Jak politycy PiS z domniemanym trucicielem orłów zbudowali strzelnicę, na której nie można strzelać

Niezależny dziennik polityczny
Tydzień przed wyborami parlamentarnymi w lasach Podlasia politycy PiS hucznie z pompą otworzą strzelnicę, która została z powrotem zamknięta tuż po uroczystości. Strefa rykoszetujących pocisków została zmniejszona z 800 m do 150 m, a i tak wychodzi ona na przebiegającą obok drogę. To tylko jeden z wielu problemów tej zadziwiającej inwestycji, za którą odpowiedzialny jest polityk z prokuratorskimi zarzutami za trucie chronionego ptactwa. Niewiele wskazuje na to, aby została otwarta w przewidywalnej przyszłości.

9 października 2023 r. Stuosobowy tłum złożony z żołnierzy i lokalnych oficjeli gromadzi się na uroczystym otwarciu strzelnicy we wsi Borysowszczyzna w powiecie siemiatyckim. Data nie jest przypadkowa. Za tydzień mają się odbyć wybory do parlamentu. Dlatego obecni są najważniejsi politycy Prawa i Sprawiedliwości na Podlasiu – m.in. wiceminister obrony narodowej Michał Wiśniewski, wiceminister edukacji i nauki Dariusz Piontkowski oraz były wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński.

Okazja jest nie byle jaka. Choć nowa strzelnica formalnie jest obiektem sportowym, to spełnia wymogi strzelnicy wojskowej. Można na niej strzelać nawet z karabinu maszynowego. Dla polityków PiS ważne jest również to, że powstała w ramach flagowego programu „Strzelnica w Powiecie”. W ciągu sześciu lat z założonych 380 klasycznych strzelnic udało się zbudować zaledwie… cztery. Tym ważniejsze dla polityków PiS jest to, że piąta powstała właśnie tu – w samym sercu konserwatywnego Podlasia.

W obrazku coś jednak zgrzyta. Obecni na otwarciu dziennikarze TVP z uporem filmują tylko jedną część strzelnicy, tę ze stanowiskami strzeleckimi, jak ognia unikając głównego kulochwytu i bocznych wałów. Równie dziwacznie zachowują się filmowani przez ekipę TVP żołnierze. Przymierzają się do oddania strzału… a jednak nie strzelają.

Żołnierze celują, ale nie strzelają.

Żołnierze celują, ale nie strzelają.

Te dziwne zachowania nie burzą dobrego samopoczucia oficjeli. Ale kiedy goście odjeżdżają po zakończonej imprezie, na plac budowy wjeżdżają koparki. Oficjalnie „otwarta” strzelnica zostaje zamknięta.

Trzy dni po „otwarciu” zawali się część jednego z bocznych kulochwytów, czyli wałów wychwytujących rykoszetujące kule. Z wszystkich problemów ze strzelnicą ten jest akurat najmniejszy. Trudno się spodziewać, aby ktokolwiek na niej wystrzelił choć jeden nabój nie tylko w najbliższej, ale też bardziej odległej przyszłości.

Fragment kulochwytu, którego część osunęła się trzy dni po "otwarciu" strzelnicy przez oficjeli.

Fragment kulochwytu, którego część osunęła się trzy dni po „otwarciu” strzelnicy przez oficjeli.

Kiedy zapytaliśmy Ministerstwo Obrony Narodowej, czy wiceminister Wiśniewski w jakikolwiek sposób brał udział w projekcie budowy strzelnicy, resort odpowiedział, że ani wiceminister, ani reszta PiS-owskich oficjeli nie byli w żaden sposób zaangażowani w budowę, a jedynie uczestniczyli w otwarciu strzelnicy w charakterze gości.

MON nie odpowiedziało nam jednak na znacznie istotniejsze pytanie: Jaki był cel otwarcia strzelnicy z udziałem min. Wiśniewskiego i innych polityków PiS, skoro tuż po tym otwarciu strzelnica została ponownie zamknięta i do tej pory znajduje się w budowie?

