W naszych realiach wewnętrznych i zewnętrznych musimy zachować znaczną część bloków węglowych – podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Herbert Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.
- Herbert Leopold Gabryś wskazuje, że na dziś zagrożeń dostaw energii z braku mocy jeszcze nie ma. Sprzyjała nam cieplejsza zima i mniejsze zużycie energii elektrycznej w kraju.
- Jeśli były przerwy w dostawach, a były znacząco większe niż w latach poprzednich, to z przyczyn awarii sieciowych – zaznacza były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.
- Zatem mamy trochę wytchnienia. Jednak na krótko, bowiem cóż to jest dwa-trzy lata na miarę wyzwań dramatycznie trudnych w części generacji z paliw stałych. Bez nich system do czasu generacji jądrowej się nie zbilansuje – twierdzi Herbert Leopold Gabryś.
Czy i jak zmienia się rola węgla brunatnego w elektroenergetyce w Polsce?
– Zmienia się, ale niezmiennie pozostaje znacząca dla bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej. Za sam kwiecień bieżącego roku generacja energii elektrycznej z węgla brunatnego zajmowała w strukturze wytwarzania 20,4 proc. Natomiast za kwiecień 2022 było to 25,28 proc., zaś jeszcze rok wcześniej 26,91 proc.
Można by sięgać dalej, choćby do 2018 roku, gdy stanowiła w strukturze wytwarzania nieco powyżej 30 proc. Zatem ważki to udział. W 2010 roku generacja brunatna dała za cztery pierwsze miesiące 16 869 GWh, w 2012 prawie 19 tysięcy GWh. Odpowiednio 12 005 GWh za 2020, 13 926 GWh za 2021 rok, za 2022 nieco ponad 16 tysięcy GWh, aby za rok bieżący podać do systemu 12 025 GWh.
Wyliczam tylko po to, żeby pokazać, że rola generacji z węgla brunatnego, choć nadal tak istotna, to jednak zmniejsza się. Zarówno co do wolumenu, jak i udziału w strukturze wytwarzania. Staje się coraz droższa i coraz mniej konkurencyjna, choć najtańsza w kosztach jednostkowych wytworzenia. A droższa z przyczyn koszmarnych cen uprawnień do emisji CO2 i zabójczej antywęglowej polityki Unii Europejskiej. A my co najmniej do lat czterdziestych jesteśmy skazani na niebagatelny udział emisyjnej generacji z paliw stałych. Bowiem atom w generacji przyjdzie, ale nie w takim wolumenie, jak ubytki mocy i nie na ten czas.
Generacja z paliw stałych i gazu ziemnego pozostaje znacząca dla systemowych potrzeb regulacyjnych
Czy bez uruchomienia odkrywki Złoczew czeka nas wyrwa w systemie, której nie będzie dało się załatać?
– Póki co, bez węgla brunatnego w produkcji energii elektrycznej system „nie wydoli”. Zwiększa się generacja „ozowa” (z odnawialnych źródeł energii – red.), a zasoby odkrywek się kurczą. Natomiast generacja z paliw stałych i gazu ziemnego pozostaje znacząca dla systemowych potrzeb regulacyjnych. I tak pewnie będzie jeszcze długo.
Jak długo?
– Aż po kres eksploatacji istniejących zasobów węgla brunatnego. To się zbiega z czasem poważnego niedoboru mocy dyspozycyjnych. Według prezesa URE z analizy danych 69 wytwórców energii elektrycznej w Polsce z końca lutego wynika, że z systemu do 2036 roku wypadnie prawie 20 tysięcy megawatów mocy dyspozycyjnych.
Głównie elektrowni węgla kamiennego i brunatnego. Według tegoż prezesa wycofanie stabilnych jednostek wytwórczych o wysokiej dyspozycyjności spowoduje zatem znaczący spadek mocy wytwórczych pozostających do dyspozycji odpowiedzialnego za bilansowanie i bezpieczeństwo pracy regulatora KSE. To istotne zagrożenie nie tylko dla ciągłości dostaw, ale i dla utrzymania pożądanej dynamiki rozwoju źródeł odnawialnych.
To będzie bowiem na nic – choć tak pożądane są przyrosty mocy zainstalowanej z nieciągłej generacji odnawialnej – kiedy zabraknie ubezpieczenia generacją dyspozycyjną. Zatem bez generacji „brunatnej” krajowy system energetyczny będzie miał poważne problemy ze zbilansowaniem potrzeb.
