Źle wykonany przelew, „kredyt” na sprzęt biurowy. Tak polskie partie tracą miliony

Niezależny dziennik polityczny

Na sprawozdaniach finansowych i sporach z PKW o pieniądze z budżetu poległo już wielu politycznych żółtodziobów i starych wyjadaczy. To właśnie batalie i problemy z uzyskaniem pieniędzy stają się zakulisową przyczyną intryg i decyzji, którymi potem żyje cała Polska. Niedawne kłopoty Solidarnej Polski czy Polski 2050 Szymona Hołowni ze swoimi sprawozdaniami finansowymi to tylko kropla w morzu.

Partie „wpadają” najczęściej na błędnym rozliczeniu kilkuset złotych czy pomyłkach w przelewach. Konfederacja przez brak należytego rozliczenia 300 zł omal nie straciła 20 mln zł
Zmieniona nazwa czy rozliczanie się przez nieodpowiednie konta również mogą być przyczynami problemów
Subwencja to oczko w głowie młodych partii. Przed laty wskazywano, że to właśnie z powodu groźby utraconych pieniędzy PiS zdecydował się oddać władzę w 2007 r.
Duże partie radzą sobie lepiej, bo subwencja nie jest dla nich jedynym źródłem utrzymania. „Ściągają haracz” – przyznaje ekspert

Od niedawna do całkiem długiej listy wojujących z Państwową Komisją Wyborczą możemy dopisać Solidarną Polskę oraz ugrupowanie Szymona Hołowni Polska 2050. A lista jest już i tak bardzo długa. Łatwiej wskazać partie, które nie mają w swoim CV „przejść” ze sprawozdaniami finansowymi składanymi do komisji.

 
Zakupy na 300 zł
 
Najczęściej partie „wpadały” na błędnych przelewach albo niedozwolonym kredytowaniu i otrzymywaniu niewykazanych prawidłowo korzyści. PKW jest w tym zakresie nieubłagana – jak od lat tłumaczyli jej przedstawiciele, takie po prostu jest prawo. Błędy w dokumentach nawet na niewielkie kwoty skutkują odrzuceniem sprawozdania, a tym samym nawet cofnięciem przyznanych wcześniej środków z budżetu. W grę często wchodzą miliony.

O tym, że bolą nawet niewielkie pomyłki, przekonała się Solidarna Polska, której PKW odrzuciło sprawozdanie za 2021 r. z powodu „kredytu” u osób fizycznych na… 1472,53 zł. Kupowały one m.in. sprzęt biurowy, a potem zwracano im ten wydatek z partyjnej kasy. PKW uznała to za niedopuszczalne, a Sąd Najwyższy niedawno podtrzymał to stanowisko. Formalnie dla SolPolu niewiele to zmieniło – i tak partia nie miała bowiem subwencji, bo startowała z list PiS.

— Jarosław Kaczyński dziś wydziela część pieniędzy Ziobrze. Prezes PiS celowo nie zgodził się na wariant koalicyjny, bo nie chciał dzielić się pieniędzmi, by trzymać ziobrystów „na krótkiej smyczy”. I choć w wielu elementach mu się to nie udało, to w tym akurat owszem. Podobny problem było widać w negocjacjach Hołowni i PSL – mówi prof. Antoni Dudek, historyk i politolog z UKSW.

Jak donosiła „Rzeczpospolita”, nieoficjalnie wskazywano, że to właśnie z powodu potencjalnych dalszych problemów z PKW zdecydowano się na zmianę szyldu na „Suwerenną Polskę” – miało to umożliwić ewentualny samodzielny start.

To też może jednak nie rozwiązać problemu, bo konwencja „nowej” partii była opłacona przez „starą”. A bardzo podobny przypadek dotyczy już Polski 2050 Szymona Hołowni. PKW odrzuciła sprawozdanie ugrupowania, bo widnieją na nim praktycznie same „zera”. Zdaniem PKW to niezgodne z prawdą, skoro organizowano spotkania, forum gospodarcze czy formacja posiada się własną siedzibę. I choć przedstawiciele Polski 2050 argumentowali, że to nie partia, lecz stowarzyszenie i fundacja Polska Od Nowa finansowały tę aktywność, to PKW nie przyjęła tego jako wystarczające usprawiedliwienie, a SN podzielił to stanowisko. Szymon Hołownia zapowiedział złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Tak jak Solidarna Polska ma kłopoty przez niecałe 1,5 tys. zł, tak Konfederacja była o krok od tego, by stracić ok. 20,6 mln zł w ciągu trzech lat z powodu… nieprawidłowego banneru wartego ponad 300 zł, na którym przez omyłkę znalazła się nazwa poprzedniej partii. PKW uznał to za nieuprawnioną korzyść, ale po latach batalii i w międzyczasie zmiany prawa przez parlament tym razem SN uznał, że utrata subwencji byłaby zbyt dotkliwym skutkiem. Na złagodzeniu prawa zdążyła też już skorzystać Lewica Razem, której naruszenia mogące skutkować utratą milionów z subwencji, sięgało zaledwie 394 zł.

