Wizyta Mariusza Błaszczaka, wicepremiera i szefa MON, w Korei Południowej sprawiła, że odżyły kontrowersje wokół zakupów uzbrojenia dla polskiej armii. Jak się okazuje, robimy je na kredyt.
- Polska zacieśnia współpracę wojskową z Koreą Południową, od której zamierza kupić dużą liczbę różnorodnego sprzętu za ogromne pieniądze.
- Mariusz Błaszczak wrócił z Korei z umowami o współpracy przemysłowej, ale, o czym się oficjalnie nie mówi, także z kolejnymi miliardami długu, który zaciągniemy na zakup koreańskiego sprzętu… w Korei.
- Część analityków wojskowych wciąż uważa, że tak duże zakupy dokonywane tak daleko i obejmujące kategorie sprzętu, który tylko częściowo jest produkowany w Polsce, to nie najlepsze rozwiązanie.
Podczas zakończonej niedawno wizyty w Korei Południowej Mariusz Błaszczak, wicepremier i minister obrony narodowej, prowadził rozmowy o przyspieszeniu wzmacniania potencjału Wojska Polskiego. Powołano polsko-koreański komitet ds. współpracy zbrojeniowej. W jego ramach w obu państwach zostaną powołane zespoły, które będą zajmowały się poszczególnymi rodzajami uzbrojenia dla Polski oraz współpracą naukowo-badawczą.
Szef MON uczestniczył też w prezentacji samolotu szkolno-bojowego FA-50 GF (Gap Filler) przeznaczonego dla Polski (pierwsze maszyny mają trafić do nas już pod koniec lipca). Polska delegacja mogła zobaczyć pierwszą wyrzutnię artylerii rakietowej K239 Chunmoo dla naszych sił zbrojnych.
– Ministerstwo Obrony Narodowej wynegocjowało dobre ceny tego sprzętu. Teraz chodzi o to, żeby Bank Gospodarstwa Krajowego wypełnił plany finansowe treścią. I mamy rezultat w postaci nowoczesnego sprzętu, który trafia i trafi na wyposażenie Wojska Polskiego – zapewniał w Korei szef MON.
W sytuacji, kiedy trwa wojna tuż za polską wschodnią granicą, mało kto kwestionuje potrzebę zwiększenia siły polskiej armii poprzez wyposażenie jej w nowoczesny sprzęt. Konieczność zwiększenia wydatków na obronę także jest dość powszechnie akceptowana.
Według polityków rządzących kwestia suwerenności usprawiedliwia potężne wydatki – od wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej mamy prawdziwy wysyp umów na zakup uzbrojenia.
– Trzeba znaleźć pieniądze na zbrojenia i nie możemy oszczędzać – powiedział wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Podkreślił, że w budżecie na zbrojenia jest przewidziane 100 mld zł, a w środkach pozabudżetowych od 30 do 40 mld zł.
Wielkie zakupy sprzętu dla wojska będą finansowane za pomocą kredytu zaciągniętego w Korei
Z tych zakupów cieszą się ci, którzy wierzą, że wkrótce zbudujemy 300-tysięczną armię, uzbrojoną w tysiące czołgów i systemów artyleryjskich z Korei i USA, które odstraszą Moskwę.
Bardziej sceptyczni każą liczyć pieniądze, jakie na te zakupy przeznaczamy i pytają, skąd je brać. Sceptycy pytają też, po co MON wydaje na drugim końcu świata pieniądze, których nie ma?
I to na sprzęt, który, jak się okazuje wcale nie jest lepszy od tego, co posiadamy – co pochodzi z polskich fabryk.
Szalone tempo zakupów dla wojska w Polsce wymagać będzie znacznego zwiększenia wydatków na obronność. W tym roku, wraz ze środkami z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych, może to być już 4,5 proc. PKB. W tej kategorii to największe wydatki obronne na świecie.
Tymczasem od rządzących polityków już słyszymy, że może to być nawet 5-6 proc. PKB. Ekonomiści przestrzegają, że tak ogromne wydatki skutkowałyby chronicznym niedofinansowaniem innych dziedzin życia. Do tego grozi nam znaczny spadek wzrostu gospodarczego.
Mariusz Błaszczak wrócił z Korei Południowej z umowami o współpracy przemysłowej, ale, o czym się oficjalnie nie mówi, także z kolejnymi miliardami długu, który zaciągniemy na zakup koreańskiego sprzętu… w Korei.
Wiemy to z koreańskie mediów. Telewizja SBS (Seoul Broadcasting System) ujawniła, że wielkie zakupy sprzętu dla wojska będą finansowane przez Polskę za pomocą kredytu zaciągniętego w Korei. Kredyt ma sfinansować zawarte w 2022 roku umowy na dostawy uzbrojenia do Polski.
