Pożar składowiska odpadów w Przylepie pod Zieloną Górą to tylko wierzchołek góry lodowej. Problem jest znacznie głębszy i na terenie całej Polski takich miejsc jest więcej. Wskazywała na to nawet Najwyższa Izba Kontroli. Kłopot w tym, że gminy po prostu nie mają pieniędzy na walkę ze składowaniem nielegalnych i niebezpiecznych substancji. Bo jej koszty idą w grube miliony złotych. Tymczasem politycy zajmują się tylko przerzucaniem odpowiedzialności.
- Pożar składowiska odpadów w Przylepie pod Zieloną Góra na nowo ożywił dyskusję na temat tego problemu
- Podobne sytuacje miały już miejsce w 2018 r. Wówczas premier Morawiecki zapowiadał wzmożone kontrole w takich miejscach
- Dziś problem stał się mocno polityczny. Rząd winą obarcza opozycję i Donalda Tuska, a zdaniem PO zaniedbania i rosnący import śmieci to przede wszystkim wina PiS
- O tym, że Polska ma spory problem ze składowaniem odpadów, w tym również tych niebezpiecznych, alarmowała już Najwyższa Izba Kontroli. Składowisko pod Zieloną Górą bynajmniej nie jest wyjątkiem
Z pożarek składowiska odpadów w Przylepie strażacy walczyli niemal przez cały weekend. Jednocześnie w mediach przetoczyła się burza dotycząca odpowiedzialności politycznej za to wydarzenie. Dla obu stron to tylko przyczynek do awantury.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił w niedzielę podczas pikniku w Stawiskach, że „te śmietniska na zachodzie Polski to jest wynik” rządów PO. — Tam jest mnóstwo tego rodzaju śmietnisk, to są niemieckie śmieci. To jest przewóz niemieckich śmieci i tak będzie, tak będzie Polska wyglądała, gdyby oni przyszli do władzy — powiedział Kaczyński.
Nie wspomniał jednak, że już w 2018 r., gdy tego typu składowiska płonęły dość regularnie, to premier Morawiecki zapowiedział wojnę z tym procederem. Przez pięć lat się jednak nie udało go wyeliminować.
Z kolei opozycja jak jeden mąż krytykuje za to zjawisko rządzących. Jan Grabiec z PO mówił w poniedziałek, że z oficjalnych statystyk rządowych wynika, iż poziom importu śmieci do Polski wzrósł za czasów PiS radykalnie. — Jest ich prawie trzy razy więcej niż w czasach PO (…) Okazało się, że do tej pory nic nie zrobili. Te składowiska śmieci nadal istnieją, co więcej powstają nowe — stwierdził.
Pismo do premiera wysłał również Szymon Hołownia, który podkreślał, że „cała Polska to tykająca bomba, jeśli chodzi o niebezpieczne odpady”. — To sytuacja, na której żywią się i którą sterują mafie śmieciowe — stwierdził.
Polityka polityką. A jakie są fakty?
W tym tekście o polityce więcej nie będzie. Przedstawimy za to fakty, które wyłaniają się z ostatniego raportu Najwyższej Izby Kontroli. Te nie są zbyt optymistyczne.
Okazuje się bowiem, że składowisko pod Zieloną Górą to tylko wierzchołek — nomen omen — góry lodowej.
Kontrolerzy badający okres między 2019 a 2022 r. wykryli bowiem przynajmniej kilkadziesiąt miejsc składowania tego typu odpadów w całej Polsce.
„W badanym okresie ujawniono łącznie 58 miejsc nielegalnego deponowania odpadów niebezpiecznych: 16 w nadleśnictwach, pięć w nieruchomościach komunalnych, dwa w nieruchomościach Skarbu Państwa i 35 w nieruchomościach prywatnych” — pisze w raporcie NIK.
Na poniższej mapie widać, że problem dotyczy całej Polski, a nie tylko jednego regionu.
Rzecz w tym, że to na pewno nie wszystkie nielegalne składowiska w Polsce. „Z informacji, jakimi dysponuje Inspekcja Ochrony Środowiska (wyłącznie dane szacunkowe), wynika, że liczba ujawnionych miejsc nielegalnego deponowania odpadów niebezpiecznych w okresie objętym kontrolą utrzymywała się na zbliżonym poziomie — w 2019 r. było to 76 przypadków, w 2020 r. — 132, w 2021 r. — 125, a do początku września 2022 r. — 100” — pisze NIK.
Instytucja podkreśla jednak, że dane te nie odzwierciedlają rzeczywistej skali problemu, gdyż „z uwagi na brak obowiązku zgłaszania (np. przez gminy) tego rodzaju przypadków ani Inspekcja Ochrony Środowiska, ani też Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie dysponują rzetelną wiedzą w tym zakresie”.
Wróćmy jednak do tego, co kontrolerom udało się znaleźć. Przykłady? W nadleśnictwach znajdowały się m.in. zniszczone i nienadające się do użytkowania pojazdy, oleje silnikowe i smary, materiały zawierające azbest, farby, lakiery, chemikalia laboratoryjne czy pojemniki po paliwach.
Nieruchomości prywatne pełne były odpadów chemicznych i niebezpiecznych, azbestu, chemikaliów, substancji żrących i rakotwórczych.
