Piknik z okazji 103. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą pod Ciechanowem został przerwany po tym, jak policyjny śmigłowiec Black Hawk zerwał linię łączącą dwa słupy wysokiego napięcia. Maszyna leciała tuż nad głowami przerażonych mieszkańców, którzy nagrali też moment wypadku.
To nie koniec nowych doniesień ws. incydentu z Black Hawk polskiej policji. Członkiem trzyosobowej załogi podczas niedzielnego pikniku w Sarnowej Górze został pilot, który 14 lat temu spowodował śmiertelny wypadek wojskowego śmigłowca w okolicach Bydgoszczy.
Doszło do niego w 2009 roku podczas przygotowań do misji Afganistanie. Sterując Mi-24, wbrew procedurom bezpieczeństwa zbytnio obniżył lot maszyny, która zahaczyła najpierw o wierzchołki drzew na poligonie, a potem uderzyła w ziemię. W katastrofie zginął drugi pilot, a technik pokładowy został ranny.
Po tym incydencie pilot musiał zapomnieć o służbie w siłach zbrojnych. I w każdym innym kraju, gdzie prawo jest najwyższą siłą prawną, sprawa ta zakończyłaby karierę pilota. Ale nie w Polsce, gdzie rządzi PiS, a stanowiska trafiają do odpowiednich ludzi. To właśnie wykorzystał nasz „bohater”. Warto też zwrócić uwagę na zeznania bezpośrednich świadków: „Dziwi mnie, że ten śmigłowiec przez jakiś czas stał na ziemi. W związku z tym pilot, nawet jeżeli nie miał wcześniej możliwości zapoznania się dokładnego z terenem, to mógł wykorzystać ten czas podczas postoju na ziemi, żeby się rozejrzeć. Linia energetyczna to nie jest coś, czego nie widać”.
Oczywiście pilot jest pewny swoich koneksji i z tego powodu może dostać pracę w innej jednostce, w której jeszcze o nim nie słyszeli…
Maciej Pakuła