„Jezus umarł w Polsce”. Strażnik z SG przyznaje, że za granicę wyrzucał też dzieci: my mówimy „na druty”

Niezależny dziennik polityczny

W trakcie wywiadu z Mikołajem Grynbergiem na temat książki o granicy polsko-białoruskiej „Jezus umarł w Polsce” zapytaliśmy, którą z zawartych w niej rozmów by wskazał, gdyby miał pewność, że przeczyta ją każdy poseł i każda posłanka w Polsce. Autor wybrał rozmowę z jednym ze strażników pracujących w Straży Granicznej. Za zgodą Wydawnictwa Agora i samego pisarza przedrukowujemy ją w całości.

„Oni sami go tam oddelegowali. Chciałbym by przeczytali jego relację o tym, jak wyrzucał dzieci »na druty«, jak to mówią sami strażnicy. Bo przecież »kredyt sam się nie spłaci«. I to właśnie ci politycy stoją za tym wszystkim, bo to oni dają wraz z rozkazem »strzeżenia granic Rzeczpospolitej« takie zadania. To jest coś, czego nie da się już skonfrontować z niczym gorszym” — mówił w rozmowie z Onetem Mikołaj Grynberg.

Nikt z bohaterek i bohaterów książki „Jezus umarł w Polsce” nie wiedział, co ich czeka, kiedy pierwszy raz zdecydowali się pomóc uchodźcom. Nie wiedzieli, że będą musieli ukrywać się, nie tylko przed służbami państwa, ale również przed swoimi sąsiadami. Że pomaganie nada ich życiu największy sens, ale też odbierze spokój, życie rodzinne, czasami pracę, wypali w nich nieusuwalne emocjonalne piętno.

Tymczasem państwo polskie wciąż nie umie zapobiec kryzysowi humanitarnemu na granicy białoruskiej, bo wybiera rozwiązania siłowe zamiast sięgać po systemowe. Konsekwencją tego są dziesiątki ofiar, o których już dzisiaj wiemy i setki, o których dowiemy się w przyszłości.

„Jezus umarł w Polsce”

STRAŻNIK PIERWSZY

Dużo czasu zajęło mi namówienie na rozmowę kogokolwiek ze Straży Granicznej. Ze Strażnikiem Pierwszym korespondowałem kilka tygodni, zanim zdecydował się na spotkanie. Wysyłał mi maile z adresu, który założył specjalnie, by się ze mną kontaktować. Ustaliliśmy dzień spotkania. Godzinę podał po południu, a „pinezkę” przysłał jeszcze później. Przyjechałem samochodem do lasu pod wskazane miejsce. Zaparkowałem na brzegu małej dróżki, zgasiłem światła i dopiero wtedy strażnik wyszedł zza drzew. Rozmowę odbyliśmy w samochodzie. By być pewnym, że osoba, z którą rozmawiałem, naprawdę jest strażnikiem, pojechałem następnego dnia w okolicę strażnicy, która jest jego macierzystą placówką. Wiedziałem, że od rana ma mieć dyżur. Zobaczyłem go wsiadającego do służbowego samochodu, był w mundurze SG.

Pan myśli, że moja praca jest prosta, łatwa i przyjemna?

Myślę, że jest wręcz odwrotnie.

A co by pan zrobił na moim miejscu?

Najpierw porozmawiajmy o tym, co pan robi w tej pracy.

Pracuję w służbie mundurowej, więc wykonuję rozkazy moich dowódców.

Zgadza się pan z tymi rozkazami?

Rozkaz to rozkaz. Tak to u nas działa, my się nad tym nie zastanawiamy.

To zapytam wprost: brał pan udział w pushbackach?

Moja praca polega na strzeżeniu granic Rzeczypospolitej.

Wyrzucał pan ludzi na Białoruś?

Dbamy, by nikt nieproszony nie wszedł na nasze terytorium.

Mówi pan jak rzecznik SG.

A co by pan zrobił na moim miejscu?

  • Jaka różnica, czy zginąłbym w Somalii, czy w lesie na granicy? [WYWIAD]

Jakbym się zgodził rozmawiać, tobym rozmawiał.

To nie jest takie proste, jak się panu wydaje. Mnie już niewiele brakuje do wysługi lat, a kredyt sam się nie spłaci. Ma pan kredyt?

Nie mam.

No widzi pan, gdyby pan miał kredyt, toby mnie pan zrozumiał.

Wyrzucał pan ludzi za druty?

My mówimy: na druty.

Wyrzucał pan?