Kontrola NIK poskutkowała tym, że w niektórych miejscach odpady zostały rzeczywiście zutylizowane i usunięte, ale nie wszędzie. „Do dnia zakończenia przez NIK czynności kontrolnych odpady niebezpieczne zostały w całości usunięte z terenu kontrolowanych nadleśnictw (koszty nadleśnictw wyniosły 72 tys. zł), a w gminach — z ponad połowy lokalizacji, przy czym w 100 proc. z nieruchomości będących we władaniu gmin (gminy wydały na ten cel prawie 82 mln zł)” — czytamy w raporcie Izby.
Nieusunięte pozostawały odpady niebezpieczne na gruntach prywatnych w Sosnowcu (pięć przypadków), Częstochowie (cztery przypadki), Zielonej Górze (trzy), Radzanowie (jeden), Poznaniu (dwa); Horodle (jeden), Chodowie (jeden) i z nieruchomości Skarbu Państwa (przypadek w Strzelcach Krajeńskich).
Pieniądze największym problemem
Proceder często wygląda tak, że niebezpieczne odpady podrzucane są na legalnie działające składowisko przez nieznanych sprawców. Tych bardzo trudno jest ująć, przez co ciężar pozbycia się kłopotu spada na właściciela. Czyli bardzo często na gminy.
„W ślad za przekazaniem wójtom, burmistrzom i prezydentom miast, w drodze przepisu art. 26a ustawy o odpadach, nowych zadań nie zapewniono gminom adekwatnych środków finansowych na ich realizację” — zauważa NIK.
Zobacz także: Kto trzymał parasol ochronny nad śmieciową spółką? W tle politycy PiS, ludzie premiera i ich wspólne interesy
„Nie stworzono też gminom możliwości szybkiego pozyskiwania środków z utworzonych m.in. w tym celu funduszy. W rezultacie do dnia zakończenia kontroli na terenie ośmiu gmin (80 proc. skontrolowanych) w 18 lokalizacjach nadal pozostawały nieusunięte odpady niebezpieczne, przy czym w ponad 1/3 przypadków były to odpady zalegające od co najmniej czterech lat (w dwóch przypadkach od ponad sześciu lat)” — czytamy dalej w raporcie.
Koszty idą w miliony
Pozbycie się odpadów niebezpiecznych to bardzo kosztowna procedura. Często liczona w milionach złotych. Gminy po prostu nie mają na to pieniędzy, co zauważa Najwyższa Izba Kontroli.
„Główną barierą usunięcia porzuconych odpadów niebezpiecznych dla gmin były problemy ze sfinansowaniem tych zadań. W okresie objętym kontrolą tylko cztery z nich doprowadziły do usunięcia nielegalnie zdeponowanych na ich terenie odpadów niebezpiecznych, ponosząc z tego tytułu koszty w wysokości ok. 12,5 mln zł. Na usunięcie pozostałych odpadów gminy potrzebowały co najmniej 143 mln zł (wg szacunków na połowę 2022 r.)” – czytamy w raporcie.
NIK podaje kilka przykładów. W Częstochowie na przykład do usunięcia kwalifikowało się ok. 932 Mg odpadów niebezpiecznych w formie cieczy i ciał stałych. W przygotowaniu był przetarg na usunięcie odpadów, którego szacowany koszt sięgał 50 mln zł.
Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja w Sosnowcu. Tam niebezpieczne odpady znajdowały się w dwóch miejscach. „W jednym do usunięcia było ok. 1000 pojemników mauzer oraz 200 beczek z odpadami chemicznymi (koszt usunięcia ok. 113 mln zł). Miasto bezskutecznie występowało do NFOŚiGW, WFOŚiGW oraz Ministra Klimatu i Środowiska o dofinansowanie usunięcia odpadów” – czytamy w raporcie NIK.
Z kolei w Zielonej Górze (NIK nie wskazuje, czy chodzi o płonące w miniony weekend składowisko) odpady niebezpieczne zalegały od 2015 r. Miasto rozpisało przez te wszystkie lata pięć przetargów, by znaleźć chętnego na ich usunięcie. Za każdym razem koszty (ok. 30 mln zł) przewyższały możliwości finansowe samorządu.
NIK domaga się zmian
Kontrolerzy w raporcie wskazali, że konieczne są zmiany w systemie składowania odpadów w Polsce. Zdaniem NIK konieczne jest „wypracowanie rozwiązań finansowych, prawnych i organizacyjnych niezbędnych do zapewnienia niezwłocznego i skutecznego eliminowania zagrożeń dla życia lub zdrowia ludzi lub środowiska”.
Co miałoby się w tych rozwiązaniach znaleźć? Oto propozycje Izby:
- stworzenie systemu inwentaryzacji nielegalnie deponowanych odpadów niebezpiecznych wraz z ich kwalifikacją pod kątem pilności ich usunięcia ze względu na stopień zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi lub środowiska,
- system nadzoru nad prawidłowością usunięcia nielegalnie deponowanych odpadów niebezpiecznych przez ich posiadacza,
- wyznaczenie strategicznego podmiotu odpowiedzialnego za wszystkie działania niezbędne do skutecznego doprowadzenia do usunięcia nielegalnie zdeponowanych odpadów niebezpiecznych w przypadku braku możliwości wyegzekwowania tego obowiązku od posiadacza odpadów,
- wyposażenie ww. podmiotu w instrumenty prawne i środki finansowe konieczne do niezwłocznego usunięcia tych odpadów.
Żródło: businessinsider.com.pl