A wszystko zaczęło się od wielkiego marzenia działacza PiS…

Marzenie prezesa

W grudniu 2017 r. szef koła łowieckiego „Jeleń” zaczął marzyć. Prezes Henryk Boguszewski z Siemiatycz po raz pierwszy odwiedza wtedy Stadion Narodowy w Warszawie. Stadion robi na nim duże wrażenie, ale jeszcze większe – wystąpienie ówczesnego wiceministra obrony narodowej Michała Dworczyka. Podczas konferencji „Sokół – strzelnica w powiecie” minister opowiada o potrzebie budowy strzelnic i w tym celu chce „uwolnić potencjał obywatelski i samorządowy”. Prezes Boguszewski czuje, że jest gotowy do uwolnienia swojego potencjału.

Pomysł budowy strzelnic w powiatach nie jest nowy. Od wielu miesięcy promuje go ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Zgodnie z jego założeniem w 2020 r. w każdym powiecie ma stać strzelnica. Prezes Boguszewski chce się przyczynić do realizacji tego wielkiego planu.

Jednak kiedy wraca do rodzinnych Siemiatycz, jego głowę zajmują obowiązki prezesa koła łowieckiego, a później również przewodniczącego rady powiatu siemiatyckiego z ramienia PiS. Pomysł ze strzelnicą chwilowo schodzi na dalszy plan.

Mijają lata, a powiatowe strzelnice nie chcą powstawać. W 2021 r., po czterech latach trwania programu, z zapowiadanych przez ministra Macierewicza 380 nowych strzelnic stoją… dwie. PiS musi zmodyfikować swój ambitny plan budowy strzelnicy w każdym powiecie do nieco skromniejszej wersji – strzelnicy w powiecie, choćby to miała być strzelnica już nie klasyczna, a jedynie pneumatyczna, a nawet wirtualna. Tylko te dwie ostatnie zaczną liczbowo pompować program PiS w kolejnych latach.

Jednak prezes Boguszewski, pamiętając o swoim wielkim marzeniu, chce, aby w jego powiecie stała duża strzelnica na miarę garnizonowej, z której będzie mogło korzystać wojsko.

Pierwszą przymiarkę do realizacji planu działacze z Siemiatycz robią w 2021 r.

Pierwsze koty za płoty

Strzelnica ma stanąć we wsi Klukowo. Formalnie ma być to obiekt cywilno-sportowy, jednak działacze chcą uzyskać dofinansowanie z wojskowych instytucji, a konkretnie z Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji (CWCR). W tym celu strzelnica musi spełnić surowe wojskowe wymogi techniczne.

Wojskowe strzelnice zakładają użycie broni, z której pociski wystrzeliwane są z energią początkową do 3800 dżuli. Taką energię ma pocisk naboju 7,62×51 NATO, które używane są na przykład w karabinach maszynowych polskiej armii UKM-2000. Według wojskowych, na każde kilkaset sztuk wystrzelonych na strzelnicy pocisków, kilkanaście rykoszetuje, ostrzeliwując różne elementy strzelnicy lub wylatując poza nią z dużą energią.

Dlatego poza strzelnicą wyznaczono 800-metrową strefę bezpieczeństwa na linii strzału oraz pod pewnymi kątami w prawo i lewo. Pech chce, że promień strefy dosłownie o kilka metrów zahacza o przebiegającą tamtędy drogę wojewódzką.

800-metrowa strefa bezpieczeństwa w niewielkim stopniu wchodzi na drogę wojewódzką.

800-metrowa strefa bezpieczeństwa w niewielkim stopniu wchodzi na drogę wojewódzką.

Kule dolatywałyby do drogi już z niewielką prędkością, ale wojskowe przepisy nie pozostawiają samorządowcom żadnego pola manewru – albo rezygnujecie z drogi, albo ze strzelnicy. Projekt strzelnicy w Klukowie upada. Wtedy samorządowcy PiS znajdują lepsze miejsce…

Najlepsze miejsce do strzelania

Październik 2022 r. Między włodarzami Siemiatycz już od kilku miesięcy trwają intensywne rozmowy na temat umiejscowienia planowanej strzelnicy w nowej lokalizacji. Wybór pada na niewielką wieś Borysowszczyznę. Jej główną zaletą jest to, że jest mała. Liczy raptem kilkudziesięciu mieszkańców, przeważnie w podeszłym wieku.

