Rozmawiamy z Dominikiem Bąkiem, wiceprezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).
- Nasz rozmówca podkreśla, że w Polsce ceny odbioru śmieci w spalarniach są dziś niższe niż w innych instalacjach zagospodarowania odpadów, np. na składowiskach. Dlatego, jak przekonuje, dzięki budowie kolejnych spalarni ceny za wywóz śmieci powinny się obniżyć.
- Zapewnia też, że spalarnie są bezpieczne dla otoczenia i środowiska. Do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) złożono wnioski o dofinansowanie budowy kolejnych spalarni. W Polsce może powstać jeszcze ponad 30 takich obiektów. Problem w tym, że urzędnicy UE nie są ich zwolennikiem i rozważają właśnie, czy spalarni nie objąć opłatami za emisję dwutlenku węgla. Do 2026 r. mają przygotować analizę, na której podstawie zapadnie decyzja w tej sprawie.
- Dominik Bąk, wiceprezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej opowiada nam również m.in. o tym, ile w Polsce może powstać instalacji geotermalnych, a także o programie dotyczącym tzw. biogazu komunalnego.
Zacznijmy od instalacji termicznego przekształcania odpadów, nazywanych potocznie spalarniami. Budżet programu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) finansującego takie instalacje został bardzo zwiększony. Do jakiej kwoty?
Dominik Bąk, wiceprezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej: – Ten program jest finansowany z unijnego Funduszu Modernizacyjnego. Początkowo był na to przeznaczony miliard złotych. Potem w związku z dużym zainteresowaniem programem wystąpiliśmy o zwiększenie tej kwoty do 3 mld zł – w ramach ww. funduszu. Dostaliśmy na to zielone światło. Jednak zainteresowanie programem było tak wielkie, że wystąpiliśmy o kolejne zwiększenie jego budżetu do 6 mld zł. I to również zostało zaakceptowane.
Ale to i tak mniej niż łączna kwota, na którą opiewają wszystkie wnioski o dofinansowanie złożone w naszym programie.
Jak wysoka była ta kwota?
– Całkowity koszt inwestycji, których dotyczyły wnioski o dofinansowanie, sięgał prawie 17 mld zł. Natomiast wnioskowano o dofinansowanie na kwotę w wysokości 10,5 mld zł, z czego ponad 3 mld zł stanowiły dotacje, a 7 mld zł – pożyczki.
Cieszymy się więc, że budżet programu został tak zwiększony, bo jest to odpowiedź na bardzo duże zapotrzebowanie na takie inwestycje.
Obecne moce przerobowe już istniejących i budowanych instalacji termicznego przekształcania odpadów to 3 mln ton. Do cementowni, które wykorzystują frakcję palną odpadów do produkcji energii, trafia ich 1-1,1 mln ton. I dobrze, że cementownie wpisują się w całość tego systemu.
W spalarniach ceny za odbiór odpadów są niższe niż gdzie indziej
Ale cementownie każą sobie bardzo słono płacić za odbiór paliwa z odpadów.
– To, że za odbiór paliwa z odpadów trzeba tyle płacić, wynika z tego, że mamy za mało instalacji. Jeśli będzie ich więcej, rynek zostanie zrównoważony i ceny odbioru tego paliwa spadną.
Ale w samych – już istniejących – instalacjach termicznego przekształcania odpadów ceny ich odbioru nie są wysokie i znacząco spadły w ostatnich latach. To jest obecnie od 170 do 300 zł za tonę. To jest dużo mniej niż w innych instalacjach zagospodarowania odpadów, gdzie trzeba płacić za ich odbiór średnio 550-600 zł.
To też dużo mniej niż chcą cementownie. Na przykład Olsztyn płaci cementowni za odbiór paliwa z odpadów 580 zł za tonę. Czy zgadza się pan z poglądem, że spalarnie odpadów to sposób na obniżenie cen za odbiór śmieci?
– Zdecydowanie tak, a dowodem na słuszność tego poglądu są te liczby, które wcześniej wymieniłem. Ważne dla nas, dla mieszkańców jest to, żeby było czysto, niedrogo i byśmy mieli przekonanie, że odpady są zagospodarowywane zgodnie z prawem, zgodnie z ich składem i charakterem, z poszanowaniem środowiska.
