Ciężko ranny weteran wygrywa od resortu obrony niemal milion zadośćuczynienia

Niezależny dziennik polityczny

Od czterech lat Onet pisze o upokarzających próbach uzyskania zadośćuczynienia od Ministerstwa Obrony Narodowej przez najciężej rannych weteranów polskich misji zagranicznych. Franciszek Jurgielewicz jest pierwszym, który wygrał w sądzie takie pieniądze na leczenie. Mężczyzna znajduje się w coraz gorszym stanie.

  • Przedstawiciel Jurgielewicza zwrócił się za pośrednictwem Onetu do ministra Mariusza Błaszczaka, aby ten nie odwoływał się od decyzji sądu i oszczędził weteranowi dalszych cierpień
  • MON od lat walczy w sądach z niewielką grupką najciężej rannych weteranów, którym renty i odszkodowania z resortu wystarczyły ledwie na pierwszych kilka lat leczenia
  • Jurgielewicz walczył z MON o zadośćuczynienie od 10 lat. W tym czasie jego stan uległ dużemu pogorszeniu

W poniedziałek 26 czerwca w Sądzie Okręgowym w Warszawie zapadł wyrok w sprawie Franciszka Jurgielewicza. Sąd przyznał mu 600 tys. zł tytułem zadośćuczynienia oraz 353 tys. zł odsetek liczonych od 2015 r., kiedy Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że rannym weteranom należą się godziwe pieniądze za poniesione rany. Łączna kwota to 953 tys. zł. Wyrok zapadł w pierwszej instancji.

Od reportażu „Polscy weterani wojny w Afganistanie. Historia tych trzech żołnierzy to historia wstydu MON” z 2019 r. Onet zajmuje się sprawą najciężej poszkodowanych weteranów polskich misji poza granicami kraju. Chodzi o zaledwie dziewięcioosobową grupkę żołnierzy i pracowników wojska, których uszczerbek na zdrowiu w wyniku poniesionych ran określono na ponad 100 proc.

Wszyscy ci ludzie wymagają intensywnego leczenia, a pieniędzy z rent i odszkodowań z MON zwykle starczało im na dwa-trzy lata leczenia. Swoich roszczeń próbują dochodzić na drodze prawnej, jednak od lat ministerstwo toczy z nimi bezpardonową walkę w sądach.

— Dzisiejszy wyrok zamyka prawie 10 lat walki sądowej pana Franciszka Jurgielewicza o godne życie — powiedział nam reprezentujący go w sądzie radca prawny Piotr Sławek.

— Zasądzona kwota zadośćuczynienia wraz z odsetkami jest wysoka, ale nic nie naprawi krzywdy, bólu i cierpienia, którego na co dzień doświadcza. Jego stan zdrowia przez te 10 lat procesu dramatycznie się pogorszył, nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować i choć nadal formalnie jest zatrudniony w lokalnej jednostce wojskowej, to jednak praktycznie nie jest w stanie już pracować, wymaga pomocy przy wszystkich w zasadzie czynnościach życia codziennego oraz pomocy przy korzystaniu z leczenia i rehabilitacji, a rokowania co do stanu zdrowia są złe.

Mec. Sławek zwrócił się także za pośrednictwem Onetu do ministra obrony narodowej:

— Apelujemy do ministra Błaszczaka, aby nie odwoływał się od dzisiejszego wyroku i wypłacił żołnierzowi zasądzone dziś zadośćuczynienie wraz z odsetkami. Każda inna decyzja będzie po raz kolejny upokarzała ciężko rannego weterana i będzie dla niego zupełnie niezrozumiała. Przez 10 lat wielokrotnie apelowaliśmy do MON o podjęcie rozmów ugodowych z ciężko rannymi weteranami, o ugodę apelowały do ministra również sądy orzekające w sprawach weteranów, ale odpowiedź zawsze była odmowna. W sądach, na różnych etapach jest jeszcze kilka spraw ciężko rannych weteranów przeciwko MON. Również w tych sprawach należy podjąć rozmowy i w końcu zawrzeć stosowne ugody. Nie może być tak, że MON, które dysponuje wielomiliardowym rocznym budżetem, uchyla się od naprawienia szkód osób, które oddały w służbie dla kraju swoje zdrowie – powiedział.

— Po tylu latach sądowych walk mam satysfakcję, sędzia wykazał się dużą empatią, jeśli chodzi o moją osobę — powiedział nam po wyroku sądu Franciszek Jurgielewicz.