Z poprzednią lokalizacją w bardziej zaludnionym terenie były same problemy. Huk wystrzałów na tym typie strzelnicy jest słyszalny nawet z 10 km. W samych wsiach Klukowo i Rogawka leżących w odległości 1,5 km od planowanej strzelnicy mieszka 400 ludzi. Co gorsza, dwa kilometry dalej zaczynają się zabudowania 15-tysięcznych Siemiatycz. Protestom miejscowej ludności nie było więc końca.

Dlatego Borysowszczyzna wydaje się lepsza. Wprawdzie w promieniu 10 km od nowej lokalizacji też leży kilka wiosek, ale mniej licznych. Na wszelki wypadek włodarze Siemiatycz nie spieszą się z informowaniem okolicznych mieszkańców o planowanej inwestycji.

Odpowiedzialność za budowę strzelnicy przyjmuje wicestarosta Siemiatycz Sylwester Z.

Z zarzutami na strzelnicę

Sylwester Z. to bardzo interesująca postać, przy której warto na chwilę się zatrzymać.

W 2020 r. Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków zaczęło informować w swoich mediach społecznościowych, że w okolicach Drohiczyna, odległego o kilkanaście kilometrów od Siemiatycz, ktoś truje zwierzynę. W śledztwo w tej sprawie zaangażowała się Prokuratura Okręgowa z Białegostoku.

Rychło ustalono, że ofiarą trucicieli padają ptaki objęte ścisłą ochroną – orzeł bielik, kruk, jastrząb, myszołów i bocian biały. Padały także lisy, psy, koty oraz co najmniej jeden wilk. Tajemnicza substancja, która zabijała zwierzęta, była niezwykle silna, bo padały od niej nie tylko zwierzęta, które ją spożyły w rozrzucanych kostkach słoniny lub boczku, ale także te, które żerowały na padlinie, jak na przykład kruki. Co więcej, zwykle łatwo rozkładające się w ciepłej porze padłe zwierzęta w tym przypadku leżały przez długi czas nietknięte, bo muchy i inne owady również ginęły w zetknięciu z nim.

Po przebadaniu próbek prokuratorzy stwierdzili, że za śmierć zwierząt odpowiedzialny jest karbofuran – silnie toksyczna substancja, która powoduje śmierć nie tylko poprzez zjedzenie, ale nawet poprzez wdychanie. Karbofuran nie jest dostępny w Polsce, ale jak najbardziej osiągalny na sąsiedniej Białorusi.

Rankiem 3 sierpnia 2021 r. zostali zatrzymani wicestarosta siemiatycki i Sylwester Z. oraz policjant z posterunku w okolicznej wsi Grodzisk. Wobec policjanta zastosowano zakaz opuszczania kraju i poręczenie majątkowe, a w przypadku Sylwestra Z. prokuratura zwróciła się do sądu o areszt.

Ostatecznie sąd uchylił wniosek o areszt, ale Sylwester Z. otrzymał zarzuty podżegania do uśmiercania zwierząt; podżegania do niszczenia i uszkadzania zwierząt pod ochroną gatunkową; nadużycia uprawnień funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej; składania fałszywych zeznań; i w końcu utrudniania lub udaremniania postępowania karnego poprzez pomaganie sprawcy przestępstwa. Grozi mu za to do 10 lat więzienia.

Prokuratura Okręgowa w Białymstoku potwierdziła nam, że śledztwo pozostaje w toku, a Starostwo Powiatowe w Siemiatyczach zostało o nim poinformowane. „Ewentualne decyzje co do dalszego sprawowania urzędu przez w/w leżą w kompetencjach jego organów przełożonych lub nadzorczych” – napisał rzecznik prokuratury prok. Łukasz Janyst.

