkę teleskopową, bo nigdy nie wiesz, co będzie. Zdarza się, że ktoś nie ma pieniędzy i próbuje uciekać, to go wtedy trzeba potraktować. Kiedyś jeden mefedroniarz wziął ode mnie trzy gramy i zamiast pieniędzy wyciągnął nóż. Nic nie powiedziałem, wróciłem do samochodu, a potem wyciągnąłem telefon i napisałem do kolegów, że z takiego i takiego numeru będzie dzwonił złodziej. Następnego dnia znowu od kogoś zamawiał. Podjechali w dwa samochody, połamali mu nogi.

To paczuszka od gościa, który jest dilerem – rezydentem w jednym z klubów. Dzwoni się do niego i mówi: „Dwójeczka?”, a on odpowiada: „Pół godziny”

Krzyśkowi po kilku latach w nałogu wszystko się posypało. Dostał tików nerwowych, wzrok mu się tragicznie popsuł. – Po drodze zaliczyłem kilka mocnych psychoz. To jest taki strach, że nie wiesz, co się z tobą dzieje. Zaczynasz w myślach rozmawiać sam ze sobą i ten głos staje się bardziej realny niż wszystko dookoła. Jakby ci się myśli splotły w supeł.

Na koniec Krzysiek dostał zawału serca.

– Trzeci dzień ćpania, jeżdżenia po klientach. Zdążyłem się tylko zatrzymać, otworzyłem drzwi i wypadłem z samochodu. Potem karetka, szpital. „Ma pan organizm sześćdziesięciolatka” – powiedzieli na oddziale szpitalnym.

– Jak to możliwe, że ludzie się ogłaszają w internecie i podają numer telefonu? Nikt ich nie łapie? – pytam.

– Takie ryzyko zawodowe. Policja dzwoni zwykle przed południem. Poznaje się ich po głosie. Po pierwsze, nie mają zatkanych nosów, a jak ktoś dzwoni rano, to znaczy, że jest wczorajszy, a jak jest wczorajszy, to mówi przez nos. A jak nie mówi, to jest psem. Łapią chłopaków regularnie. Najczęściej gówniarzy, którzy sobie wzięli od dystrybutora w miarę nowe bmw, ćwierć kilo towaru i jeżdżą. Zgarniają takiego i od razu do kryminału. Taki młody łebek jeżdżący między klubami o drugiej w nocy równie dobrze mógłby mieć na dachu neon z napisem: „biegam”. Zdarza się, że blokują całą uliczkę w Śródmieściu i sprawdzają wszystkie samochody. Wyciągają chłopaków i jest wielki płacz.

IV

– Mefedron bierze się z dwóch powodów – opowiada Łukasz, czterdziestolatek pracujący w filmie. – Bo cię nie stać na kokainę lub dlatego, że kokaina działa zbyt słabo. I żeby uwierzyć. W to, że seks może być bardziej ekscytujący, niż jest w rzeczywistości, że relacje z ludźmi są bliższe, niż są. Że miłość jest na wyciągnięcie ręki. I że codzienność nie musi być bezbarwna. Wielu moich znajomych żyje w poczuciu absolutnej pustki. Ten weekendowy mefedron jest jedyną szansą na jakąś ucieczkę. Ludzie nie widzą, że wychodzą z nich prawdziwe kolory: spoceni, śmierdzący, bełkoczący.

Po kilkunastu godzinach zabawy, w której jest seks na zmianę z długimi, angażującymi rozmowami, materiał przestaje działać. Zamawiamy więcej. Jeśli mój stały diler nie odbiera, szukam numeru w internecie. Za pół godziny ktoś przyjeżdża. Od razu bierzemy po dwie kreski. Znów się robi miło. Potem znów i znów, a one coraz słabiej działają. W końcu zupełnie przestają, a my tylko zapychamy sobie nosy proszkiem. Już nie kocham tego gościa, już mi się nawet nie podoba. Chcę pójść spać i się nigdy nie obudzić.

„Nigdy więcej” – mówi sobie następnego dnia pogrążony w depresji Łukasz. Ale w kolejny piątek zmienia zdanie.

