Polska tonie w zbożu. Żniwa pogłębią problem, który miał zniknąć do wakacji

Niezależny dziennik polityczny

Miało być udrożnienie rynku, sprzedaż nadwyżki zboża i spokój rolników w czasie żniw. Zamiast tego mamy pat – w magazynach nadal zalega nie tylko ukraińskie, ale i polskie ziarno, a producenci nie wiedzą, co dalej. Zabiegi rządu nie przyniosły wystarczającego efektu. Eksperci apelują o pobudkę.

Przed końcem czerwca Polska miała pozbyć się około 4 mln ton zboża zalegającego w magazynach od ubiegłego roku. Wszystko po to, aby uzdrowić rynek i zrobić miejsce tegorocznym plonom.

Żniwa 2023 trwają od niemal dwóch tygodni, a rząd sprostał zadaniu jedynie częściowo, choć minister rolnictwa Robert Telus zaręczał, że misja zakończy się pełnym sukcesem. Położył na szali nawet swoje stanowisko, deklarując w kwietniu, że w przypadku niepowodzenia, rozważy swoją dymisję.

Podwójny zapas zboża w Polsce

Sytuacja była trudna już na starcie z powodu wysokiego poziomu zapasów zboża po żniwach w roku ubiegłym. Mowa o ok. 5,8 mln ton ziarna – to o ponad 70 proc. więcej niż w 2021 r. Minister Telus uspokaja, że skupiono już blisko 60 proc. nadwyżki zboża, które rolnicy mają w silosach.

Przed kilkoma dniami w Programie Pierwszym Polskiego Radia informował, że od marca do maja z Polski wywieziono ponad 3 mln ton ziarna, a do końca czerwca będzie to już ponad 4,5 mln ton.

Nie można powiedzieć, że poradziliśmy sobie całkowicie ze zbożem. To jest proces, ale jesteśmy na dobrej drodze. Widzę wielkie światło w tunelu – przekonywał szef resortu rolnictwa w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

– Z pewnością problem nie został rozwiązany – mówi jednak były minister rolnictwa, poseł PSL, Marek Sawicki. – Część zboża zalega u rolników w stodołach, część u tzw. operatorów zewnętrznych, którzy skupują plony po żniwach i sprzedają dla przetwórstwa – wskazuje.

Jego zdaniem potrzebne są systemowe rozwiązania: zwiększenie przepustowości portów i terminali zbożowych. Czasu na to jest jednak za mało.

– Obawy są zrozumiałe, gdyż poprzedni minister rolnictwa (Henryk Kowalczyk – przyp. red.) wykazał się niefrasobliwością i brakiem znajomości rynku. Ale z drugiej strony, co mają powiedzieć ukraińscy producenci rolni? U nich też zaczynają się żniwa. Ukraińskie ministerstwo rolnictwa szacuje, że tegoroczne zbiory zbóż w Ukrainie wyniosą około 46 mln ton. To dwa i pół raza więcej niż potrzeby żywnościowe Ukrainy – zwraca uwagę Dariusz Szymczycha, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

Niepewny los „umowy zbożowej”

Nadwyżki nie sposób zmagazynować w kraju ogarniętym wojną. Będą też kłopoty z eksportem, gdyż porozumienie w sprawie korytarza zbożowego przez Morze Czarne wygasa w lipcu – pyta Szymczycha.

Rzeczywiście, sprawę komplikuje dobiegający końca okres obowiązywania tzw. umowy zbożowej, podpisanej w lipcu 2022 r. przez przedstawicieli Ukrainy, Rosji, Turcji i ONZ. 17 maja 2023 r. inicjatywa odblokowująca eksport ukraińskiego zboża przez porty czarnomorskie została przedłużona o kolejnych 60 dni. Ukraińskie władze uważają, że Rosja nie zdecyduje się na jej przedłużenie. Jeśli ten negatywny scenariusz się zrealizuje, na horyzoncie znów pojawi się poważny kryzys żywnościowy, który obejmie m.in. Europę.

Kolejnego problemu nam nie potrzeba, tym bardziej że na razie nie widać kompleksowego rozwiązania tego, który doskwiera polskiemu rolnikowi najbardziej.

– Brakuje możliwości zdroworozsądkowej pertraktacji czy mediacji ze stroną ukraińską i unijną. Trzeba wytłumaczyć Ukraińcom, że zbijanie ceny zboża po naszej stronie nic nie daje – mówi w rozmowie z money.pl Wiesław Gryn ze stowarzyszenia Oszukana Wieś.

Pszenica jak maliny

Według niego minister Telus tylko gasi pożary.

