„Laserowa” amunicja walczy na Ukrainie i Bliskim Wschodzie. Polska nie wykorzystuje szans

Niezależny dziennik polityczny

Amunicja naprowadzana na odbity promień lasera wciąż odgrywa kluczową rolę zarówno w konfliktach na Ukrainie, jak i na Bliskim Wschodzie. Jest też nadal rozwijana, a jej produkcja jest zwiększana. Polska, choć ma możliwości produkcji i opracowania takiej amunicji, w pierwszej kolejności dla artylerii lufowej, a w następnej – dla innych systemów rażenia, wciąż nie podjęła decyzji o jej uruchomieniu.

Amunicja naprowadzana na odbity promień lasera jest jednym z podstawowych systemów precyzyjnego uzbrojenia od kilkudziesięciu lat. Dotyczy to bomb i pocisków kierowanych, takich jak powszechnie znane Paveway czy Hellfire, ale też amunicji artyleryjskiej. I choć w ostatnim czasie upowszechniło się naprowadzanie za pomocą systemu INS/GPS, to systemy wykorzystujące naprowadzanie laserowe (oraz kombinowane) nadal grają bardzo ważną rolę na polu walki.

Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, system oparty na INS/GPS można zakłócić. Nawet, jeśli błąd naprowadzania będzie stosunkowo niewielki dzięki zastosowaniu systemu inercyjnego obok satelitarnego, to i tak skuteczność uderzenia w cel umocniony kilkanaście czy kilkadziesiąt metrów od zakładanego punktu trafienia jest znacznie mniejsza.

Z kolei amunicja kierowana laserowo pozwala trafiać „w punkt”, jeśli tylko jest dostępność do podświetlania (z bezzałogowca, wozu rozpoznawczego, przez żołnierzy na ziemi lub zasobnik celowniczy). Wreszcie, amunicja kierowana laserowo umożliwia zwalczanie obiektów ruchomych, w tym czołgów i pojazdów opancerzonych. W pierwszych miesiącach wojny na Ukrainie intensywnie używały jej obie strony – Rosjanie pocisków Krasnopol do haubic 152 mm oraz Smielczak do moździerzy 240 mm, a Ukraińcy typu Kwitnik, czyli własnego opracowania przeznaczonego również do haubic 152 mm.

Kijów nie ma jednak możliwości produkcji amunicji artyleryjskiej kierowanej laserowo, dlatego stosowanie tego rodzaju uzbrojenia po stronie ukraińskiej zostało bardzo mocno ograniczone. Prawdopodobnie nie dysponują nią również Amerykanie, bo znaczna część zapasów wcześniej wyprodukowanej amunicji typu Copperhead kalibru 155 mm została przekazana Libanowi do walk z ISIS. W kolejnych latach USA skupiały się na produkcji amunicji kierowanej przez moduł INS/GPS takiej jak Excalibur, a wariant Excalibura z naprowadzaniem laserowym na ostatnim etapie lotu (Excalibur-Ib) prawdopodobnie nie został wdrożony do produkcji. Z Ukrainy płyną zresztą doniesienia o tym, że skuteczność pocisków Excalibur została ograniczona przez rosyjskie środki walki radioelektronicznej, pisał o tym między innymi The Economist na początku lipca 2023 roku. Natomiast żadnego będącego w seryjnej produkcji pocisku artyleryjskiego z systemem naprowadzania laserowego nie ma.

Nie oznacza to zresztą, że Ukraińcy nie wykorzystują pocisków kierowanych laserowo do ataków na cele naziemne, bo w takiej roli używane są rakiety kalibru 70 mm APKWS, choć pierwotnie dostarczono je z myślą o zwalczaniu bezzałogowych systemów powietrznych. To też pokazuje uniwersalność amunicji naprowadzanej na odbity promień lasera.

Na artyleryjską amunicję kierowaną laserowo wciąż stawiają natomiast Rosjanie. W grudniu 2023 roku telewizja Zwiezda opublikowała reportaż z linii produkcyjnej pocisków Krasnopol. Wskazano w nim, że pociski te będą wykorzystywane między innymi do obrony przeciwpancernej. Amunicja kierowana laserowo – przy odpowiednim wskazywaniu celu – daje bowiem możliwość trafienia bezpośrednio w wóz bojowy, a w takiej sytuacji pocisk kalibru 155 czy 152 mm stanowi zagrożenie nawet dla silnie opancerzonych czołgów.

