Prezydent Andrzej Duda wykorzystał „awans” Jarosława Kaczyńskiego na wicepremiera do podjęcia gry z rządzącymi. Patrząc prezesowi prosto w oczy, mówił o tym, że PiS powinno przyjąć jego ustawę. Jeśli PiS tego nie zrobi, to prezydent może ociągać się ze wspieraniem tej formacji w kampanii wyborczej.
To była długa „uroczystość”. W środę w samo południe Jarosław Kaczyński został powołany – kolejny raz – do Rady Ministrów na stanowisko wicepremiera. Jednocześnie odwołani z tej funkcji zostali: Jacek Sasin, Mariusz Błaszczak, Piotr Gliński oraz Henryk Kowalczyk. Wszyscy pozostają w rządzie, ale wicepremier będzie tylko jeden: Kaczyński.
Nikt nie ma wątpliwości, że „nowe otwarcie” w rządzie jest determinowane przede wszystkim kampanijnymi potrzebami obozu władzy – głównie centrali PiS-u przy Nowogrodzkiej. Pisaliśmy o tym w Wirtualnej Polsce.
Przetasowania w sztabie wyborczym i w rządzie odbywają się przy wsparciu prezydenta Andrzeja Dudy.
Niemniej w ostatnich miesiącach pojawiło się sporo tematów – często w postaci projektów ustaw – które mocno poróżniły ośrodek partyjno-rządowy z prezydenckim. Część doprowadziła do otwartych sporów i wzajemnych publicznych przytyków.
Nawet teraz – gdy cały obóz władzy chce skonsolidować się przed wyborami i wyciszyć spory – na agendę wchodzą tematy, które pokazują rozbieżne stanowiska rządu i Pałacu Prezydenckiego.
Prezydent znudził prezesa? „Chciał wywrzeć presję”
Sceptycyzm obozu Zjednoczonej Prawicy – jak usłyszeliśmy – budzi projekt ustawy kompetencyjnej, który niedawno przedstawiła Kancelaria Prezydenta. To autorski pomysł samego Andrzeja Dudy, który pozwoliłby mu rozszerzyć swoje kompetencje i wpływ na politykę zagraniczną rządu.
Ustawa przede wszystkim dawałaby głowie państwa możliwość wpływania na wybór osób na kluczowe stanowiska w strukturach europejskich i nie tylko. A to coś, co dotychczas leżało wyłącznie w gestii rządu.
Ku zaskoczeniu ministrów obecnych podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim 21 czerwca – gdy Andrzej Duda wręczał wicepremierowską nominację Jarosławowi Kaczyńskiemu – prezydent długo mówił o tym, że uchwalenie tej ustawy jest niezbędne do lepszego prowadzenia polityki zagranicznej. A warto przypomnieć: to ustawa jego autorstwa.
Duda wykorzystał chwilę – choć właściwie było to jedno z jego dłuższych wystąpień przy tego typu okazjach – by przed kamerami i na oczach opinii publicznej wywrzeć presję na PiS w związku z proponowaną przez siebie ustawą.
Niektórzy zauważyli, że półgodzinne, rozwlekłe i niezbyt dynamiczne wystąpienie Dudy wyraźnie męczyło znudzonego wicepremiera Kaczyńskiego. Nie wywołało też entuzjazmu na twarzach przybyłych ministrów. Można było odnieść wrażenie, że prezydent wręcz testuje cierpliwość prezesa PiS-u.
Czy to przyniesie skutek? Trudno dziś to stwierdzić. Politycy PiS migają się od odpowiedzi na pytania o prezydencką ustawę kompetencyjną. Wolą na ten temat nie mówić. A jeśli już, to ogólnie – że ustawa jest ciekawa i warta przeanalizowania.
Według informacji Wirtualnej Polski, PiS nie podjęło jeszcze decyzji, czy zajmie się prezydenckim projektem na najbliższym posiedzeniu Sejmu (które odbędzie się 6-7 lipca).
Szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot oraz szef prezydenckiego Biura Spraw Międzynarodowych Marcin Przydacz powtarzają w mediach, by projektami prezydenta Sejm zajmował się jak najszybciej. Tyle że większość sejmowa – czyli klub parlamentarny PiS-u – wielokrotnie pokazywała, że niewiele sobie z tych apeli robi. Wystarczy przypomnieć prezydenckie pomysły o referendum konstytucyjnym czy projekt liberalizujący w przypadku wad letalnych prawo aborcyjne, zaostrzone w wyniku wyroku TK.
PiS: ta ustawa nie ma sensu
Czy tak będzie również w sprawie ustawy kompetencyjnej? Nasi rozmówcy z rządu odcinają się od tematu, twierdząc, że „to sprawa klubu PiS”.
Rozmówcy z klubu z kolei – nie bez złośliwego uśmiechu – zwracają uwagę, że „wszystko zależy od pani marszałek Witek”. A tak naprawdę wszystko zależy od Jarosława Kaczyńskiego i kierownictwa partii.
Z tego co wiemy, władze PiS nie palą się do uchwalania prezydenckiej ustawy. Nie widzą takiej potrzeby. Uważają, że taka ustawa – niwelująca skutki kohabitacji prezydenta z rządem w polityce zagranicznej – nie ma sensu w czasach rządów PiS-u.
Z drugiej strony władze tej partii nie chcą konfliktować się z Andrzejem Dudą na kilka miesięcy przed wyborami – potrzebują wszak jego wsparcia w kampanii. W dodatku w sztabie PiS-u ma pracować wspomniany już szef gabinetu prezydenta.
Wirtualnej Polsce udało się ustalić, że prezydent zrobi wiele, by doprowadzić do uchwalenia swojego projektu. Jeśli PiS będzie go blokowało, prezydent może zrezygnować ze wsparcia swojej macierzystej formacji w kampanii.
Prezydent zabezpiecza tyły
7 czerwca Andrzej Duda w orędziu wygłoszonym do narodu stwierdził, że chciałby, aby „ta inicjatywa [ustawa kompetencyjna – red.] udowodniła, że w sprawach najważniejszych dla Polski cała klasa polityczna może ze sobą zgodnie współpracować”. Zaapelował też, „żeby ustawa przyjęta została niezwłocznie”.
Prezydent wygłosił orędzie jeszcze przed przedstawieniem projektu ustawy. Gdy projekt wyszedł na światło dzienne, okazało się, że głowie państwa – jak zauważyli eksperci – chodzi przede wszystkim o wzmocnienie własnych kompetencji. Niektórzy wskazali, że Duda liczy się ze zmianą władzy w październiku i chciałby zabezpieczyć się w ten sposób przed kohabitacją z rządem Koalicji Obywatelskiej.
Prezydent chciałby sobie zagwarantować m.in. wpływ na stanowiska Polski prezentowane na arenie międzynarodowej. Zapisał też w ustawie, że chce mieć pewność wzięcia udziału w posiedzeniach Rady Europejskiej (lub innych posiedzeniach międzynarodowych z udziałem UE).
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, zapowiedziany przez Andrzeja Dudę prezydencki projekt ustawy o dobrej współpracy władz w sprawach polityki europejskiej zaskoczył rząd. – Te rozwiązania nie były nam wcześniej przedstawiane – przyznał w rozmowie z WP minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk. Zaskoczenia nie krył także premier Mateusz Morawiecki.
Eksperci i opozycja zgodnie ocenili, że projekt to przygotowanie na ewentualną przegraną PiS w wyborach. Dlatego być może w PiS-ie jest tak duży sceptycyzm wobec tego projektu.
Źródło: wiadomosci.wp.pl
Jaki wpływ na politykę zagraniczną BYŁEJ Polski??? MSZ byłej Polski, obecnie zydoukropolin, mieści się w ambasadzie Stanów Spedalonych w Warszawie.