Sylwester Z. wciąż piastuje stanowisko wicestarosty. Kiedy podejmuje on pierwsze kroki w celu budowy strzelnicy, do akcji wkracza prezes Boguszewski…

Szybcy jak wiatr

Bez zawracania głowy mieszkańców nadmiarem informacji w czerwcu 2022 r. starosta Siemiatycz Marek Bobel składa do wójta gminy Nurzec-Stacja — tej, w której ma powstać strzelnica — wniosek o zgodę na jej budowę. W myśl zasady, że tam, gdzie liczy się wyższa idea, szczegóły schodzą na plan dalszy, wniosek jest w nie nader skąpy. Nie ma w nim nawet danych wnioskodawcy. Mimo to wójt wydaje zgodę na lokalizację strzelnicy w Borysowszczyźnie.

Zapytaliśmy mailowo starostę Bobla o ten skąpy w szczegóły wniosek. Odpowiedzi nie dostaliśmy.

6 października prezes Henryk Boguszewski jednoosobowo i z pogwałceniem statutu Polskiego Związku Łowieckiego rozwiązuje umowę dzierżawy od Lasów Państwowych działki, którą koło łowieckie „Jeleń” użytkowało, od kiedy pamiętają lokalni myśliwi.

Zapytaliśmy o to prezesa Boguszewskiego poprzez starostwo powiatowe w Siemiatyczach, w którym pełni funkcję przewodniczącego rady powiatowej. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi na to pytanie.

Według statusu Polskiego Związku Łowieckiego rozwiązanie takiej umowy wymaga podpisu co najmniej dwóch członków zarządu, więc formalnie działka wciąż jest dzierżawiona przez koło. Pomimo to jeszcze tego samego dnia Starostwo w Siemiatyczach podpisuje umowę dzierżawy tej samej działki od Lasów Państwowych. Do połowy października rada Powiatu Siemiatyckiego uchwala przystąpienie do realizacji budowy strzelnicy.

6 października 2022 r. mieszkańcy mają już pewność, że na swoim terenie będą mieli strzelnicę. Niektórzy myśliwi koła protestują, zarzucając prezesowi bezprawne działania. Mieszkańcy alarmują, że w bezpośrednim sąsiedztwie powodującej duży hałas strzelnicy leżą tereny objęte ochroną Natura 2000, a sama strzelnica będzie leżeć w obszarze chronionego krajobrazu Doliny Bugu, na dodatek na samej działce znajduje się użytek ekologiczny.

Jednak wiatr tej historii jest szybszy od protestów myśliwych i mieszkańców…

Szybki jak Bryś

Nie mija koniec października, a starosta Siemiatycz składa wniosek o dofinansowanie w wysokości 3 mln zł na budowę strzelnicy cywilno-sportowej do Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji (CWCR), którego szefem jest gen. Mirosław Bryś. Nie jest to postać przypadkowa w tej historii. Gen. Bryś ma znakomite notowania u władzy PiS. Jest dobrym znajomym byłego szefa MSWiA i niezwykle wpływowego polityka PiS na Podlasiu Jarosława Zielińskiego. W maju prezydent Duda, w obecności ministra obrony Mariusza Błaszczaka, wręczył mu nominację na stopień generała brygady.

We wniosku roi się jednak od tajemnic. Choć na identyczną strzelnicę w Klukowie wymagana była ochronna strefa 800 m, to już we wniosku na tę w Borysowszczyźnie starosta Bobel wpisuje jedynie 150 m z prawej strony strzelnicy i 50 m z lewej, choć wciąż zakłada się strzelanie także z broni o energii początkowej pocisku sięgającej 3800 dżuli.

Dlaczego w Klukowie wystrzeliwane z tą samą siłą kule miały stanowić zagrożenie na dystansie prawie kilometra, a w Borysowszczyźnie tylko na dystansie średnio osiem razy mniejszym? Zapytaliśmy o to zarówno starostę Bobla, jak i gen. Brysia z CWCR.

