Groźny pedofil wyszedł na wolność i śmieje się ludziom w twarz. Na Siemianowice Śląskie padł blady strach

Niezależny dziennik polityczny

Do Siemianowic Śląskich powrócił z odsiadki Marcin J. (44 l.). Miejscowi mówią na niego „Cyklop”, bo ma sztuczne oko. Od 2004 r. był w więzieniu za gwałty i czyny pedofilskie na siedmiorgu dzieciach. Mieszkańcy pytają, dlaczego nie trafił do ośrodka specjalnego dla niebezpiecznych przestępców. Mają słuszne obawy, bo Marcin J. jest na razie poza kontrolą. Po wyjściu z zakładu nie zgłosił się na policję.

Sąsiedzi i mieszkańcy Siemianowic Śląskich są przekonani, że „Cyklop” znowu zrobi krzywdę jakiemuś dziecku. W mieście dochodzi do samosądów. Przestępca został skopany przez przechodniów, ktoś inny podpalił mu przyczepę na działkach, w której nocował.

Marcin J. (44 l.) pojawił się w Siemianowicach Śląskich na początku czerwca. – Byłem w szoku, gdy go zobaczyłem – opowiada jeden z mieszkańców. Zna „Cyklopa” od dziecka. – Widziałem go na rowerze – dodaje.

Postanowił śledzić dawnego znajomego. – Pojechał rowerem do parku. Siadł na ławce, gdzie w pobliżu były matki z dziećmi. Podszedłem do nich i do niego, mówię do kobiet: „Patrzcie, tam siedzi pedofil. Trzeba na niego uważać”. Kobiety zamarły.

Po czym nasz rozmówca dodaje: – Bić się chciał. Poznał mnie, byłem jego sąsiadem.

Ale dawny sąsiad wziął telefon i zadzwonił na policję w Siemianowicach. – Pierwszy raz w życiu – przyznaje. Poinformował, że Marcin J. jest na wolności i pojawia się wśród dzieci.

– Tej twarzy się nie zapomina – mówi stanowczo.

Po gwałtach w Katowicach ukrył się u kuzyna

W Siemianowicach Śląskich wszyscy pamiętają sprawę z 2004 r., gdy Marcin J. został zatrzymany w Zbąszyniu w Wielkopolsce. Była wtedy na niego obława w całej Polsce. Policja opublikowała za nim portrety pamięciowe i wyznaczyła 5 tys. zł nagrody.

Marcin J. zgwałcił 11-letnią Marzenkę oraz jej kuzyna. Do przestępstw doszło na terenie pustostanów na terenie katowickiego Nikiszowca. Pedofil zniknął, ale został rozpoznany przez mieszkańca Zbąszynia. Próbował uciekać, skacząc przez okno, jednak mieszkańcy dopadli go i przekazali policji. Wkrótce okazało się, że ofiar Marcina J. było znacznie więcej. Oprawcę ze zdjęć rozpoznała 9-latka z Tychów oraz 12-letnia Grażynka z Będzina. Sąd rejonowy w Mikołowie w 2004 r. skazał go na 15 lat więzienia. To była najwyższa wówczas kara.

Pedofil udawał bohatera

Marcin J. miał już wtedy na koncie kradzieże samochodowe. Nigdzie nie pracował, utrzymywał się z renty. – Po wyjściu z więzienia za kradzieże udawał bohatera, nikt go nie lubił. Wszyscy wiedzieli, że lubi młodsze dzieci i było już wtedy kilka zgłoszeń na policję. Matki się bały, ale nikt wtedy nie reagował – opowiada dzisiaj jedna z sąsiadek Marcina J. Gdy wrócił z odsiadki za pedofilię, wynajął mieszkanie przy ul. Piastowskiej. Tam już jednak nie mieszka, bo uciekł przed sąsiadami. W oknie wisi kartka: „Pedofil tu nie mieszka”.

Mieszkańcy na specjalnej grupie społecznościowej ostrzegają się wzajemnie przed Marcinem J. – Chodzi po mieście i się śmieje, ale nie będzie mu tak do śmiechu – mówi nam inna sąsiadka.

W Siemianowicach dochodzi do samosądów. W sieci krąży film, na którym dwóch mężczyzn w centrum Siemianowic Śląskich rzuciło się na Marcina J. Gdy upadł na ziemię, jeden z nich kopie go po ciele, inny okłada pięściami po twarzy i głowie.

„Cyklop” nocował w przyczepie kempingowej na terenie ogrodów działkowych. Ktoś w nocy ją podpalił. – Każdy go pozna, bo niewiele się zmienił. Jak się tu pokazał, nie ukrywał się, chodził z podniesioną głową i wszystkim mówił: wróciłem – mówi znajoma Marcina J.

Policja w Siemianowicach Śląskich wszczęła postępowanie

Mieszkańcy Siemianowic Śląskich tłumaczą nam, że nagłaśniają sprawę, bo sądy i państwowe instytucje nic nie robią. Są zdesperowani i w obronie własnych dzieci biorą sprawy w swoje ręce. Pytają, dlaczego po odbyciu kary Marcin J. nie trafił do ośrodka dla groźnych przestępców w Gostyninie. – Kwestia czasu, kiedy zaatakuje. Znowu może zrobić komuś krzywdę, takich ludzi trzeba izolować – powtarzają.

Tatiana Lukoszek, rzeczniczka policji w Siemianowicach Śląskich, powiedziała nam, że zgodnie z przepisami Marcin J. powinien po opuszczeniu zakładu karnego zgłosić się na policję. Nie zrobił tego. Policja otrzymała powiadomienie od dyrektora zakładu, że jest na wolności.

Zgodnie z procedurami Biuro Informacyjne Krajowego Rejestru Karnego wysyłało do Marcina J. powiadomienie o konieczności zgłoszenia się na policję. Dlaczego Marcin J. tego nie uczynił, to wyjaśnia postępowanie, które zostało właśnie wszczęte.

Jednocześnie funkcjonariusze podkreślają, że pobicia Marcina J. będą ścigane, bo są to przestępstwa. Do tej pory sam Marcin J. ich nie zgłosił.

Źródło: fakt.pl

Więcej postów