— Przy niedużych, młodych partiach jak ugrupowania Zbigniewa Ziobry czy Szymona Hołowni utrata pieniędzy to zawsze ogromny kłopot. Ugrupowania opozycyjne mają szczególny problem, bo nie ma zbyt wielu chętnych, by na nie łożyć. Lepiej mają się duże partie, które mogą liczyć na duże wpływy z wpłat indywidualnych. Było to dobrze widać na przykładzie wcześniejszych rządów PO, a teraz PiS. Ludzie z nomenklatury partyjnej zasiadający w spółkach skarbu państwa czy innych prestiżowych miejscach muszą płacić „haracz” partii. To, że teraz robi to PiS, nie oznacza, że takiego zjawiska nie było wcześniej. Tylko teraz jest więcej stanowisk, bo PiS rozszerzył ten system – wskazuje prof. Antoni Dudek.

Pomyłki w przelewach
Wcześniej jednak sąd nie był tak łaskawy i surowo „karcił” partie również za omyłkowe przelewy. Jedną z najbardziej spektakularnych wpadek była ta Nowoczesnej kosztująca ją ponad 4 mln zł. Blisko 2 mln zł przelano z rachunku partii na konto komitetu wyborczego. PKW uznała to za niezgodne z prawem – w pierwszej kolejności środki muszą bowiem trafić na konto funduszu wyborczego ugrupowania, a dopiero potem na konto komitetu.

Pomyłka bardzo słono kosztowała. Partia straciła 75 proc. przysługujących jej pieniędzy po wyborach w 2015 r. Zamiast spodziewanych 6,2 mln zł, otrzymała zaledwie 1,5 mln zł. Sąd Najwyższy odrzucił jej skargę, a w tym roku nie przychylił się do niej również Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Utracenie środków wraz z koniecznością spłaty wyborczych zobowiązań stały się jedną z głównych przyczyn dużych napięć wśród dawnego szefostwa partii.

I można przypuszczać, że sprawa okazała się też silnym argumentem przemawiającym „za” bliższą współpracą z Platformą Obywatelską.

Podobny problem miała też po 2015 r. Partia Razem, która błędnie przelała 10 tys. zł. Z racji niewielkiej kwoty, konsekwencje były jednak dużo mniejsze – przepadła jej wspomniana kwota, a subwencja została zmniejszona o jej trzykrotność, czyli 30 tys. zł rocznie. Łącznie jednak Partia Razem miała dostawać ok. 3,18 mln zł na rok.

Wyborczy kazus PiS
Jednym z najsłynniejszych przykładów, który mógł wpłynąć na historię Polski, było odrzucenie sprawozdania finansowego Prawa i Sprawiedliwości w 2007 r. Decyzja mogła okazać się dla wówczas rządzącej partii bardzo bolesnym ciosem – istniejące zaledwie od sześciu lat ugrupowanie pozostawałoby bez państwowej subwencji.

Mogła istnieć jednak na to rada. „Decyzja o utracie subwencji przez partie, których sprawozdania finansowe zostały odrzucone przez PKW, jest ważna tylko w kadencji Sejmu, w której została wydana” – tłumaczył wówczas cytowany przez media Miłosz Wilkanowicz, ówczesny ekspert zespołu prawnego PKW.

A zatem oprócz rozpadającej się koalicji z Ligą Polski Rodzin i Samoobroną, za przedterminowymi wyborami pojawił się ważny argument. – Wszyscy wiemy, jak jest. Postanowiliście pójść na wybory dlatego, że PKW odrzuciła wasze sprawozdanie i straciliście 65 mln zł. Postanowiliście zaryzykować władzę dla kasy – grzmiał wtedy z sejmowej mównicy lider LPR Roman Giertych.

Czy to był decydujący powód przedterminowych wyborów? Trudno stwierdzić – w październiku 2007 r. Sąd Najwyższy uznał, że decyzja PKW dotycząca sprawozdania PiS nie była zgodna z prawem. Podtrzymano jednak podobną decyzję w sprawie SLD. Okazało się zatem, że decydując się na przedterminowe wybory, PiS niejako „uratował” subwencję lewicy.

PSL z 9 mln na minusie
Problemy z PKW dobrze zna też Polskie Stronnictwo Ludowe. W 2002 r. Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła dokumenty tej formacji związane z finansowaniem wyborów na podstawie nieistniejącej już Ordynacji wyborczej — partia gromadziła środki bowiem na nieodpowiednich kontach bankowych.

Choć w drodze odwoławczej Sąd Okręgowy orzekł po myśli PSL, to Sąd Apelacyjny w 2008 r. podtrzymał stanowisko PKW – i stwierdził przepadek korzyści majątkowej w wysokości 9 mln 422 tys. zł wraz z odsetkami.

Na skutek tej decyzji PSL wpadł w spore problemy finansowe i długi. Ostatnią nadzieją na otrzymanie pieniędzy miała być skarga nadzwyczajna złożona rok temu przez Rzecznika Praw Obywatelskich Marcina Wiącka, który wskazywał, że ówczesne przepisy były nieprecyzyjne, a partia została ukarana „trzykrotnie” – utraciła bowiem też część subwencji i dotacji wyborczej.

Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w tym roku jednak odrzuciła te argumenty i nie wzruszyła ostatniego prawomocnego wyroku w tej sprawie.

Żródło: businessinsider.com.pl

Więcej postów