Amunicja kierowana laserowo jest też cały czas wykorzystywana na innym teatrze działań wojennych, a mianowicie w Jemenie. Brytyjskie myśliwce wielozadaniowe Eurofighter Typhoon, które wykonywały uderzenia na cele rebeliantów Huti, po tym jak ci rozpoczęli ataki na żeglugę na Morzu Czerwonym, wykorzystywały bomby kierowane laserowo Paveway IV. Kombinowane naprowadzanie (GPS/INS oraz laserowe) mają też bomby Laser JDAM, powszechnie stosowane pociski przeciwpancerne Hellfire, czy jeden z wariantów francuskich bomb kierowanych AASM, które niedawno zostały skierowane na Ukrainę w ramach pomocy wojskowej. Inny wariant kombinowanego naprowadzania jest w amerykańskich pociskach JAGM oraz brytyjskich Brimstone Dual, gdzie łączy się radar milimetrowy oraz właśnie kierowanie laserowe. Naprowadzanie na odbity promień lasera pozostaje więc kluczowym środkiem kierowania bronią precyzyjną.

W Wojsku Polskim przez wiele lat podstawowym środkiem kierowanym laserowo były bomby Paveway, przenoszone przez myśliwce F-16. Kolejny system uzbrojenia wykorzystujący ten typ naprowadzania jaki zakupiono to bomby MAM-C i MAM-L dla bezzałogowców Bayraktar TB2.

W ubiegłym roku zamówiono natomiast 800 pocisków Hellfire dla śmigłowców AW149, a znacznie większą partię Hellfire – jak i tysiące lżejszych pocisków APKWS – planuje się zakupić dla śmigłowców AH-64E Apache Guardian. Można więc powiedzieć, że wraz z modernizacją Lotnictwa Wojsk Lądowych amunicja kierowana na odbity promień lasera wchodzi do Sił Zbrojnych RP znacznie szerzej.

Prace nad amunicją naprowadzaną na odbity promień lasera prowadzi też polski przemysł obronny. Dotyczą one trzech systemów: amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm i 120 mm (odpowiednio do haubic K9/Krab oraz moździerzy Rak) oraz przeciwpancernego pocisku kierowanego Pirat. Obecnie amunicja 155 mm oraz Pirat są już gotowe do wdrożenia, wraz z systemem naprowadzania laserowego, pozostającym pod pełną krajową kontrolą, a jednocześnie zgodnym z wymogami NATO (STANAG 3733). To oznacza, że wszystkie te systemy mogą korzystać z sojuszniczych systemów naprowadzania, a polskie podświetlacze laserowe mogą być wykorzystywane do kierowania ogniem systemów sojuszniczych, w tym bomb zrzucanych przez Eurofightery czy F-16.

Jeśli chodzi o ppk Pirat, to Agencja Uzbrojenia deklaruje chęć wykorzystania efektów projektu rozwojowego. „Uruchamiamy całą gamę nowych programów, które w ciągu 3 lat mogą zaowocować zupełnie nowymi zdolnościami, w tym również w zakresie produkcji przeciwpancernych pocisków kierowanych. Jednym z elementów, które inicjujemy, będzie rozwiązanie wykorzystujące doświadczenia projektu przeciwpancernego pocisku kierowanego Pirat. To wszystko powinno w krótkiej perspektywie wprowadzić zupełnie nową jakość w polskim przemyśle obronnym, co będzie wykorzystywane w kluczowym obszarze, jakim jest zdolność do obrony przeciwpancernej Sił Zbrojnych RP” – mówił w niedawnym wywiadzie dla Defence24.pl gen. bryg. Artur Kuptel, szef Agencji Uzbrojenia.

Wprowadzenie przeciwpancernego pocisku kierowanego wymaga oczywiście przygotowania odpowiednich struktur organizacyjnych i wyszkolenia operatorów. Pewne prace w tym kierunku są prowadzone, przykładem jest eksperymentalne szkolenie „Złamana Akacja” w 12 Brygadzie Zmechanizowanej. Być może pomocne dla wprowadzenia ppk Pirat do pododdziałów Wojsk Lądowych byłoby szersze wprowadzenie granatników ppanc. jednorazowego użytku, bo wtedy nie ma potrzeby angażowania aż dwóch żołnierzy w każdej drużynie do obsługi granatnika RPG-7 (i można szerzej wprowadzać inne rodzaje broni wsparcia, takie jak Pirat).

Sytuacja z Amunicją Precyzyjnego Rażenia do haubic 155 mm wygląda inaczej. Teoretycznie jej wprowadzenie byłoby nawet prostsze, bo nie wymaga to żadnych zmian strukturalnych – po prostu należy dodać kolejny typ amunicji do haubic Krab lub K9, oczywiście zabezpieczając przy tym także system rozpoznania i wskazywania celów. Ten jest już przez polską artylerię rozbudowywany, a upowszechnienie wykorzystania nowej amunicji może następować wraz ze zwiększaniem jego zdolności. Samo dodanie amunicji powinno być stosunkowo proste, bo haubice są do tego przygotowane.