Starosta nie odpowiedział nam na to pytanie. W imieniu gen. Brysia rzeczniczka CWCR Justyna Balik odpisała, że w tej sprawie to Wojskowa Akademia Techniczna przedstawiła „pozytywną opinię i wstępną akceptację inwestycji oraz jej regulaminu” i to właśnie do akademii należy skierować te pytanie. Tak też zrobiliśmy. Wciąż czekamy na odpowiedź.

Równie frapującym elementem nowego projektu okazuje się dobudowana wzdłuż bocznej ściany głównej strzelnicy – strzelnica myśliwska. We własnym postanowieniu starosta Bobel nie wyraża zgody na jej zbudowanie, by za chwilę wpisać ją do wniosku o dofinansowanie do CWCR. Wojskowe centrum dostaje więc prośbę o dofinansowanie strzelnicy myśliwskiej, ale już na dołączonej do projektu strzelnicy mapie znowu jej nie ma.

Po lewej stronie wału znajduje się "znikająca" strzelnica myśliwska.

Po lewej stronie wału znajduje się „znikająca” strzelnica myśliwska.

Także o pojawiającą się i znikającą strzelnicę zapytaliśmy i starostę Bobla oraz WAT. Odpowiedzi wciąż się nie doczekaliśmy.

Tajemnicą pozostaje też status strzelnicy. Choć w dokumentach jest ona „cywilno-sportowa”, to jej charakterystyka spełnia wymagania rozporządzenia ministra obrony dotyczącego strzelnic wojskowych, jak choćby dostosowana do pocisków z energią wylotową pocisków do 3800 dżuli.

Kiedy za rok na otwarcie strzelnicy przyjedzie wiceminister obrony narodowej Michał Wiśniewski, też będzie podkreślał jej wojskowych charakter: — Zależy nam na tym, żeby żołnierze ćwiczyli tu, w tym województwie, w naszym województwie, żeby nie wyjeżdżali, tylko cały czas byli tu na miejscu, by zapewniali nam bezpieczeństwo — powie.

Mimo że w tej sprawie aż mieni się w oczach od zmieniających się wielkości stref bezpieczeństwa oraz znikających i pojawiających się przybudówek, CWCR gen. Brysia błyskawicznie rozpatruje wniosek na 3 mln zł – pozytywnie! Pozostałe 5 mln na strzelnicę znajdzie się w innym rządowym programie – Polskim Ładzie.

Teraz już tylko wystarczy wyznaczyć budowniczego…

Rażąco niska cena

Z początkiem 2023 r. rusza przetarg, który ma wyłonić firmę budującą strzelnicę. Najlepszą ofertę cenową składa konsorcjum: ACC Budownictwo i ACC Electronics. Z ich strony internetowej można wyczytać, że mają na koncie duże projekty, jak budynki wielorodzinne, pracownie tomografii, a także budynek dla laserowych symulatorów strzelań wraz z całą infrastrukturą.

Choć oferta konsorcjum — 6,9 mln zł – mieści się w przeznaczonym na strzelnicę budżecie, to starostwo postanawia ją odrzucić. Powód: „Rażąco niska cena”.

Wygrywa spółka Cetus. To lokalna firma z pobliskich Łosic. Cena, którą proponuje ostatecznie, nie jest już „rażąco niska” — wynosi 9 mln 279 tys. zł. To o prawie milion złotych więcej niż wynosi budżet projektu. Od czego jest jednak lokalne wsparcie? Starostwo zwraca się o brakującą kwotę do marszałka podlaskiego Artura Kosickiego.

Marszałek Kosicki to barwna postać. Karierę zaczynał w discopolowym zespole Boys, znanym z hitu „Jesteś Szalona”. Z disco polo płynnie przeszedł do polityki: swoje miejsce znalazł w Prawie i Sprawiedliwości, gdzie zaczął błyskawicznie piąć się w górę, aż do stanowiska marszałka, które objął w 2018 r.