Możemy przejściowo szukać wsparcia mocami zamawianymi z otoczenia, poza Polską. Przypomnę jednak, jeśli już zdarzyło nam się zapomnieć lekcji z brutalnej agresji Rosji na Ukrainę, że w takich sytuacjach zabezpieczenie potrzeb własnych systemów jest pierwotne.
A potrzeby sąsiadów są wtórne i nie do spełnienia! Na ten czas trzeba pamiętać, że w naszych realiach paliwowych bez węgla brunatnego nie da się tego zapewnić. Jeśli odpowiedzialnie będziemy traktować potrzebę zachowania suwerenności energetycznej.
Jeśli Niemcom kurczą się zasoby odkrywek, to oni sięgają po nowe
W Niemczech uruchamiane są odkrywki węgla brunatnego. Czy też powinniśmy podążyć tą drogą?
– Problem w tym, że my tej drogi nakreślonej strategicznie nie mamy. Ani na krótko, ani tym bardziej na długo. Nie są bowiem strategią medialne i okazjonalne wystąpienia różnej maści polityków i ścigających się w przedwyborczej retoryce wizjonerów.
Niemcy od dawna kreują swoją wizję bezpieczeństwa energetycznego. Poczynając od powszechnie zauważanej i wprowadzanej od 25 lat transformacji energetycznej „Energie Wende” po konsekwentne i przywódcze kreowanie polityki klimatyczno energetycznej UE, z reakcją na zmiany w otoczeniu.
Taką właśnie jest ich polityka utrzymania zasobów własnych paliw i energii. Prowadzona wobec lekcji z czasu pandemii i agresji rosyjskiej – na świeżo. W Niemczech, jeśli logika gospodarcza wymaga wsparcia generacji ze źródeł węgla brunatnego, to po nią sięgają. Dziś to zużycie roczne węgla brunatnego w Niemczech wynosi około 150 mln ton. Tak jest i będzie jeszcze sporo czasu.
To – póki co – ubezpieczenie paradygmatu zastąpienia energii z atomu i węgla energią odnawialną ze wspomnianej „Energie Wende”. Jeśli zatem kurczą się im zasoby odkrywek, to oni sięgają po nowe. Tak jest teraz, bez międlenia medialnego. Tylko działają pragmatycznie i jednoznacznie – z potrzeb racjonalnych wyborów.
A my? Jak powinniśmy postąpić?
– Powinniśmy działać z logiki zdarzeń, z przykładu sąsiadów oraz odpowiedzialności państwa za bezpieczeństwo energetyczne. No tak – powinniśmy! Tyle, że sąsiedzi mają strategię od ponad dwudziestu lat, niezależnie od politycznych przetasowań.
Mają strategię na miarę rozstrzygnięć doktrynalnych. Niezmienną co do celu, a korygowaną z tytułu krótkookresowych uwarunkowań. A my? Oszczędzę komentowania tego, z nadzieją, że zapowiadana korekta Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku z czwartym filarem suwerenności energetycznej wypełni choćby w części tę potrzebę. A tworzona Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego będzie w stanie ją realizować. Także w tej części, która dotyczy roli i przyszłości węgla brunatnego. I z nadzieją, że nie będzie to tylko część łagodzenia kosztów jej odejścia, ale dostosowania do potrzeb zrównoważonej transformacji energetycznej. Nie zapominając lekcji z ostatnich lat.
Warto przypomnieć decyzje ostatnich lat dotyczące złoża Złoczew
Czy nie szkoda będzie – bez uruchomienia odkrywki Złoczew – Elektrowni Bełchatów, która jest istotnym elementem w polskim systemie energetycznym i która jest w miarę nowoczesnym zakładem?
– Tak po prawdzie, to bloki Elektrowni Bełchatów, choć modernizowane i prowadzone w ruchu z największa troską i kompetencją, poza blokiem 858 MW z 2011 roku, to już nowoczesne nie są. Mogą oczywiście jeszcze sporo czasu funkcjonować. Jeśli będzie węgiel, z resztek odkrywek eksploatowanych lub z nowych. Te pierwsze skończą się po roku 2035-2037 w zależności od intensyfikacji eksploatacji.
A co do nowych inwestycji, to warto przypomnieć decyzje ostatnich lat dotyczące złoża Złoczew. Zarządy PGE od dawna oficjalnie przyznają, że budowa odkrywki Złoczew jest nieopłacalna. Najprościej dlatego, że to oznacza konieczność transportu z około 50 km w linii prostej i z kosztów klimatycznych. A przede wszystkim opłat za emisję i konsekwentnej antywęglowej polityki UE.
W październiku 2020 roku prezes PGE Wojciech Dąbrowski powiedział: „Dzisiaj podjęcie decyzji o budowie odkrywki węgla brunatnego Złoczew byłoby działaniem na szkodę spółki, ponieważ jej budowa byłaby działaniem nierentownym”.