– Żaden podmiot skupowy nie odważy się kupować pełną parą w żniwa, jeśli będzie miał z tyłu głowy możliwe odblokowanie granic po 15 września, co zaowocowałoby gwałtownym spadkiem cen. To jest patowa sytuacja – dodaje.

Aktywista mówi nam też, że trzeba zejść ze ścieżki wojennej z UE i pogłębić dialog ze stroną ukraińską.

Zalew polskiego rynku ukraińskim zbożem spowoduje chaos, a zapłacimy za to my wszyscy, jako podatnicy, bo przecież rolnicy będą się domagać wyrównania utraconych korzyści – tłumaczy Gryn, który pszenicę i rzepak porównuje do… malin i truskawek.

– Już teraz słyszę, że plantatorzy nakłaniają sąsiadów czy znajomych, żeby przyjeżdżali do nich i zrywali to, co jest na krzewach – rozdają owoce za darmo – wskazuje nasz rozmówca.

Polskie zboże czeka na lepsze czasy. I zalega

Produkty rolne, które zalały polski rynek, pochodzą jednak nie tylko z Ukrainy. To także towary z Polski, które czekają na sprzedaż po wyższej cenie.

– Przypuśćmy, że rolnik czy firma kupiła zboże za 1400 zł za tonę, a dziś mogłyby je sprzedaż co najwyżej za 800 czy 1000 zł. To się im nie opłaca, więc czekają – mówi Marek Sawicki.

Na pytanie o to, czy zatem rolników nie można w tym przypadku porównać do spekulantów, odpowiada rolnicy sieją po to, żeby sprzedać, a nie żeby spekulować”. – Trudno im się dziwić. Kupowali nawozy po 4,5-5 tys. zł za tonę, a dziś nie chcą pozbyć się pszenicy czy rzepaku za połowę ceny – zaznacza Sawicki.

Według byłego ministra producenci nie mają co liczyć na wzrost cen zboża w skupach po żniwach.

Zakaz importu na dłużej

Do tego wszystkiego – jak słyszymy – dochodzą obawy o to, co się stanie po 15 września. Tego dnia decyzją Komisji Europejskiej ma przestać obowiązywać zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do Bułgarii, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji. Polska strona przekonuje, że to zbyt krótki czas. Minister Telus nie kryje obaw.

Ta data dla nas jest niewystarczająca i budzi wielki niepokój dla Polski, ale też dla wszystkich pięciu krajów – mówił kilka dni temu.

Nowe światło na sprawę rzuciły wypowiedziane w środę słowa Wołodymyra Zełenskiego. Prezydent Ukrainy podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentami Polski i Litwy w Kijowie stwierdził, że otrzymał słowne zapewnienie od przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen o zniesieniu zakazu importu zboża m.in. do Polski po 15 września. – To kwestia, która wychodzi poza granicę rozmów dwustronnych – dodał.

Temat wzbudza duże emocje w Polsce. W środę szef Biura Polityki Międzynarodowej Prezydenta Marcin Przydacz prostował doniesienia KyivPost. Ten anglojęzyczny ukraiński portal podał – powołując się na prezydenta Andrzeja Dudę – że Polska zgodziła się znieść blokadę importu ukraińskiego zboża po 15 września. Ostatecznie KyivPost usunął ten post na Twitterze.

Nie, prezydent Duda tego nie powiedział. Ta informacja wprowadza w błąd. W rzeczywistości prezydent powiedział, że potrzeba skutecznego mechanizmu zapobiegania nadużyciom. Poprawcie to – napisał prezydencki sekretarz stanu.

Przypomnijmy: porozumienie z Polską, Bułgarią, Węgrami, Rumunią i Słowacją w sprawie ukraińskich produktów rolno-spożywczych KE osiągnęła pod koniec kwietnia. 2 maja poinformowała o przyjęciu tymczasowych środków zapobiegawczych dotyczących przywozu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika. Obowiązywały do 5 czerwca, a potem zostały przedłużone do połowy września.

Powinniśmy zastanowić się nad tym, jak powiązać polski kapitał z możliwościami spichlerza świata, jakim może być Ukraina. Jak zamiast blokować sąsiadów, zacząć robić z nimi biznesy, zdobywać rynki, zarabiać. Przecież UE razem z Ukrainą może w znacznym stopniu ograniczać głód na świecie – komentuje Dariusz Szymczycha.

O to, jak żniwa wpłyną na obecną sytuację na polskim rynku zbóż i ile ziarna z nadwyżki trzeba jeszcze wyeksportować, zapytaliśmy resort Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Do momentu publikacji nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

 

Źródło: money.pl

Więcej postów