V

„That’s it” – mówi po angielsku, w myślach i do siebie Mały. „Dzisiaj umrę. Za moment”. Jeszcze nigdy tak się nie bał. Serce mu wali, skronie pulsują, ręce i stopy zdrętwiały. Stoi sam w pokoju i wygląda przez okno. „Jeśli teraz upadnę, to umrę. Serce albo coś innego”, myśli i wkłada papierosa między zdrętwiałe wargi. Słońce go razi, wzrok się rozmazuje, w uszach dzwonienie. „Boże, błagam” – zaczyna się modlić, chociaż generalnie jest ateistą. „Weź mnie jakoś z tego wykaraskaj”.

Stoi tak od dobrej godziny. W szafce jest xanax, który może jakoś pomóc, jeśli to jest psychoza. A jeśli nie psychoza, tylko serce albo inne cholerstwo, to trochę strach dorzucić do mieszanki chemikaliów pływających w żyłach Małego kolejny składnik. „Jeśli tylko mi pomożesz – kontynuuje rozmowę z Bogiem – to przysięgam. Już nigdy. Nigdy, nigdy”. A potem czuje, jak drętwieje mu cała twarz i upada na podłogę. Robi się ciemno.

Mały obudził się jakiś czas później, wszystko go bolało, w lewym oku miał wylew. Boi się iść do lekarza. Dostaje zadyszki, jak podbiegnie parę metrów do autobusu. Liczy, że samo przejdzie.

VI

Ostatni adres Inki to był katowicki skłot. Leżała w barłogu z koców i kurtek i robiła sobie zastrzyki. Zaczęła, bo już jej nos nie wytrzymywał. Nie dawała rady wciągać tych kresek. Zaczęła rozpuszczać kryształy w wodzie z odrobiną kwasku cytrynowego, tak jak to robią heroiniści. Podgrzewała zapalniczką łyżeczkę, nabierała do strzykawki przez filtr od papierosa i odlatywała.

– Nie miała ochoty na rozmowy, na imprezy, nawet na seks – opowiada Chudy, który mieszkał na tym samym skłocie, ale trzy lata temu się ogarnął i poszedł do ośrodka dla uzależnionych. Zaraz po tym, jak Inka umarła. – Niczego innego nie chciała robić. W dwa lata zmieniła się z młodej, krzykliwej punkówy, co lubiła grać na gitarze, w zombie. Ludzie mówią, że to przecież tylko kryształ, to nie heroina. Ale jak komuś zupełnie puszczą hamulce, to nie ma wielkiej różnicy. Przychodzi taki dziwny moment, którego nikt nie jest w stanie przewidzieć, że się już nie możesz zatrzymać. Inka była do końca przekonana, że skoro to tylko kryształ, to co złego może się stać. Mój kolega ją znalazł. Jakiś czas później popełnił samobójstwo.

– To gdzie jest ta granica? – pytam. – Między tymi dobrze ubranymi, wygadanymi, często ustawionymi życiowo, co sobie robią kreskę w piątek wieczorem, a takimi osobami jak Inka?

– Nie mam pojęcia. Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie ta impreza, po której wszystko ci się zawali. Czyta się czasem o trzydziesto-, czterdziestolatkach, zdrowych, młodych, bez chorób, że nagle dostają zawału albo udaru i umierają. Ja sobie wtedy zawsze zadaję pytanie, czy to nie była po prostu ta jedna impreza za dużo.

VII

Michał, ten, co go złapali z Mateuszem, znaczy z mefedronem, trafił na dołek. Trzymali go w celi 24 godziny. Na drewnianej, twardej pryczy. Próbował zasnąć, ale się nie dało. Za ścianą ktoś bez przerwy krzyczał.

– Nie da się opisać tego przerażenia – tłumaczy. – Jesteś w małym, zamkniętym pomieszczeniu. Nie wiesz, co się wydarzy, kiedy cię wypuszczą. Czy ci nie przyprowadzą sąsiada, bo w celi prycze są dwie. Czytasz wydrapane paznokciami napisy na pryczy. „Kocham Agatkę”, „Kocham Beatkę”, „Legia” i „Błagam, pomóżcie”. Boisz się, czy nie będzie konsekwencji prawnych. Wszystkiego się boisz.

Rano przyjeżdża radiowóz. Akurat ten sam policjant co poprzedniego dnia. Pyta, czy fajny hotel i czy było warto. Michał mówi, że absolutnie, stuprocentowo nie było. Postanawia nigdy więcej nie ćpać. Wytrzymuje trzy tygodnie.

Źródło: onet.pl

Więcej postów