Niektórzy twierdzą, że jakąś alternatywą jest po prostu składowanie odpadów. To nie jest alternatywa, tylko konieczność – wtedy, jeśli nie ma instalacji do ich przetwarzania.
Części odpadów nie da się poddać recyklingowi i trzeba je albo składować, albo spalić
Ale składowanie to najgorsza, najdroższa i najbardziej uciążliwa – przez odory – dla otoczenia i środowiska forma zagospodarowania odpadów, od której na zachodzie Europy się odchodzi. W Polsce wciąż składujemy aż 43 proc. odpadów komunalnych, podczas gdy średnia w UE to 24 proc., a są kraje zachodnioeuropejskie, które nie składują lub prawie w ogóle nie składują odpadów.
– Trzeba też pamiętać, że odpady mają wartość opałową, zawierają w sobie tzw. frakcję palną i dlatego w każdej chwili mogą ulec samozapłonowi. Pożary wysypisk, do których nierzadko dochodzi, oznaczają bardzo duże skażenie środowiska, a koszty usuwania pozostałości po nich są olbrzymie. To jest kilka, a nawet kilkanaście tysięcy złotych za tonę tych pozostałości.
Z jednej więc strony mamy zagrożenie pożarami składowisk, a jednocześnie boimy się spalać odpady w ciepłowniach, gdzie odbywa się to w sposób bezpieczny dla otoczenia i dla środowiska. To jest droga donikąd.
Powinniśmy iść za dobrym przykładem krajów Europy Zachodniej, która jest wyposażona w tego typu instalacje. W Norwegii, Szwecji czy Szwajcarii trafia do termicznej obróbki 50 proc. wszystkich odpadów komunalnych. W Niemczech, które mają doskonałą, wartą naśladowania strukturę systemu gospodarki odpadami, 67 proc. odpadów poddaje się recyklingowi, 32 proc. termicznemu przekształcaniu, a tylko 1 proc. jest składowany.
U nas termicznej obróbce poddaje się 15-20 proc. odpadów komunalnych. To za mało. Frakcja palna stanowi około 30 proc. całości odpadów komunalnych. Instalacje termicznego przekształcania odpadów powstają na terenach przemysłowych – zwykle tam, gdzie już istniały ciepłownie czy elektrociepłownie opalane węglem.
Trzeba też wziąć pod uwagę to, że części odpadów nie da się poddać recyklingowi. I albo je będziemy składować, albo spalać w sposób bezpieczny dla środowiska. Dzięki ich termicznej obróbce wykorzystujemy też zawarty w nich potencjał energetyczny. Przepisy unijne przewidują, że do 2035 r. będziemy mogli składować maksymalnie tylko 10 proc. odpadów. Z resztą coś trzeba będzie zrobić, a to jest frakcja palna, więc powinniśmy ją wykorzystać do produkcji energii.
Wracając do programu dofinansowania takich instalacji, to na jakim to jest teraz etapie?
– My w tej chwili wciąż dokonujemy oceny wniosków, ale też podpisujemy pierwsze umowy. Mamy już podpisane umowy na 8 instalacji – wśród 39, które starają się o dofinansowanie. Część z nich nie otrzyma dofinansowania, bo jest słabej jakości, 4 już oceniliśmy negatywnie, w przypadku jednej wnioskodawca się wycofał, ale liczymy, że większość otrzyma to dofinansowanie. Bo – jak już mówiłem – są one odpowiedzią na realne zapotrzebowanie.
Budowę spalarni blokują nie mieszkańcy, ale ludzie z zewnątrz
Ale nawet jeśli otrzymają dofinansowanie z NFOŚiGW, to mogą nie powstać, bo zablokują ich budowę organizacje ekologiczne. I na ogół jest tak, że w takich przypadkach budowę instalacji blokuje organizacja nie z miasta czy gminy, gdzie ma ona powstać, ale z zupełnie innej części Polski. I to wydaje się absurdem, bo to przecież lokalna społeczność powinna decydować, czy chce mieć u siebie taką spalarnię, a nie ludzie z zewnątrz.
– Rozumiem prawo do zgłaszania protestów. Jeśli jednak jest to blokowanie dla samego blokowania, nie wynika z realnego zagrożenia dla środowiska, jest to szkodliwe działanie. Bo taka organizacja nie bierze odpowiedzialności za skutki zablokowania takiej inwestycji. Zaś jednym z tych skutków jest wzrost kosztów zagospodarowania odpadów, które będą ponosić mieszkańcy.
