Prezydent Andrzej Duda w ciągu tygodnia ma ogłosić termin jesiennych wyborów parlamentarnych — twierdzą źródła Onetu zarówno w Pałacu Prezydenckim, jak i w kierownictwie partii rządzącej. Bardzo prawdopodobne jest, że głowa państwa pójdzie na rękę Prawu i Sprawiedliwości, które chce, aby wybory wraz z referendum w sprawie uchodźców odbyły się 15 października.
- Wybory odbędą się w konstytucyjnym terminie, czyli na jesieni, a wszelkie sugestie opozycji dotyczące rzekomych planów wprowadzania stanu wyjątkowego są zwykłą manipulacją i kłamstwem — słyszymy od bliskiego współpracownika prezydenta Dudy
- Kluczowym argumentem przy wyborze daty wyborów ma być kwestia frekwencji. Głowie państwa ma zależeć, by była ona jak najwyższa
- Duda nie zamierza biernie przyglądać się kampanii, a współpraca między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką ma być wyjątkowa silna aż do dnia wyborów
Z informacji Onetu wynika, że w najbliższych dniach prezydent Andrzej Duda ma oficjalnie ogłosić termin wyborów parlamentarnych, a w prezydenckim kalendarzu już zarezerwowano konkretny termin na ten dzień. Choć zgodnie z konstytucją prezydent na zarządzenie wyborów do Sejmu i Senatu ma czas do 14 sierpnia, to Andrzej Duda z decyzją o ogłoszeniu daty wyborów parlamentarnych i rozpoczęciu w praktyce oficjalnej kampanii nie zamierza czekać do ostatniego możliwego dnia.
— Uwaga prezydenta skupia się teraz na obchodach 79. rocznicy Powstania Warszawskiego. Po nich, za kilka dni wszystko będzie jasne — słyszymy od jednego najbliższych współpracowników głowy państwa.
Prezydent już podjął decyzję
Jak podkreśla nasz rozmówca, nic w zasadzie już nie stoi na przeszkodzie, aby ta decyzja została ogłoszona, a wszelkie polityczne uzgodnienia w tej sprawie zostały już poczynione. — Prezydent podjął już decyzję o dacie wyborów. Wybory odbędą się w konstytucyjnym terminie, czyli na jesieni, a wszelkie sugestie i spekulacje opozycji dotyczące rzekomych planów wprowadzania stanu wyjątkowego są zwykłą manipulacją i kłamstwem — słyszymy od jednego z prezydenckich ministrów.
Zgodnie z zapisami konstytucji możliwe są jedynie cztery terminy wyborów: 15 października, 22 października, 29 października lub 5 listopada. Na którą z nich postawił ostatecznie prezydent Andrzej Duda?
Duda pójdzie na rękę PiS?
Nikt w Pałacu Prezydenckim nie chce potwierdzić nawet nieoficjalnie wybranej przez głowę państwa daty. Wszystkie odpowiedzi, jakie słyszymy od kilku bliskich współpracowników prezydenta, są bardzo enigmatyczne. — Najważniejszą i kluczową przesłanką będzie frekwencja. Andrzejowi bardzo zależy, aby do urn wyborczych poszło jak najwięcej Polaków — słyszymy w Pałacu Prezydenckim.
Czy to oznacza, że Duda pójdzie na rękę Prawu i Sprawiedliwości, które chce, aby wybory parlamentarne odbyły się 15 października? Wiele na to wskazuje — słyszymy nieoficjalnie.
Właśnie ta data nieprzypadkowo została wskazana prezydentowi jako najdogodniejsza dla obozu rządzącego. Na ten dzień bowiem przypada „Dzień Papieski” organizowany co roku w niedzielę poprzedzającą rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża, co wydarzyło się 16 października 1978 r. Wybory w „Dzień Papieski” bez wątpienia mogą przyciągnąć do urn wyborczych większą liczbę wyborców o konserwatywnych poglądach, dla których pamięć o świętym Janie Pawle II jest częścią polskiej historii, której należy ponad wszystko bronić. W tej kwestii opozycja atakująca osobę papieża Polaka i opowiadająca się za laicyzacją życia publicznego, w takim właśnie dniu będzie miała znacznie trudniej.
