Z Niemiec do Polski płynie fatalny sygnał. „Dramat”

Niezależny dziennik polityczny

Indeks PMI, pokazujący nastroje w przemyśle, spadł w Niemczech do najniższych poziomów od czasów mrożenia gospodarki podczas pandemii. Nasz największy partner handlowy utknął w mrocznej strefie gdzieś pomiędzy stagnacją a recesją. W Polsce obraz produkcji również „nie jest wesołą lekturą”. Co się dzieje?

PMI to miękki wskaźnik gospodarczy obrazujący koniunkturę w danej branży. Tworzy się go za pomocą sondaży u menadżerów firm. Nie ma on przełożenia 1:1 na realne odczyty w gospodarce, ale służy bardziej pokazaniu nastrojów i trendów w danym sektorze. A te w ostatnim czasie nie są najlepsze. I jest to spory eufemizm.

Niemiecki przemysł ma poważny problem. Co z Polską?

Jak wskazuje odczyt PMI, niemiecka gospodarka w lipcu miała bardzo poważny problem. Pogłębiający się spadek produkcji zbiegł się z niedomagającym sektorem usługowym. Tym samym wskaźnik spadł do 38,8 pkt. (próg 50 pkt. oddziela wzrost w branży od recesji) – najniższego poziomu od czasów zamrożenia aktywności podczas pandemii.

Na łeb na szyję lecą nowe zamówienia, firmy chcą zwalniać pracowników i, jak przewiduje raport PMI, w drugiej połowie roku nasz zachodni sąsiad może wpaść w recesję. Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, określa te dane krótko: „dramat”.

Ekonomiści ING piszą, że niemiecka gospodarka utknęła gdzieś w strefie mroku między stagnacją a recesją. Potwierdza to także inny wskaźnik mierzący nastroje w gospodarce – Instytutu Ifo. Spadł on w lipcu do 87,3 pkt. z 88,6 pkt. w czerwcu, nieco silniej niż przewidywał rynek.

Dowiadujemy się z niego, że największy pesymizm panuje od kilku miesięcy w budownictwie i handlu. W przetwórstwie z kolei pogorszyły się zarówno oceny bieżącej sytuacji biznesowej, jak i oczekiwania, co wydarzy się później. Słowem, niemieckie firmy otrzymują coraz mniej zamówień, a nastroje są fatalne. Co więc takiego się dzieje nad Renem?

Chory człowiek Europy

„Niemcy znów stają się chorym człowiekiem Europy” – piszą europejskie media. „Deutsche Welle” stawia sprawę jasno:

Rozwój gospodarki niemieckiej hamują raczej problemy natury strukturalnej. Kiedyś skuteczny model biznesowy (importowanie taniej energii – głównie z Rosji – tanich materiałów, przetwarzanie ich i eksport drogich towarów o wysokiej jakości) już nie działa. Wielokrotne kryzysy ostatnich lat (pandemia COVID-19, problemy z łańcuchem dostaw, wojna w Ukrainie i jej skutki) bezlitośnie ujawniły słabości modelu biznesowego Niemiec – czytamy w portalu.

Ale to nie wszystko. Analiza DZ Banku wskazuje przede wszystkim na zagrożenie dla niemieckiego sektora małych i średnich przedsiębiorstw – powszechnie określanego jako „kręgosłup niemieckiej gospodarki”. Oprócz cen energii firmy narzekają na brak wyspecjalizowanej siły roboczej, ale także nadmierną biurokrację, wysokie podatki oraz niedopasowaną infrastrukturę, w tym opóźnienia w procesie cyfryzacji. Dodatkowym czynnikiem jest starzejące się społeczeństwo.

Sąsiad Polski ma spory problem?

Jak więc w tej układance ma odnaleźć się Polska, dla której Niemcy stanowią główny rynek handlowy? Problemy w polskim przemyśle już widać jak na dłoni.

Z najnowszych danych PMI wynika, że na początku drugiego półrocza 2023 r. pogłębiło się spowolnienie w polskim sektorze przemysłowym. „Wielkość produkcji, liczba nowych zamówień, eksport, zatrudnienie i aktywność zakupowa spadały w lipcu szybciej niż w czerwcu w związku z powszechnymi doniesieniami o słabości popytu” – czytamy w raporcie PMI.

