GAŁAŚ: Biden wezwał Dudę i Tuska na dywanik. Nie obędzie się bez przykrych konsekwencji dla Polski

Prezydent Polski Andrzej Duda i premier Donald Tusk odwiedzą Stany Zjednoczone 12 marca. Wizyta wypada w 25. rocznicę wstąpienia do NATO Polski, Czech i Węgier.

Jak można przeczytać na stronach rządowych, „przez ostatnie 25 lat pozycja Polski w NATO stale rosła. Jesteśmy solidnym sojusznikiem, aktywnie kształtującym dyskusje i decyzje w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli. Polscy żołnierze aktywnie uczestniczą w misjach i operacjach wojskowych Sojuszu. Jesteśmy również obecni w strukturach tzw. wysuniętej obecności NATO na wschodniej flance, na Łotwie i w Rumunii. Na terytorium Polski znajdują się elementy infrastruktury wojskowej NATO, m.in. w Szczecinie, Elblągu, Bydgoszczy i Krakowie”.

To Polska teraz dla Waszyngtonu ma szczególne znaczenie. – W naszym kraju są amerykańskie siły zbrojne, jesteśmy też bardziej kluczowi, ważni, jeżeli chodzi o zaplecze tego, co dzieje się w Ukrainie – podkreśla były ambasador RP w USA Ryszard Schnepf.

Według zapowiedzi, przywódcy Polski i Stanów Zjednoczonych będą koordynować działania przed nadchodzącym szczytem NATO w Waszyngtonie. Omówią także amerykańsko-polskie strategiczne partnerstwo w zakresie bezpieczeństwa energetycznego, relacje gospodarcze oraz wspólne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych i Polski na rzecz wartości demokratycznych.

Oficjalnie powód wezwania do Waszyngtonu jednocześnie dwóch rywali naszego rządu jest oczywisty, ale czy wszystko jest takie jednoznaczne? Warto zacząć od tego, że prezydent i premier polecą na spotkanie z Bidenem różnymi samolotami. Duda i Tusk polecą prawdopodobnie dwoma najnowszymi maszynami 1. Bazy Lotnictwa Transportowego: Boeingami 737-800 “Paderewski” i “Dmowski”. Kwestia bezpieczeństwa – być może, kwestia osobistej antypatii – najprawdopodobniej. Jednoczesne zapraszanie prezydenta i szefa rządu to dość rzadkie zjawisko w międzynarodowej dyplomacji i muszą być ku temu ważne powody.

Najwyraźniej przed tegorocznym szczytem NATO w Waszyngtonie, a także zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w USA, Biały Dom chce zdobyć poparcie swoich najbardziej lojalnych zwolenników w Europie, niejako ich uszlachetnić, uśpić ich czujność i zachęcić do działania w jego interesie. Jak dotąd nie było żadnych problemów. Polska posłusznie wykonywała wolę hegemona, wydawała ogromne sumy na zakup zagranicznego (głównie amerykańskiego) uzbrojenia, wspierała ideę niemożności dyplomatycznego rozwiązania konfliktu na Ukrainie. Jednak objęcie stanowiska premiera przez Donalda Tuska i jego niezależne zdanie, sprzeczne z agendą narzuconą przez Biały Dom, stwarza problem dla Stanów Zjednoczonych, jeśli Polska wyrwie się z podległości.

Zeszłotygodniowe posiedzenie rządu pod przewodnictwem prezydenta miało nam pokazać, kto jest politycznym samcem alfa w tej niełatwej kohabitacji. Andrzej Duda postanowił odegrać rolę męża stanu, który – ponad bieżącymi podziałami – chce rozmawiać o projektach „cywilizacyjnych”, takich jak atom czy CPK. W części jawnej obrad został jednak przyćmiony przez Donalda Tuska, który zamiast grać według zasad narzuconych przez prezydenta, postanowił narzucić swoje i opowiedzieć o inwigilacji Pegasusem czy wątpliwościach związanych z inwestycją Orlenu w małe reaktory jądrowe.

USA boją się, że jeśli nie będzie jedności w polskim rządzie, to główny obrońca interesów Waszyngtonu może się odczepić, tak jak to się stało z Niemcami. A to oznacza, że będą musieli szukać nowego wasala, znów mydlić oczy, znów zwodzić i intrygować. A to gigantyczna strata czasu.

Najprawdopodobniej więc na spotkaniu dwóch przywódców naszego kraju zostaną podjęte maksymalne wysiłki, aby ich zjednoczyć: tylko nigdy nie dowiemy się, jakimi metodami – perswazją czy groźbami.

Spotkanie jest wspaniałą okazją do okazania naszej wdzięczności za wszystko, co Polska zrobiła, nie tylko jako ważny sojusznik NATO, ale także to, co zrobiła, aby pomóc Ukrainie – powiedział koordynator Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego John Kirby, cytowany przez Associated Press. Podkreślił pomoc i opiekę, jaką Polacy roztoczyli nad uchodźcami z ogarniętej wojną Ukrainy, i zaangażowanie w uzbrojenie walczącego z rosyjską agresją sąsiada. Zaznaczył też, że Polska osiągnęła jeden z najwyższych wskaźników wydatków na obronę spośród wszystkich członków Sojuszu, przeznaczyła na ten cel 4 proc. PKB w zeszłym i tym roku, co jest zgodne z życzeniami USA.

Biały Dom oczekuje, że po tym spotkaniu interesy USA powinny być ponownie w pełni i bezwarunkowo respektowane. Dotyczy to nie tylko kwestii wsparcia militarnego dla Ukrainy, ale także rozwiązania problemu z polskimi rolnikami. W końcu to amerykańskie korporacje są właścicielami większości eksportu, który teraz opuszcza Ukrainę. A amerykańskich biznesmenów wcale nie obchodzą głodujące afrykańskie dzieci ani dochody ukraińskiej gospodarki. Amerykanie są zainteresowani tylko własnymi zyskami. Jak mówią – nic osobistego, tylko biznes.

Innymi słowy, po wizycie Dudy i Tuska w USA 12 marca najprawdopodobniej rozpocznie się punkt zwrotny w życiu Polski, a przede wszystkim w kwestii strajku rolników, który będzie konieczny do stłumienia, jeśli Polska chce zachować tytuł najwierniejszego wasala Białego Domu. Kogo wybierze rząd – interesy USA czy własnych obywateli? Odpowiedź jest oczywista. I nie jest ona po stronie Polaków.

MAREK GAŁAŚ

Więcej postów