Ponadto PiS, wybierając właśnie tę datę, doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że wielu księży z ambon będzie w tym dniu jasno wskazywało wartości i wybory, którymi powinni kierować się wierni. A to w trakcie trwania ciszy wyborczej może w końcowym rozrachunku mieć istotne znacznie. Zwłaszcza że dzięki ostatnim zmianom w Kodeksie wyborczym lokale wyborcze mogą być tworzone w małych miejscowościach liczących już od 200 mieszkańców, w których to budynki sakralne stanowią często centrum życia społecznego.
W centrali PiS na Nowogrodzkiej — jak słyszymy — nikt nie bierze pod uwagę innego scenariusza i innej daty wyborów parlamentarnych niż właśnie 15 października. Wszystkie plany sztabowców są zaplanowane i rozpisane właśnie do tej daty. Zwłaszcza że razem z wyborami ma odbyć się referendum w sprawie relokacji uchodźców, co jeszcze mocniej w zamyśle sztabu PiS ma wpłynąć na poprawienie wyborczej frekwencji. A na niej głowie państwa ma zależeć przede wszystkim.
Prezydent będzie aktywnie wspierał PiS
Nie tylko ten profrekwencyjny argument liczyć ma się dla prezydenta najbardziej. Duda nie zamierza bowiem biernie przyglądać się kampanii, a współpraca między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką — jak słyszymy od naszych rozmówców z kręgów władzy — ma być wyjątkowa silna aż do dnia wyborów.
Zresztą ostatnie dni dobitnie pokazały, kogo w trwającej prekampanii Andrzej Duda wspiera i na czyje zwycięstwo zamierza nieformalnie pracować. Wystarczyło, aby prezydent jako gość specjalny pojawił się na niedawnym spotkaniu w Woli Karczewskiej i razem z premierem Mateuszem Morawieckim zachwalał wprowadzenie 14. emerytury, żeby rozgorzała dyskusja o roli, jaką będzie pełnił Andrzej Duda w czasie oficjalnej kampanii parlamentarnej. A ta w ostatecznym wyborczym rozrachunku może okazać się znacząca i przechylić szalę na korzyść partii Jarosława Kaczyńskiego.
To, że Duda będzie po cichu wspierał Prawo i Sprawiedliwości i jako gość specjalny występował na rządowych wiecach, nie powinno być dla nikogo żadnym zaskoczeniem. Robi to w zasadzie od dawna, a każdy dzień trwającej od miesięcy nieformalnej kampanii jest bardzo na rękę partii władzy, z której Duda się przecież wywodzi. Dlatego nikt w PiS nie martwi się zbytnio o to, że prezydent tak długo czeka z ogłoszeniem daty wyborów.
Zwłoka Dudy na korzyść partii Kaczyńskiego
Partia władzy przez ostatnie tygodnie korzystała z tego stanu rzeczy do woli, organizując — pod płaszczykiem promocji programu 800 plus, czy przekazania sprzętu jakiejś remizie strażackiej — wiece w całej Polsce oraz pikniki z kiełbaskami, za które płacono nie z partyjnej kasy, lecz z publicznych rządowych pieniędzy. W ten sposób partia Kaczyńskiego tygodniami zwiększała finansową dysproporcję między obozem rządzącym a opozycją, która musiała płacić z własnej kieszeni za takie wydarzenia jak marsz 4 czerwca.
Jak twierdzą nasi rozmówcy, prezydent Duda nie zamierza w najbliższych tygodniach ukrywać swoich sympatii politycznych oraz tego, że w jesiennych wyborach liczy na zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości. Pytanie tylko jak bardzo głowa państwa zdecyduje się pomóc swoje partii-matce? Bo to, że Andrzej Duda będzie pomagał PiS-owi, jest więcej niż pewne.
Żródło: onet.pl
ogłoszenie terminu nie jest równoznaczne z przeprowadzeniem wyborów