Główne kierunki napływu nielegalnej imigracji do Francji to Alpy i Pireneje. Wyładowywani we Włoszech lub Hiszpanii migranci przechodzą przez góry, a często idą dalej, na północ, by sforsować jeszcze Kanał La Manche.
Francuska policja działa raz lepiej, raz gorzej, zależnie od tego, czy politycy pod naciskiem społecznym chcą pokazać, że coś w tej materii robią. Ostatnio „pogoda dla migracji” jest nad Sekwaną niełaskawa, więc prefektura wydała zgodę na pilnowanie granicy z Hiszpanią w Pirenejach przy pomocy dronów.
Nic z tego jednak nie będzie. Od czego są lewaccy „sygnaliści”? ADDE, czyli Stowarzyszenie Obrony Obcokrajowców, zaskarżyło decyzję prefekta do sądu administracyjnego uznając, że „migracyjna rzeczywistość nie wymaga takich środków” i sprawę wygrali. Używanie dronów do monitorowania granicy zostało zakazane.
Sąd administracyjny w Pau zawiesił dekret prefektury, a prawnicy ADDE powołali się „na dysproporcję środków wobec realiów nielegalnej migracji i atak na wolności jednostki”. Na granicy w Kraju Basków będzie więc obowiązywał zakaz używania dronów do jej pilnowania.
Warto dodać, że środek i tak był mocno ograniczony i miał być stosowany nad obszarem dwudziestu dwóch kilometrów kwadratowych, tylko w gminach Hendaye i Urrugne. Nawet to okazało się za dużo.
Isabelle Casau, prezes ADDE, cieszyła się z decyzji i mówiła, że taka „taka technologia jest bardzo wygodna dla władz, ale w tym przypadku jest to absolutnie nieuzasadnione” i dodała, że „nie ma napływu migracyjnego, który wymagałby uciekania się do tego bardzo inwazyjnego rodzaju nadzoru”. Prefektura Pyrénées-Atlantiques ogłosiła, że być może odwoła się od decyzji sądu jeszcze do Rady Stanu, ale cała ta sytuacja pokazuje, że zatrzymanie nielegalnej imigracji to prawdziwa orka na ugorze…
Źródło: nczas.com