Prezydent Andrzej Duda chciałby, aby badano rosyjskie wpływy w Polsce. Jest jednak problem: PiS tak przeciągało uchwalanie ustawy o komisji ds. tych wpływów, że ledwo by powstała, a zaraz by miała przedstawiać raport, co budzi wątpliwości czy jest ona w ogóle wykonalna i zgodna z konstytucją. Z aktualnych sygnałów z Pałacu Prezydenckiego wynika, że prezydent może ustawę odesłać do Trybunału Konstytucyjnego – prewencyjnie bądź tuż po złożeniu podpisu.
– Jest przecież co badać – słyszymy w Pałacu Prezydenckim.
Ustawa o powołaniu komisji weryfikacyjnej ds. rosyjskich wpływów, a w praktyce do bicia w Donalda Tuska, szefa Platformy Obywatelskiej, leży teraz w Sejmie. Izba ta będzie lada chwila głosować nad nią – wcześniej Senat ją odrzucił, więc teraz PiS musi znaleźć większość bezwzględną posłów, by ją uchwalić ponownie. PiS taką większość może zgromadzić – przy wysokiej dyscyplinie jest to w zasięgu. A wtedy ustawa trafi na biurka prezydenta Andrzeja Dudy.
Wedle naszych informacji, w ocenie Pałacu proces legislacyjny został spartaczony. Problemy z tą ustawą są i to poważne, ale z drugiej strony prezydent zgadza się z ideą tropienia rosyjskich wpływów. Pierwszy problem jest taki: terminy – zbyt krótkie, by zachować pozory poważnej pracy. Komisja ścigałaby się z czasem, aby zdążyć z raportem na 17 września – to bowiem deadline na wydanie pierwszego raportu. W najszybszym scenariuszu komisja ta miałaby zaledwie trzy miesiące na pracę i przygotowanie pierwszego raportu. Wątpliwości Pałacu budzi zwłaszcza to wymuszanie przez ustawę wręcz desperacko szybkiego tempa. Zbyt szybki termin, a więc w rzeczywistości wręcz niewykonalność ustawy, może być podstawą do podważania jej konstytucyjności.
Jako wątpliwe konstytucyjnie w otoczeniu prezydenta uważane są też zapisy dające komisji możliwość nakładania „środków zaradczych”, a w istocie kar w postaci zakazu zajmowania stanowisk publicznych związanych z dysponowaniem środkami publicznymi.
Publicznie ludzie prezydenta przekonują, że decyzja głowy państwa zapadnie, gdy ustawa dotrze na biurko prezydenta – nie wcześniej. Nie jest to jednak ustawa jakich wiele. W zamyśle centrali PiS komisja ds. rosyjskich wpływów ma ścigać głównie Donalda Tuska i być orężem w kampanii wyborczej przed jesiennymi wyborami do Sejmu – ma być „młotem na Tuska”, a w mediach ochrzczono ją mianem „lex Tusk”. W ustawie zapisano, że komisja ma złożyć pierwszy raport do dnia 17 września (rocznica napaści Sowietów na Polskę) – termin to nieprzypadkowy, bo zarazem symboliczny i na miesiąc przed dniem wyborów, w samym środku kampanii.
Jeszcze kilka tygodni temu z Pałacu Prezydenckiego płynęły sugestie wskazujące na sceptycyzm prezydenta wobec tej ustawy. Z czasem jednak, gdy lada dzień ustawa może trafić na jego biurko, dyskusje o niej w Pałacu są bardziej na serio, a sygnały te się zmieniają. Teraz wskazują na odesłanie jej do Trybunału Konstytucyjnego – z zarzutami dotyczącymi wykonalności ustawy i kar, które mogłaby wymierzać komisja.
Pytanie, czy prezydent odeśle ustawę do TK w trybie prewencyjnym, czy w trybie kontroli następczej. W pierwszym wypadku ustawa nie weszłaby w życie i czekała na wyrok Trybunału – a ten jest sparaliżowany buntem części sędziów. PiS forsuje teraz w Sejmie ustawę o TK, która ma go odblokować.