Tak.

Dzieci też?

Też.

Zimą też?

Też.

Dlaczego pan się zgodził ze mną rozmawiać?

Bo chcę, żeby pan zrozumiał, że my mamy swoje powody, żeby pracować w SG. Myśli pan, że to jest przyjemna praca? Gdybym miał jeszcze raz wybierać i wiedział, co nam przyjdzie robić, tobym się nie zdecydował. Ja mam niepracującą żonę, ten kredyt, dzieci, a pan myśli, że to wszystko jest takie proste.

Jak się wyrzuca ludzi na druty? Niech mi pan to opowie po kolei.

Nie wie pan? Jak się wyrzuca, normalnie się wyrzuca. Wiezie się do granicy i każe się przejść za druty.

I przechodzą?

Jedni przechodzą, inni nie przechodzą.

I co się wtedy robi?

Pan myśli, że ja chcę o tym rozmawiać?

Wstydzi się pan o tym opowiadać?

Był pan w wojsku?

Nie.

No to mnie pan nie zrozumie.

Zdarzyło się panu przerzucić dziecko przez concertinę?

Nie trzeba przerzucać, wystarczy przeciąć druty.

To dlaczego ludzie mówią, że przerzucacie przez druty?

Ludzie różne rzeczy mówią. Wie pan, że ja nie muszę z panem rozmawiać?

Przerzucał pan?

Kurwa, człowieku! Przerzucałem i co, zadowolony pan jest teraz?

Chciałbym zrozumieć, jak to się dzieje, że mąż, ojciec dzieciom przerzuca cudze dzieci przez druty. Gdyby pan nie miał kredytu albo gdyby pana żona miała pracę, to nie robiłby pan tego?

Brakuje mi trzech lat do wysługi lat, rozumie pan?

Czyli jeśli pana dowódca będzie dalej wydawał takie rozkazy, to będzie pan przerzucał dzieci przez druty jeszcze trzy lata?

Teraz już nie przerzucamy, bo jest mur.

Po robocie wraca pan do domu i czyta swoim dzieciom bajki na dobranoc?

A gdybym ja chciał napisać o panu książkę, to niczego by się pan nie wstydził?

Kilku rzeczy bym się wstydził.

Może każdy ma takie coś, czego się wstydzi.

Pan ma na sumieniu życie i zdrowie ludzi, bo takie są konsekwencje pana pracy. Nie chcę wierzyć, że kredyt wystarczy, by to robić. Czyta pan bajki swoim dzieciom?

Żona czyta.

Wstydzi się pan swojej pracy?

Pan uważa, że powinienem się wstydzić, ale gdyby nie tacy jak ja, to nie żyłby pan w bezpiecznym kraju.

Wierzy pan, że wyrzucanie zimą matek z dziećmi za druty powoduje, że żyjemy w bezpieczniejszym państwie?

Pan nie rozumie, jak to działa.

Jak?

Większość z nich to są muzułmanie, chciałby pan mieszkać w muzułmańskim kraju? Wie pan, jak by to wyglądało za kilkanaście lat? Już nie bylibyśmy u siebie.

I dlatego pan rzuca dziećmi?

Żałuję, że się zgodziłem z panem spotkać. Pan wie swoje, ja wiem swoje. Niech pan zrozumie, oni nie są tu mile widziani. Zresztą większość i tak nie chce tu zostawać, nie podoba się im nasz kraj.

Dziwi się pan?

To po co tu się pchają?

Bo uciekają przed wojnami, głodem i przemocą.

Nie chcemy ich tu.

Bo jesteśmy rasistami.

Bo jesteśmy u siebie. Chyba mamy jeszcze prawo decydować o tym, kto mieszka w naszym kraju.

Rozmawia pan z dziećmi o swojej pracy?

Nie.

A z żoną?

Nie.

To z kim oprócz mnie pan rozmawia?

Z nikim.

Z kolegami w pracy?

Jeszcze kilka miesięcy temu o tym rozmawialiśmy, dzisiaj już nie.

A co pan myśli o tych, którzy odeszli ze służby, żeby nie musieć wykonywać poleceń, które pan do dzisiaj wykonuje?

Zazdroszczę im, ale muszę poczekać jeszcze trzy lata.

Co się panu śni?

Już mam dosyć tej rozmowy. Pan po prostu nie chce mnie zrozumieć, a ja jestem w takiej sytuacji, że niezależnie, co bym teraz zrobił, to i tak jestem przegrany.

Żródło: onet.pl

Więcej postów