19 października 2020 roku zarząd PGE przyjął, a rada nadzorcza spółki zatwierdziła Strategię Grupy PGE do 2030 roku z perspektywą do 2050 roku. W strategii zapisano, że kluczowymi kierunkami rozwoju Grupy PGE będą energetyka wiatrowa – morska i lądowa, fotowoltaika, infrastruktura sieciowa, niskoemisyjne ciepłownictwo oraz usługi energetyczne. Przyznano, że nie będzie ona dokonywać nowych inwestycji w aktywa węglowe, zarówno w wytwarzanie, jak i wydobycie.
Także w październiku 2020 roku o przyszłości Złoczewa jednoznacznie wypowiedział się Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych. Powiedział, że „eksploatacja złoża Złoczew wydaje się dzisiaj ekonomicznie mało uzasadniona”. I dodał, że „nie jesteśmy na ścieżce decyzyjnej” tworzenia nowych kopalń.
We wrześniu 2021 roku Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska odmówił wydania decyzji środowiskowej na budowę kopalni węgla brunatnego Złoczew. Czy coś się zmieniło? Retoryka się zmienia po szoku energetyki światowej z pandemii i potem wojny na Ukrainie. A także z przedwyborczego grania Złoczewem. To jednak niewiele wobec dylematu kosztów i sprzeczności wobec wyzwań klimatycznych.
Bez dofinansowania, choćby z rynku mocy, nie ma szans, aby bilansowały się ekonomicznie w latach następnych bloki węglowe. Węgla brunatnego przede wszystkim, bo choć to najtańsze w kosztach wytworzenia energii elektrycznej paliwo, to najdroższe w kosztach pozyskania uprawnień do emisji CO2. Konkludując: w kategoriach sentymentów i kosztów społecznych ogromna szkoda, gdyby Elektrownia Bełchatów pozostała na ścieżce bytu w takiej wizji, jak dotąd. W kategoriach potrzeb systemowych wyłania się bowiem groźna luka – nie do uzupełnienia uwzględniając dzisiejszy stan rzeczy.
Niebagatelna rola węgla brunatnego i kamiennego w zapewnieniu dostaw energii
Jak ocenia pan obecną sytuację w energetyce, uwzględniając rolę węgla jako paliwa?
– Na dziś zagrożeń dostaw energii z braku mocy jeszcze nie ma. Sprzyjała cieplejsza zima i mniejsze zużycie energii elektrycznej w kraju.
Jeśli były przerwy w dostawach, a były znacząco większe niż w latach poprzednich, to z przyczyn awarii sieciowych. Najczęściej niskich napięć. Posiłkujemy się od czasu do czasu mocami zamawianymi na zewnątrz. Projekcje gospodarcze na najbliższe dwa-trzy lata nie sygnalizują znaczącego zwiększenia zużycia energii elektrycznej w kraju.
W wymianie z zagranicą także saldo nie ma znamion gwałtownych zmian, jak to było w 2022 roku. Zatem mamy trochę wytchnienia. Jednak na krótko, bowiem cóż to jest dwa-trzy lata na miarę wyzwań dramatycznie trudnych w części generacji z paliw stałych. Bez nich system do czasu generacji jądrowej się nie zbilansuje.
A zatem?
– W naszych realiach wewnętrznych i zewnętrznych musimy zachować znaczną część bloków węglowych. Bardzo to kosztowne, kiedy dołożymy koszt klimatycznej antywęglowej polityki klimatycznej UE. Mamy naprawdę ogromny splot wyzwań. I wymaga to decyzji na miarę otwartego konfliktu z istniejącymi i wprowadzanymi regulacjami dotyczącymi zwiększenia celów redukcyjnych emisji.
Jest też hipokryzja rządów, bowiem narzekanie wobec niewątpliwych pożytków budżetowych z handlu emisjami nie powoduje skutecznych działań na rzecz koniecznych zmian. Także i u nas. Na razie nie trzeba się jeszcze bać braku dostaw energii elektrycznej z przyczyn braku mocy. Niebagatelna tu jest rola węgla brunatnego i kamiennego. Ale to na krótko. Bowiem dalej to już „ciemność widzę”. I nie pomoże tu retoryka malowanek świata na zielono! Tu trzeba decyzji na miarę doktrynalnych stanowień o naszej suwerenności energetycznej. Rosja przypomniała światu, że geopolityka to najnowsza technologia, zasoby paliw i brutalna siła armii. Nie wolno o tym zapominać.
Źródło: wnp.pl