— Muszę jednak powiedzieć, że koszty stanu, w jakim się znalazłem, ciągle rosną. Jestem człowiekiem samotnym, który nie może już sam się utrzymywać. Kiedyś prowadziłem gospodarstwo rolne. Dziś do wszelkich prac muszę wynajmować ludzi. Musiałem też dostosować konstrukcję mojego domu do swoich ułomności. Dużym kosztem jest też opieka. Nie jestem w stanie prowadzić auta, więc każdy wyjazd do Warszawy na rehabilitację wiąże się z opłaceniem nie tylko paliwa, ale też kierowcy, a mieszkam ponad 300 km od stolicy.

— Pogarsza się także mój stan, który mogę porównać do kamienia wrzuconego do wody: moje dolegliwości rozszerzają się jak kręgi na wodzie. Bez przerwy mam kolejne zabiegi. W najgorszym stanie są kręgosłup, noga, na której dokonano amputacji, a oba biodra są praktycznie do wymiany, jednak muszę czekać na terminy. Dlatego jestem zmuszony do dalszej walki choćby o rewaloryzację przyznanej mi lata temu renty, która straciła wiele ze swojej wartości po inflacji. Obawiam się także, że resort obrony będzie próbował wnieść apelację od dzisiejszego wyroku sądu – dodał Jurgielewicz.

Kim jest Franciszek Jurgielewicz?

Sierż. Jurgielewicz pełnił służbę wojskową w Afganistanie podczas VII zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Była to najcięższa ze wszystkich zmian, w jakich uczestniczyli Polacy. – Wyjeżdżając z bazy, zawsze było 50 na 50, że albo się wróci, albo się nie wróci – wspominał tamtą zmianę sierż. Jurgielewicz w rozmowie z Onetem. Podczas VII zmiany zginęło sześciu polskich żołnierzy, a 40 zostało rannych.

15 maja 2010 r. w okolicach miejscowości Moqur kołowy transporter opancerzony Rosomak, którego dowódcą był sierż. Jurgielewicz, został zaatakowany przez rebeliantów silnym ogniem z granatników. Sierż. Jurgielewicz został trafiony pociskiem w prawą nogę i prawą stronę ciała. Śmigłowiec medyczny był w stanie dotrzeć do rannego dopiero po godzinie, ponieważ baza, z której startował, była przez cały czas ostrzeliwana.

Ratownicy reanimowali żołnierza i podejmowali czynności ratujące życie. – W pewnym momencie zabrakło krwi, zaczęło spadać ciśnienie, miałem ochotę już tylko zasnąć. Zasnąłem w śmigłowcu i myślałem, że zasypiam na zawsze. Obudziłem się w szpitalu w Ramstein w Niemczech – wspominał sierż. Jurgielewicz w rozmowie z Onetem.

Wskutek ataku żołnierz doznał szeregu obrażeń: lekarze amputowali mu prawą nogę, lewa też jest niesprawna z powodu pozostających w niej licznych odłamków, żołnierz doznał znacznego uszkodzenia wzroku w obu oczach, a także silnego stresu pourazowego. Podstawowe leczenie trwało 28 miesięcy. Ból po amputacji i operacjach był tak wielki, że żołnierz musiał przyjmować coraz większe dawki morfiny.

Trzynaście lat po wypadku sierż. Jurgielewicz wciąż intensywnie się leczy i rehabilituje, przyjmuje szereg leków, w tym środki psychotropowe. Jego trwały ubytek na zdrowiu wynosi 100 proc. i jak orzekła Wojskowa Komisja Lekarska, wymaga „stałej lub długotrwałej opieki lub pomocy”.

Weteran nie jest w stanie zapewnić sobie skutecznej rehabilitacji z przyznanej mu renty. Dla przykładu wykorzystywana przez niego proteza wytrzymuje jedynie pół roku ze względu na specyfikę jego kikuta. Za każdym razem weteran musi kupować silikonowe uzupełnienia za 2750 zł do 4 tys. zł na własny koszt. Narodowy Fundusz Zdrowia zwraca mu jedynie 850 zł i to raz na półtora roku.

Źródło: onet.pl

Więcej postów

1 Komentarz

  1. To ten PIS. Gęba pełna frazesów, a czyny szkodliwe dla Polaków. I to tak trwa.. ciagnie się do dziś. Dziś kosztem Polaków PIS łasi się do Ukraińców.

Komentowanie jest wyłączone.