Jeśli w Europie Zachodniej, do której aspirujemy, stosuje się powszechnie te instalacje, to dlaczego my mamy tego nie robić? Instalacje termicznego przekształcania odpadów są bezpieczne i nie uciążliwe dla otoczenia oraz środowiska. Są wyposażone w szereg filtrów. Połowa długości instalacji to różnego rodzaju filtry i na końcu mamy parę wodną, a nie ten czarny dym, który pokazywany jest na transparentach protestujących przeciwko budowie spalarni. Nierzadko bywa, że powietrze, które wychodzi z komina instalacji, jest czystsze od tego zasysanego.
Instalacje termicznego przekształcania odpadów są też zhermetyzowane, dzięki czemu nie emitują żadnych odorów, które są wielkim problemem w przypadku składowisk. Jednocześnie zapewniają obniżenie kosztów zagospodarowywania odpadów i – jak już mówiłem – wykorzystują zawarty w nich potencjał surowcowy, energetyczny. Dlatego Zachód na nie się zdecydował. W Japonii jest ponad 1000 instalacji termicznego przekształcania odpadów – są to małe obiekty, rozsiane po całym kraju.
My musimy się bać braku takich instalacji, a nie tego, że mają one powstać. Tym bardziej że pomogą nam one też w zmierzeniu się z problemem dzikich wysypisk, do których powstawania bardzo przyczyniają się wysokie ceny za zagospodarowanie odpadów.
Z powodu braku odpowiednio dużej spalarni wciąż cierpi Warszawa, bo rozbudowa tamtejszej instalacji bardzo się opóźniła, co rzeczywiście przełożyło się na wyższe koszty gospodarki odpadami w stolicy.
– Warszawa opóźniła tę inwestycję, co oznacza, że rozsiewała swoje odpady po całym kraju. Dlatego rozbudowa tamtejszej instalacji pomoże nie tylko samej Warszawie, ale też tym mniejszym samorządom, które dotąd były zasypywane śmieciami ze stolicy, gdyż nie miała ona żadnych instalacji do przetwarzania odpadów.
Odpady komunalne z Warszawy wywożono nawet do bardzo odległych od niej miejsc, poza Mazowsze, np. do woj. kujawsko-pomorskiego czy do małopolskiego. I to powodowało zwyżkę cen za zagospodarowanie odpadów dla tamtejszych samorządów. Bo miały one konkurencję w postaci odpadów ze stolicy i musiały się zbliżyć do ceny oferowanej za odbiór śmieci z Warszawy. To oznaczało, że w tych miejscowościach trzeba było płacić za odpady więcej.
Przy okazji chcę podkreślić, że my, opowiadając się za budową instalacji termicznego przekształcania odpadów, nie mówimy, żeby zrezygnować z recyklingu. Ten wskazany przez przepisy unijne cel, czyli 65 proc. odpadów poddawanych recyklingowi, jest bardzo słuszny. I musimy robić wszystko, żeby go osiągnąć.
Program geotermalny z dużym półmiliardowym budżetem
Przejdźmy do geotermii. Wszystkie istniejące instalacje geotermalne w Polsce powstały przy wsparciu NFOŚiGW. Bez jego dofinansowania, geotermii w naszym kraju dotąd by nie było, bo wiąże się ona z bardzo drogimi i obarczonymi dużym ryzykiem inwestycjami. Co więcej, w ostatnich latach dofinansowanie NFOŚiGW do geotermii zwielokrotniło się.
– Od lat 90. do 2016 r. dofinansowaliśmy 20 odwiertów geotermalnych na łączną kwotę 100 mln zł. W latach 2016-2022 doszło do dużej zmiany, dużo bardziej niż wcześniej ukierunkowaliśmy się na geotermię. W efekcie do 2021 r. dokonano kolejnych 11 odwiertów na kwotę 200 mln zł.
Natomiast w ostatnim czasie zaproponowaliśmy program geotermalny z budżetem w wysokości 530 mln zł. W tym programie wpłynęło prawie 60 wniosków na kwotę 800 mln zł.
Gdzie w Polsce są najlepsze warunki do rozwoju geotermii?