Według bankowców MON przeszacowało swoje możliwości finansowe
Część pieniędzy, ponad 38 mld zł Polska już od Korei otrzymała. Chcemy jednak prawie 2 razy więcej, czyli prawie 77 mld złotych. Według koreańskich mediów władze nie są jednak skłonne do przyznawania Polsce tak dużego kredytu. Problem widzą w możliwych trudnościach z wypłacalnością polskich władz.
Koreańscy komentatorzy obawiają się, że w przypadku ponownego odcięcia dotacji unijnej lub zmiany obecnego antyunijnego rządu, istnieje możliwość zmniejszenia kontraktu lub opóźnienia płatności. Negocjacje trwają.
Przypomnijmy ramy zakupów, które ma finansować koreański kredyt. Chodzi o umowę zawartą w sierpniu 2022 r. na 180 czołgów K2 za 19,65 mld zł oraz na 212 samobieżnych armatohaubic K9A1 Thunder za 13,99 mld zł. We wrześniu, również w 2022 r. zamówiliśmy 12 samolotów FA-50GF i 36 FA-50PL za 17,52 mld zł. W listopadzie Polska podpisała umowę na 218 wyrzutni K239 Chunmoo za 21,92 mld zł.
Umowy ramowe zakładają pozyskanie ok. 1 tys. czołgów K2, czy ponad 800 armatohaubic K9. Analitycy banku Credit Agricole wyliczyli, że koszt planowanych programów modernizacyjnych wyniesie do 2035 r. ponad 539 mld zł.
Ich zdaniem MON przeszacowało swoje możliwości finansowe. Są przekonani, że niezbędne będzie obniżenie ambicji MON, a tym samym liczby kupowanego sprzętu. Możemy w zakupach zatrzymać się na pozyskaniu uzbrojenia w umowach wykonawczych. Te ramowe to trudna do przewidzenia przyszłość.
Do tego, według części ekspertów, nie wszystkie zakupy robione przez Błaszczaka w Korei mają sens. Dotyczy to przede wszystkim samolotu FA-50, który początkowo prezentowany był jako lekki myśliwiec, podobny pod wieloma względami do F-16.
To nie jest myśliwiec. FA-50 będzie zwalczał cele naziemne, a także pociski kierowane
Gen. Jan Rajchel mówi WNP.PL, że ma nadzieję, iż decydenci nie liczą na to, że 48 koreańskich FA-50, które otrzymamy, zastąpi myśliwce przewagi powietrznej. To nie są samoloty tej klasy i inne jest ich przeznaczenie.
– Nie krytykuję tego zakupu; koreańskie samoloty mogą wykonywać zadania w powietrzu, ale nigdy nie będą rasowymi myśliwcami. Mają m.in. za małą prędkość, za małą dynamikę czy prędkość wznoszenia – wyjaśnia gen. Rajchel.
We wrześniu 2022 r. Polska zawarła umowę na 48 lekkich samolotów bojowych FA-50 za 2,3 mld dolarów netto. W najbliższych miesiącach mamy dostać 12 tych maszyn w wersji, która nie różni się radykalnie od koreańskich maszyn proponowanych Polsce w przetargu na lekkie samoloty odrzutowe do szkolenia zaawansowanego w 2013 r.
Kolejne zamówienie przewiduje dostawę dalszych 36 maszyn w spolonizowanej wersji FA-50PL. Możliwe że z nowym radarem i zwiększonym uzbrojeniem.
Inspektor Sił Powietrznych w DGRSZ gen. Ireneusz Nowak powiedział niedawno, że FA-50 to samoloty bojowe w dobrej konfiguracji i z dobrymi zdolnościami.
Ich głównym zadaniem będzie jednak zwalczanie celów naziemnych, a także pocisków kierowanych. Gen. Nowak twierdzi, że 70 proc. planowanych działań FA-50 to misje związane z celami na lądzie.
Teraz pozostaje nam tylko czekać na nowy sprzęt
Drugim powodem ciągłych kontrowersji co do koreańskich kontraktów, jest zakup 212 dział rodziny K9, w wersji K9A1, w latach 2022-2026. Mimo że MON zapewnia, że Kraby będą produkowane dalej, nie zniknęły obawy, że może to być kres produkcji polskich samobieżnych armatohaubic, sprawdzonych w Ukrainie, które nie są gorsze od koreańskich dział.
Najmniej kontrowersji budzi zakup koreańskich czołgów K2, których 180 mamy mieć do 2025 r., choć jak podkreślają analitycy wojskowi, dostaniemy je w wersji przygotowanej do walk w górzystej Korei, ze słabym opancerzeniem z tyłu i boków.
Nie brak opinii, że to „zakupowe szaleństwo”, jak twierdzą zachodni analitycy, mające nadrobić stracony wcześniej czas, skończy się wraz z wyborami.
Na razie jednak koreański koncern Hyundai-Rotem, który wygrał wielomiliardowy przetarg na uzbrojenie polskiej armii, zorganizował szkolenie polskich żołnierzy z zakresu obsługi sprzętu z finałowym przyjęciem w hotelu w Morągu. Pozostaje czekać na nowy sprzęt.
Źródło: wnp.pl