Lipcowe dane PMI to niewesoła lektura, jeśli chodzi o polski sektor produkcji przemysłowej, ponieważ przedstawiają obraz branży, która coraz bardziej się kurczy. W międzyczasie ceny lawinowo spadają, a producenci i ich dostawcy muszą konkurować o mniejszą pulę klientów. Koszty zakupu środków produkcji obniżyły się w najszybszym tempie w ciągu 25-letniej historii badania. Bezprecedensowy był także spadek cen sprzedaży – komentuje wyniki badań ekonomista S&P Global Market Intelligence Andrew Harker.

Jak wskazują ekonomiści, szybko spadające ceny w przemyśle to jedyna pozytywna informacja z tego sektora. „Fatalny PMI z Polski, przemysł hamuje, podobnie jak partnerzy z Europy” – twierdzą specjaliści ING Banku Śląskiego.

Polska gospodarka kontra niemiecka

W tym miejscu należy więc zadać pytanie, jak to, co dzieje się za naszą zachodnią granicą, wpłynie na gospodarkę Polski. Wszak w drugiej połowie roku ekonomiści przekonywali, że czeka nas odbicie po złym pierwszym i drugim kwartale. Czy ten scenariusz jest już nieaktualny?

Ekonomiści Credit Agricole prognozują, że średnioroczne tempo wzrostu gospodarczego w 2023 r. w Polsce wyniesie 0,8 proc. (1,2 proc. przed rewizją), a w przyszłym roku sięgnie 2,8 proc. (spowalniać je będzie problem z inwestycjami, o czym pisaliśmy TUTAJ).

Głównym czynnikiem odpowiadającym za tę rewizję w dół prognoz francuskiego banku jest „pogorszenie otoczenia zewnętrznego Polski”. Jak tłumaczą, w lipcu wskaźnik PMI dla strefy euro ukształtował się wyraźnie poniżej oczekiwań i „już drugi miesiąc z rzędu znalazł się on poniżej granicy 50 pkt. oddzielającej wzrost od spadku aktywności”.

Dane te wskazują ryzyko w dół dla naszej prognozy wzrostu gospodarczego w obszarze wspólnej waluty w III kw. (0,3 proc. kw/kw wobec 0,3 proc. w II kw.) i sygnalizują, że oczekiwane przez nas ożywienie w strefie euro może nastąpić 1-2 kwartały później, niż oczekiwaliśmy – czytamy w najnowszej analizie Credit Agricole.

Będzie coraz lepiej, a Niemcy nie są już nam tak straszne

Swoje zdanie na ten temat ma także Sebastian Sajnóg, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Według niego kolejne miesiące przyniosą lekką poprawę wyników przemysłu.

Ceny producentów (PPI) od lipca rozpoczną okres deflacji zarówno w kraju, jak i za granicą. Dodatkowo siła nabywcza konsumentów stopniowo odbudowuje się. Oba czynniki powodować będą wzrost popytu, co sprzyja wyjściu z dołka. Spodziewamy się, że tempo wzrostu PKB będzie lepsze w trzecim i czwartym kwartale – kolejno 1,1 proc. oraz 1,5 proc. Roczny wzrost PKB wyniesie 0,7 proc. – wylicza.

Ma być więc coraz lepiej. Szczególnie, że – jak wyjaśniają eksperci PKO BP – polska gospodarka nie jest już tak bardzo uzależniona od niemieckiej jak kiedyś. Wymieniają oni kilka czynników, które w ostatnim czasie pomogły w tej strukturalnej zmianie. Chodzi przede wszystkim o:

  1. większą zależność Niemiec od chińskiego cyklu kredytowego (większa rola produkcji dóbr inwestycyjnych)
  2. różny przebieg zmian strukturalnych w motoryzacji (duży napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski w obszarze elektromobilności)
  3. mocną ekspansję polskiego sektora transportowego kosztem niemieckiej konkurencji
  4. coraz silniejszy nearshoring, czyli przenoszenie produkcji do pobliskiego kraju, a nie, jak to było dotąd, wynoszenie jej gdziekolwiek, byle było taniej (to lekcja po pandemii).

Żródło: money.pl

Więcej postów