Jak na razie przygotowano partię próbną amunicji APR 155, jednak nie ma decyzji co do finalnych badań. Jednym z problemów może być dostępność poligonów. Powstaje jednak pytanie, czy nie należałoby tutaj zastosować szczególnych rozwiązań, włącznie ze skorzystaniem z infrastruktury państw sojuszniczych, nawet jeśli będzie to kosztowało nieco więcej?

Rozpoczęcie produkcji amunicji APR 155 jest istotne z kilku powodów. Po pierwsze, już w obecnej wersji Siły Zbrojne RP mają szanse otrzymać pocisk, który trafia na dystans do pomiędzy 20 a 25 km „w punkt”, z dokładnością około metra, nawet jeśli cel jest w ruchu. Po drugie, da to możliwość podjęcia prac nad zwiększeniem donośności tej amunicji, co jest jednym z postulatów wojska. Po trzecie, otwarcie produkcji pierwszego typu polskiej amunicji naprowadzanej na odbity promień lasera to także możliwość budowy potencjału do rozwoju jej innych typów i produkcji na większą skalę, także na eksport.

Warto dodać tutaj pewien kontekst. O ile wcześniejsze plany modernizacji Wojsk Rakietowych i Artylerii, obowiązujące jeszcze około 2020 roku, zakładały że do 2024 roku w służbie ma być 120 haubic Krab, to obecnie zakłada się wykorzystanie ponad 450 Krabów i K9A1/K9PL w roku 2027. A planowane są kolejne zakupy. Oznacza to, że haubice te zostaną upowszechnione. I będą służyć nie tylko na szczeblu brygady/pułku artylerii w dywizji, gdzie w bardzo dużym stopniu wykorzystywana jest ich zwiększona donośność (do ponad 40 km), w tym do ognia kontrbateryjnego, ale też w dywizjonach artylerii poszczególnych brygad. Innymi słowy, Kraby i K9 będą za kilka lat podstawowym narzędziem do wsparcia walczących na polu walki, zastępując w tej roli haubice Goździk o donośności kilkunastu km.

W praktyce oznacza to więc, że duża część zadań ogniowych Krabów i K9 będzie wykonywana na donośności mniejszej niż maksymalna, bo taka jest specyfika bezpośredniego wsparcia wojsk (w odróżnieniu od uderzeń na cele w głębi ugrupowania przeciwnika). A amunicja precyzyjna pozwoli zwalczać cele w zakresie swojej donośności jednym pociskiem, znacząco zmniejszając obciążenie systemu logistycznego i narażenie samej artylerii na oddziaływanie przeciwnika. No i zmniejszając – o wielokrotność wykorzystanych konwencjonalnych pocisków – zużycie klasycznej amunicji, która dzięki temu będzie mogła zostać wykorzystana do innych zadań, na przykład strzelań do celów na większych odległościach, lub w warunkach gdzie nie ma możliwości podświetlania celu.

To, jak i konieczność przygotowania i przeszkolenia większej liczby artylerzystów jest kolejnym argumentem za zakupem amunicji APR 155. Jeśli bowiem zostałoby zamówionych – przykładowo – kilka tysięcy pocisków APR 155, to w perspektywie cyklu życia (20 lat lub więcej) znaczna ich część zostanie zużyta do strzelań na poligonach, przy tak dużej liczbie posiadanych haubic.

Z kolei decyzji o finalizacji badań i zakupach rozpoczęcie produkcji APR 155 i rozwój kolejnych wersji „laserowej” amunicji będzie się oddalać. Warto zwrócić uwagę, że koszt takiego posunięcia byłby stosunkowo niski, jeśli wziąć pod uwagę miliardowe kontrakty zawierane na uzbrojenie (oraz klasyczną amunicję artyleryjską) zarówno w kraju jak i za granicą, a jednocześnie pozwoliłoby to w pełni wykorzystać zdolności artylerii, która jest już lub wkrótce zostanie zamówiona za dziesiątki miliardów złotych, tak w Republice Korei jak i Polsce. No i wreszcie – uzyskano by wzrost zdolności operacyjnych Sił Zbrojnych.

W obecnej sytuacji, gdy mówi się o zagrożeniu w perspektywie kilku lat, czynnik czasu jest kluczowy. Czy można czekać z uruchomieniem produkcji tak ważnego systemu, zwłaszcza w momencie, gdy dużą część kosztów (zakup haubic i towarzyszącego sprzętu) de facto już ponieśliśmy, a cała Europa cierpi na „amunicyjny głód”?

Źródło: defence24.pl

Więcej postów