Samorządy bardzo zachęciło do składania wniosków to, że pokrywali państwo w 100 proc. koszty odwiertu badawczego. A te koszty są bardzo wysokie i zaporowe dla samorządów. I dlatego nie inwestowały one dotąd na większą skalę w geotermię.
– Mieliśmy tego świadomość i dlatego przygotowaliśmy dla samorządów taką ofertę. Obejmuje ona nie tylko sfinansowanie odwiertu badawczego, ale i dofinansowanie odwiertu eksploatacyjnego, budowę lub rozbudowę sieci ciepłowniczej czy budowę, rozbudowę albo modernizację ciepłowni. Podeszliśmy więc do tego kompleksowo.
Samorządy zachęciło także to, że finansowaliśmy im również – przed złożeniem przez nie wniosku o dofinansowanie i wykonaniem związanej z tym dokumentacji – wstępną ocenę potencjału geotermalnego na ich terenie. Tę ocenę wykonywał Państwowy Instytut Geologiczny. Bardzo wiele samorządów z tego skorzystało.
Największy potencjał geotermalny mamy w pasie od Szczecina po Góry Świętokrzyskie oraz na Podhalu i w Sudetach. Na Dolnym Śląsku są miejsca, gdzie temperatura wód geotermalnych dochodzi do 100 stopni Celsjusza, a przy takiej temperaturze można myśleć o wytwarzaniu z nich także energii elektrycznej.
W Polsce może powstać kilkadziesiąt instalacji geotermalnych
Ile instalacji geotermalnych może w Polsce powstać?
– Kilkadziesiąt. To jest ten rząd wielkości. Dla porównania: w Polsce mamy obecnie około 400 ciepłowni. Ale jeśli do kilkudziesięciu ciepłowni geotermalnych dorzucilibyśmy kilkadziesiąt instalacji termicznego przekształcania odpadów, to już zmieniłoby sytuację, odciążyłoby branżę ciepłowniczą z opłat za emisję dwutlenku węgla, które muszą teraz ponosić.
Na koniec chciałbym zapytać o nowy program NGOŚiGW dofinansowujący budowę instalacji wytwarzających biogaz ze zbieranych selektywnie bioodpadów komunalnych. Czyli tzw. biogaz komunalny. To bardzo potrzebny program. Na jakim jest etapie?
– Ten program ma budżet w wysokości 1,5 mld zł. I ma też bardzo dobre warunki, bo dotacja może pokryć 50 proc. kosztów kwalifikowanych inwestycji, a kolejne 50 proc. – pożyczka.
Bioodpady stanowią 1/3 wszystkich odpadów komunalnych. I nie mamy szans zbliżyć się do wskaźników recyklingu, jakie mamy osiągnąć, czyli 65 proc. do 2035 r., nie wykorzystując potencjału kryjącego się w bioodpadach. Produkowanie z nich biogazu i nawozów stanowi ich 100-procentowy recykling.
Potencjał biogazowy kryjący się w tych odpadach jest duży: z każdej tony można wyprodukować ponad 100 m sześc. biometanu. Po produkcji biogazu pozostaje nam masa zwana pofermentem, którą można wykorzystać do wytworzenia nawozów.
Takie wykorzystanie bioodpadów zmniejsza koszt ich zagospodarowania, więc obniży też opłaty za odbiór odpadów ponoszone przez mieszkańców. I o to nam chodzi.
Nabór do tego programu ruszył w lutym tego roku i potrwa do końca czerwca 2024 r. Beneficjenci mają jeszcze sporo czasu na złożenie wniosków. Dwa wnioski zostały już złożone, a kolejnych 20 jest w trakcie składania. Zainteresowanie programem jest duże.
Pozostaje tylko kwestia właściwej eksploatacji biogazowni, bo bez tego mogą się pojawić odory. Świat nauki jest jednak jednoznaczny – instalacje, które eksploatuje się tak, jak powinno się to robić, nie są uciążliwe.
Nabór wniosków w tym programie nabiera tempa i powinno być ich sporo. Jeśli będzie ich bardzo dużo, to wystąpimy o zwiększenie budżetu programu z Funduszu Modernizacyjnego. I moim zdaniem jest spora szansa, że dostaniemy na to zgodę.
Źródło: portalsamorzadowy.pl