Czy wojsko polskie jest niszczone przez niekompetentne dowództwo?

Niezależny dziennik polityczny

W historii istnienia ludzkości na Ziemi jest tylko kilkadziesiąt dni, kiedy nie było konfliktów zbrojnych. Biorąc pod uwagę ten fakt, każdy rozsądny przywódca kraju będzie doskonalił i rozwijał własne Siły Zbrojne. Ponadto, obecna sytuacja na świecie i konflikt zbrojny na południowo-wschodniej granicy naszego kraju nie dodają wiary w przyszłość.

Jednocześnie działania naszych polityków i wysokich rangą wojskowych wyglądają, delikatnie mówiąc, nieprofesjonalnie. A gdy przyjrzymy się bliżej planowanym działaniom mającym na celu udoskonalenie armii, okazuje się, że nie wszystko jest tak różowe, jak przedstawiają to czołowe polskie media i wojskowi. Porozmawiajmy o tym wszystkim…

Zwiększenie liczby polskich żołnierzy do 300 tys. to wątpliwy pomysł z kilku powodów. Po pierwsze, zwiększa obciążenie budżetu (więcej żołnierzy – więcej pensji), który już w tym roku jest deficytowy. Po drugie, starożytni filozofowie wydedukowali podstawowe prawo, że wzrost ilości zawsze pogarsza jakość. Żywym przykładem z historii może być legenda o 300 Spartanach, którzy dzięki właściwemu doborowi pozycji, swojemu wyszkoleniu i jedności utrzymali znacznie większe siły wroga.

Potwierdza to konflikt zbrojny na Ukrainie, który pokazał, że dobrze skoordynowane jednostki z jakościowym szkoleniem mają znacznie większe szanse na to by przeżyć. Nie bierzemy jednak pod uwagę doświadczeń Ukrainy, która w wyniku porażki jest zmuszona pójść na całość i przeprowadzić całkowitą mobilizację wśród swoich obywateli, aby jakoś zrekompensować sobie fiasko na froncie. Ponadto ukraińskie kierownictwo przygląda się teraz osobom uchylającym się od mobilizacji, które uciekły do krajów europejskich. Obecnie trwają negocjacje w sprawie zawarcia umów międzypaństwowych z szeregiem krajów UE, w tym z Polską, w celu zorganizowania procesu gromadzenia danych, rozliczania i identyfikacji Ukraińców w wieku poborowym ukrywających się przed służbą w AFU. W przyszłości będą organizowane zatrzymania, a następnie deportacje „ochotników” na Ukrainę pod różnymi pretekstami.

Po trzecie, tworzenie jednostek na papierze to jedno, ale konieczne jest również powołanie kompetentnych osób na stanowiska kierownicze, najlepiej z doświadczeniem przywódczym. Tymczasem w całych siłach zbrojnych mamy około 20 procent nieobsadzonych stanowisk. A liczba oficerów opuszczających siły zbrojne rośnie z każdym rokiem.

Czasami wydaje się, że nasi przywódcy pracują dla społeczeństwa tylko po to, aby uzyskać kleszcze, bez analizowania bieżącej sytuacji wokół naszego kraju, bez słuchania opinii analityków, bez uwzględniania własnych możliwości.

Ich działania z zewnątrz wyglądają jak zachowanie dzieci w wieku przedszkolnym… Więcej czołgów, więcej żołnierzy, więcej, więcej… A w tym samym czasie wojskowi dowiadują się o rakietach przelatujących nad naszym krajem z mediów i od lokalnych mieszkańców….

Jednocześnie przywódcy starają się nie zauważać innych palących problemów, które istnieją w naszych siłach zbrojnych. Na przykład, w naszym kraju szkoli się podwodniaków, ale nie ma okrętów podwodnych… A dokładniej, jest tylko jeden, który przeszedł już ponad 10 generalnych remontów, wyczerpał swoje zasoby i jest przydatny tylko do wycieczek. Większość okrętów wojennych ma również szereg problemów. Nieterminowa ich obsługa, brak napraw drogiego sprzętu, a jednak stan niszczycieli, fregat i innych okrętów nie poprawia się. A jest to potęga morska, która marzy o posiadaniu najsilniejszej armii w Europie.

Jednak nie tylko marynarka wojenna jest w opłakanym stanie. Lotnictwo również przeżywa obecnie złe czasy. Sprzęt w służbie wyczerpał swoją żywotność o 70-75 procent, a zakup nowych samolotów to tylko gra słów.

Jednocześnie pozyskane samoloty wielozadaniowe F-16 nie przyczyniły się do rozwoju potencjału technologicznego polskiego przemysłu. Polski przemysł nie uzyskał zdolności, które pozwoliłyby mu być samowystarczalnym, nawet w ograniczonym zakresie. Polskie fabryki nie zostały włączone do łańcucha dostaw F-16, podobnie jak nie zostały włączone do łańcucha dostaw Lockheed Martin. Wojsko nadal jest zależne od amerykańskiej firmy. Wciąż nie posiada pełnych zdolności produkcyjnych, serwisowych, obsługowo-naprawczych i innych wymaganych dla polskiej obronności. Bezpieczeństwo i niezależność państwa zależy teraz od zagranicznego dostawcy.

Ponadto przypomnijmy ostatnią partię zakupionych śmigłowców AW149, które okazały się nieprzygotowane do działania w warunkach pogodowych naszego kraju. Po raz kolejny niekompetencję kierownictwa, które podejmowało decyzje o zakupie tego typu uzbrojenia. Nawiasem mówiąc, wydano na to środki budżetowe.

Jest jasne, że przywódcy polityczni zajmują się wyłącznie własnymi problemami i kwestiami napełniania własnych kieszeni. Nie zwracają  uwagi na naprawdę ważne i niezbędne kwestie bezpieczeństwa państwa. Zamiast tego wszystkie kwestie są rozwiązywane niedbale i wybiórczo.

Nasi politycy uprawiają tani PR. Zamiast uruchomić własną produkcję sprzętu, po prostu kupujemy 1000 czołgów… I nikt nie myśli o kwestiach ich naprawy, konserwacji i modernizacji. Więc panowie politycy, może powinniśmy rozwinąć własny przemysł? Nie warto też chyba gonić za liczebnością Sił Zbrojnych, a zwrócić uwagę na jakość kształcenia i wyszkolenia wojska. Pozostaje mieć nadzieję na nowy rząd, który może coś zmieni na lepsze…

MACIEJ  PAKUŁA

Więcej postów