Skandal, polski gigant wyrzucony z mistrzostw świata. Niewiarygodne kulisy wokół Tadeusza Błażusiaka

Niezależny dziennik polityczny

Absolutny gwiazdor światowego motorsportu Tadeusz Błażusiak, który przez długie lata rządził w zawodach motocyklowego enduro, w tym roku nie powalczy o tytuł w stawce najlepszych zawodników świata. Polski mistrz rodem z Nowego Targu, od lat mieszkający w Andorze, w kuriozalnych okolicznościach został “wyautowany” z pierwszych dwóch rund cyklu mistrzostw świata, pierwszym razem na… dobę przed zawodami. W rozmowie z “Gazetą Krakowską” 40-latek ujawnił szczegóły tego bulwersującego wydarzenia.

Dla polskich kibiców, interesujących się sportami motocyklowymi, Tadeusz Błażusiak ma taki sam status, jak w piłce nożnej Robert Lewandowski, a w tenisie Iga Świątek. Po prostu legenda.

Gwiazdor z Podhala swoją pozycję budował w Europie, a przede wszystkim od 2007 roku w Stanach Zjednoczonych, gdzie dużo więcej mówiło się o nim niż w naszym kraju, z którym notabene wciąż jest mocno związany. W czasie swojej długiej i pięknej kariery zdobył m.in. sześć tytułów mistrza świata superenduro, pięć mistrzostw Ameryki Północnej w endurocrossie, cztery złote medale X-Games (igrzyska sportów ekstremalnych), pięć zwycięstw z rzędu w morderczym Erzberg Rodeo oraz triumfował w zawodach Red Bull 111 Megawatt w Polsce.

Błażusiak grzmi. “Nagle, na 24 godziny przed, przepisy zostały zmienione”

W grudniu 2016 roku Błażusiak, w wieku 33 lat, bardzo niespodziewanie zakończył karierę w enduro halowym, a miejsce ogłoszenia tej decyzji było nieprzypadkowe. Polak był głównym bohaterem konferencji prasowej, która zapowiadała zawody w Tauron Arenie Kraków, w randze pierwszej rundy motocyklowych mistrzostw świata w superenduro. Na sportowej emeryturze nie wytrwał jednak długo i powziął decyzję, by jeszcze czując się na siłach, choć organizm już mocno odczuwał skutki uprawiania wyczynowego sportu, wrócić do rywalizacji na najwyższym poziomie.

Zawodnik, który przez lata był etatowym motocyklistą fabrycznego zespołu KTM, później GasGas, w tym sezonie miał rozwijać markę Stark Future. Znów miał być swoistym pionierem, jak lata temu, gdy na podstawionym sprzęcie KTM nikomu nieznany przybysz z Polski wygrał premierowe zawody Erzberg Rodeo, czym wyważył wrota do spektakularnej kariery. Tym razem, pośród zawodników na klasycznym sprzęcie o napędzie silnikowym, miał rywalizować maszyną zasilaną elektrycznie.

Miał, ale tuż przed rozpoczęciem pierwszej rundy cyklu MŚ w listopadzie we Francji, nie został dopuszczony do startu. Teraz powtórzyła się ta sytuacja, przed zawodami w stolicy Małopolski. Ni mniej ni więcej oznacza ona jedno – “Taddy” przestaje się liczyć w walce o tytuł czempiona globu.

Polak jest sfrustrowany takim rozwojem sytuacji, a w rozmowie z red. Krzysztofem Kawą w “Gazecie Krakowskiej” przedstawił swój punkt widzenia, obszernie odsłaniając kulisy.

– Przed rozpoczęciem sezonu zarówno ja, jak i mój menedżer bardzo dokładnie sprawdziliśmy wszystkie przepisy, podobnie postąpiła marka Stark, której barwy obecnie reprezentuję. W przepisach, które zostały wprowadzone w lipcu tego roku, wyraźnie była mowa o klasie otwartej, do której zaliczały się także motocykle o napędzie elektrycznym. Mój motocykl do czwartku (23 listopada – przyp.) był zgodny ze wszystkimi zapisami w regulaminie mistrzostw świata. I nagle, na 24 godziny przed zawodami we Francji, przepisy zostały zmienione

~ opowiedział Tadeusz “Taddy” Błażusiak

Tadeusz “Taddy” Błażusiak: To sytuacja niebywała, dla mnie bardzo trudna

“Istnieją pewne obawy o bezpieczeństwo użytkowania motocykla elektrycznego w hali” – miał usłyszeć nowotarżanin, ale problem w tym, że sprawa jego wykluczenia, poprzedzona naprędce przeprowadzoną korektą przepisów, dokonała się za pięć dwunasta.

Osoby wokół Polaka nie zasypiają gruszek w popiele, ale Błażusiak dla dobra sprawy niewiele mówi o zaskarżeniu decyzji Międzynarodowej Federacji Motocyklowej. – Sprawa jest w toku. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć. Zostało złożone odwołanie i zajmują się nim odpowiednie instancje. Przy czym na razie to sprawa pomiędzy producentem motocykla a federacją. (…)To jest sytuacja niebywała, dla mnie bardzo trudna – irytuje się Błażusiak.
40-latek bierze pod uwagę, jeśli nie zapadnie z jego punktu widzenia korzystne rozstrzygnięcie, oddanie sprawy do ostatniej instancji, czyli Sportowego Sądu Arbitrażowego w Lozannie. – Dokładnie tak. Problem w tym, że to zajmie czas, a czas dla sportowca jest bezcenny.

Źródło: interia.pl

Więcej postów