W drugim wypadku Duda de facto podpisałby ustawę, a zaraz potem ją odesłał do TK. Wtedy komisja ds. rosyjskich wpływów już by mogła powstawać i działać. A Trybunał swój wyrok tak naprawdę mógłby wydać w dowolnym terminie.
Wedle naszych informacji, Andrzej Duda ma ogłosić swoją decyzję bardzo szybko, nie czekając 21 dni, które na zastanowienie się daje mu konstytucja.
Z naszych informacji wynika, że Andrzej Duda chciałby, aby tropiono rosyjskie wpływy w energetyce i generalnie w polskim życiu publicznym. W Pałacu nie słyszymy też obiekcji co do samej możliwości powoływania komisji weryfikacyjnych – takich jak kiedyś ds. dzikiej reprywatyzacji, a teraz ds. rosyjskich wpływów.
Prezydent – mimo spięć z PiS-em – kibicuje obozowi Zjednoczonej Prawicy, a komisja ta będzie służyć temu obozowi. Ponadto w Pałacu panuje przekonanie, że za rządów Donalda Tuska polityka była prorosyjska, więc trzeba tego dowieść publicznie.
Stronnicy szefa Platformy takie zarzuty oczywiście odrzucają, a Koalicja Obywatelska w komisji ds. rosyjskich wpływów nie chce w ogóle uczestniczyć, uznając, że to jedynie narzędzie do nękania Donalda Tuska, nazywają ją nawet „komisją dopaść Tuska”. PO nie jest w tym sama. Wedle prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza służyć ma ona politycznej manipulacji, a jej decyzje to „sąd ostateczny”. Z kolei Szymon Hołownia stwierdził, że jest to „najgłupsza ustawa, którą przyjmuje polski Sejm”, więc jego ugrupowanie też nie skieruje swoich ludzi do tego „cyrku”.
Ustawa o tej komisji przeleżała w Sejmie długie miesiące. Pomysł powstał pod koniec zeszłego roku. Nawet w klubie PiS nie było wokół niej absolutnej jedności, a pracę opóźniała posłanka Suwerennej Polski Anna Maria Siarkowska. PiS było też niepewne tego, co zrobi prezydent. Uwagi do projektu miał prokurator krajowy Dariusz Barski – człowiek ministra Zbigniewa Ziobry. Ustawa, którą firmował premier Mateusz Morawiecki czyniła bowiem z prokuratury podlegającej Ziobrze narzędzie komisji – ostatecznie ustawę poprawiono zgodnie z oczekiwaniami Barskiego.
Sposób pracy, bardzo rozwlekły, budzi w Pałacu zdziwienie. Wedle początkowych zapewnień PiS, komisja ta miała zacząć działać już w styczniu-lutym, a tymczasem jest koniec maja, a ustawa nie trafiła nawet na biurko prezydenta.
Czym byłaby komisja ds. rosyjskich wpływów?
Wedle ustawy, komisja ta miałaby się składać z 9 członków – powoływanych i odwoływanych przez Sejm. Na jej czele miałby stać przewodniczący wybierany przez premiera spośród członków komisji. Kluby poselskie miałyby przedstawić kandydatów do komisji w ciągu dwóch tygodni od wejścia przepisów w życie.
Komisja, wedle ustawy, ma za zadanie prowadzić postępowania wyjaśnianie przypadki „funkcjonariuszy publicznych lub członków kadry kierowniczej wyższego szczebla, którzy w latach 2007-2022 pod wpływem rosyjskim, działali na szkodę interesów RP”. Decyzje, które mogłaby podejmować komisja, to uchylenie decyzji administracyjnej wydanej w wyniku wpływów rosyjskich, wydanie zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat oraz cofnięcie i zakaz poświadczania bezpieczeństwa na 10 lat.
Źródło: gazeta.pl