Na początku 2023 r. Kosicki odpowiada na wniosek samorządowców z Siemiatycz i przekazuje im 900 tys. zł na strzelnicę, ale nie w Borysowszczyźnie, lecz przy Zespole Szkół Technicznych w Czartajewie. Szkopuł w tym, że ta szkoła posiada już strzelnicę, tyle że wirtualną. Kosztowała 250 tys. zł i została oddana do użytku miesiąc przed złożeniem wniosku przez starostę Bobla do marszałka Kosickiego.

Urząd marszałkowski w odpowiedzi na pytania Onetu potwierdził, że marszałek przeznaczył 900 tys. zł na strzelnicę w Czartajewie, dodając jednocześnie, że jeśli pieniądze zostały wykorzystanie niezgodnie z umową „pociągać będzie to za sobą ich zwrot”.

Najbardziej wystrzałowa droga Podlasia

Choć ludzi w Borysowszczyźnie jest mało, to podjęta przez urzędników ponad ich głowami decyzja o budowie strzelnicy rozsierdziła ich do tego stopnia, że zawiązują komitet protestacyjny.

— Mobilizacja mieszkańców wsi była bardzo duża. Chodzi przecież o nasze codzienne życie – mówi nam Robert Krasuski z komitetu. — Ktoś przyjedzie strzelać na dwie, trzy godziny dziennie. Potem wróci do domu i będzie miał ciszę. A my, mieszkańcy będziemy mieć tu permanentny hałas. Przecież z dokumentów strzelnicy wynika, że jest ona dostosowana do strzelania w dzień i w nocy.

Robert Krasucki (w kapeluszu) protestuje z mieszkańcami pod strzelnicą.

Robert Krasucki (w kapeluszu) protestuje z mieszkańcami pod strzelnicą.

— Włodarze odpuścili sobie nie tylko ludzi, ale też środowisko – dodaje Marta Marcinkowska-Krawczyk, odpowiedzialna w komitecie za dokumentację prawną i budowalną. — Przecież dobrze wiedzą o korytarzu ekologicznym, o obszarze chronionego krajobrazu Doliny Bugu, o użytku ekologicznym, o obszarze Natura 2000. Wzięliśmy sprawę w swoje ręce, wiedząc, że mierzymy się z walcem politycznym, który miażdży wszystko i wszystkich po drodze.

Pech urzędników z Siemiatycz polega na tym, że w tej wsi mieszkają specjaliści z zakresu budownictwa i prawa budowlanego. Przyglądając się inwestycji, zwracają oni uwagę pewien detal, który być może umknął budowniczym — znowu chodzi o drogę.

O ile, w opisanym wyżej Klukowie droga ledwie ocierała się o strefę możliwego ostrzału, a odległość do niej wynosiła 800 m, o tyle w przypadku Borysowszczyzny, to zaledwie 150 m. Jeśli więc w Klukowie zabłąkana kula z broni gładkolufowej mogła drasnąć auto lub człowieka, w Borysowszczyźnie wystrzelony z takiej broni pocisk mógłby przeszyć maskę auta oraz siedzącego w nim człowieka.

Projekty obu strzelnic przygotowali i zatwierdzili specjaliści z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Zapytaliśmy więc uczelnię, dlaczego w jednym strefa ochronna wynosiła 800 m, a w drugim jedynie 50-150 m? Chcieliśmy też wiedzieć, czy strefa ochronna strzelnicy może wchodzić na drogę publiczną? Na odpowiedzi wciąż czekamy.

Choć droga powiatowa nr 1717B ma szanse stać się najbardziej wystrzałową drogą powiatu, a nawet województwa lub kraju, budowa strzelnicy rusza pełną parą, a zdeterminowani do budowy miastowi przechodzą do kontrataku…

Chłop żywemu nie przepuści

Artur Trochimiuk jest mieszkańcem Borysowszczyzny. Zajmuje się uprawą ziemi. Jako że niektóre osoby z komitetu walczącego z budową strzelnicy na co dzień mieszkają poza wsią, zgodził się, aby do niego przychodziła urzędowa korespondencja, którą prowadzi komitet. Urzędnicy z Siemiatycz dobrze znają więc jego adres.

W marcu tego roku przed bramą jego posesji zjawia się trzech ludzi. Informują go, że są z powiatowego nadzoru budowlanego w Siemiatyczach i chcą przeprowadzić u niego kontrolę. Tochimiuk jest zdziwiony, bo w swoim gospodarstwie nie budował niczego od kilkunastu lat. Prosi więc przybyszów o legitymację lub dokument, który potwierdzałby, że faktycznie są pracownikami urzędu. Nie mają przy sobie niczego takiego, więc pan Artur uprzejmie odsyła ich do domu.

Jest pewien, że próba wejścia na jego posesję jest związana z zaangażowaniem w komitet protestacyjny. Do tej pory nie podejmował radykalnych ruchów w sprawie strzelnicy. Teraz uznaje jednak, że sytuacja wymaga bardziej zdecydowanej reakcji. Na swoim ogrodzeniu i w okolicy rozwiesza transparenty: „Nie strzelnicy odkrytej!”, „Chrońmy naturę!”.

Na kroki ze strony urzędników z Siemiatycz nie trzeba długo czekać. Na początku kwietnia na jego posesji znowu pojawiają się te same osoby, co poprzednio. Tym razem jednak z kompletem dokumentów. W ramach kontroli uznają, że dwie stojące od grubo ponad 10 lat na podwórku wiaty są samowolą budowlaną.

Za legalizację jednej z nich każą rolnikowi wnieść opłatę 5 tys. zł. Za drugą ma jednak zapłacić surowszą karę – 115 tys. zł!

Trochimiuk odwołuje się do sądu, a ten przychyla się do jego skargi, wytykając organom administracji w Siemiatyczach nieścisłości w decyzji o nałożeniu kary. Sprawa jest w toku.

— Koniecznie napiszcie, że to oni zaczęli, nie ja – podkreśla pan Artur, kiedy rozmawiamy z nim pod koniec listopada.

Od pana Artura mamy już tylko kilometr na strzelnicę. Skoro jesteśmy w okolicy, to dlaczego by nie oddać kilku strzałów na nowoczesnym obiekcie?

Wizyta na strzelnicy

Na strzelnicę przyjeżdżamy 28 listopada, ponad półtora miesiąca po jej hucznym „otwarciu” przez partyjnych oficjeli. Już na pierwszy rzut oka widać, że ze strzelania nic nie będzie. Na terenie pracuje koparka, a robotnicy uwijają się z taczkami. Strzelnica w żaden sposób nie przypomina obiektu, na którym w przewidywalnej przyszłości ktokolwiek mógłby strzelać.

Kulochwyt, który zawalił się trzy dni po otwarciu strzelnicy, został wprawdzie odbudowany, ale trudno go uznać za solidny. Boki stożkowej konstrukcji pokryte są czymś w rodzaju filcu, jednak wiatr zwiewa to prowizoryczne zabezpieczenie, odsłaniając osypujący się materiał o pomarańczowej barwie. Na całej długości kulochwyt nie trzyma jednolitej wysokości. Nie wygląda też na konstrukcję, która miałaby przetrzymać najbliższy ulewny deszcz.

Aby zbudować solidniejsze wały, trzeba poszerzyć ogrodzoną część strzelnicy, ale wykonawcy są ograniczeni powierzchnią. Chodzi o to, aby teren strzelnicy nie przekraczał 2 hektarów. Gdyby ją przekroczył nawet o metr, to prawo wymaga od inwestora posiadania zgody środowiskowej na budowę. — Jeśli wziąć pod uwagę, że w tej okolicy występuje chroniony krajobraz, strzelnica generuje duży hałas, a dodatkowo nieprzychylna inwestycji jest miejscowa ludność, to nawet gdyby organy administracji publicznej wydały jakimś cudem taką zgodę, mieszkańcy mogliby skutecznie zaskarżać ją do sądów. Sprawa ciągnęłaby się latami – mówi nam prawnik specjalizujący się w kwestiach środowiskowych.

 

Więcej postów

polub nas!