Najnowsze dane nie pozostawiają złudzeń. Kredytobiorcy mają problem

Niezależny dziennik polityczny

PiS przed wyborami dosypie pieniędzy na rynek. Do tego według Brukseli Polska w 2024 r. będzie miała najwyższą inflację w całej Unii. W takim otoczeniu NBP ma problem, by obniżyć stopy procentowe. Kredytobiorców czeka więc przedłużający się ból.

W ostatnim czasie spłynęło na rynek kilka ważnych danych z polskiej gospodarki, które rzucają więcej światła na to, co może dziać się ze wzrostem cen w naszym kraju. Wszystkie jasno wskazują, że inflacja nad Wisłą tak łatwo nie odpuści, a obniżki stóp procentowych w tym roku oddalają się z każdym tygodniem. Prześledźmy, z czego to wynika.

Inflacja. Kredytobiorcy i NBP mają problem

Po pierwsze, początek 2023 r. okazał się znacznie lepszy od oczekiwań. Produkt Krajowy Brutto spadł w pierwszym kwartale tylko o 0,2 proc. rok do roku (rdr), choć rynek zakładał spadek 0,8 proc. Co więcej, dane pokazały również solidny wzrost aktywności kwartał do kwartału. Wyniósł on aż 3,9 proc.

Po drugie, inflacja bazowa z wyłączeniem cen żywności i energii obniżyła się w ubiegłym miesiącu bardzo nieznacznie – do 12,2 proc. rdr z 12,3 proc. w marcu. Jak podkreśla w rozmowie z money.pl Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, spadek inflacji bazowej, jaki notujemy w Polsce, jest niewielki na tle innych gospodarek Europy Środkowej. W Czechach kwietniowa inflacja bazowa jest już o 4,5 punkty procentowe (pp) niższa od szczytu, w Rumunii około 0,9 pp, na Węgrzech 0,8 pp, ale ten kraj schodzi z bardzo wysokiego poziomu.

Po trzecie, w weekend rząd zapowiedział nowe obietnice wyborcze, w tym podniesienie świadczenia 500 plus do 800 zł. Do tego dochodzą darmowe leki dla osób powyżej 65. roku życia i darmowe autostrady. Impuls fiskalny na rynek wyceniany jest na ok.1 proc. PKB, czyli grubo ponad 20 mld zł.

Rynek już weryfikuje swoje oczekiwania

Jak wyliczał w programie Money.pl Janusz Jankowiak, ekonomista Polskiej Rady Biznesu, wraz ze zwrotami PIT oraz 13. i 14. emeryturą impuls ten może wynieść już ok. 1,8 proc.

Co to wszystko oznacza dla inflacji? Mówiąc krótko, bardzo sprzyjający ekosystem, dzięki któremu może ona zapuścić jeszcze głębsze korzenie. Taka sytuacja destabilizuje gospodarkę i konsekwentnie każdego dnia podmywa nasze domowe budżety. Dlatego inwestorzy powoli weryfikują swoje założenia co do polityki NBP.

Rynek obecnie wycenia obniżkę stóp procentowych o 50 pb pod koniec roku i 200 pb za dwa lata. Te wyceny nieznacznie spadły o ok. 15-20 pb po niedzieli. Rynek spodziewał się prezentów od rządu, ale zaskoczeniem były dane o PKB. Nie spodziewamy się obniżek stóp w tym roku. Dopiero na jesień 2024 r. – mówi nam Rafał Benecki.

Jego zdaniem jednak NBP może spróbować obniżyć stopy, jeśli złoty utrzyma się na silniejszej pozycji dłużej, jak ma to miejsce obecnie. Złoty do euro umocnił się bowiem od początku roku o ok. 3,2 proc. z 4,7 zł do 4,53 zł.

RPP „nie ma przestrzeni na obniżki stóp”

Ekonomiści uważają, że wspomniane dane oddalają obniżki stóp w tym roku. Choć jak wynika z najnowszej ankiety „Obserwatora Finansowego”, która została przeprowadzona wśród 114 ekonomistów, zdania na ten temat są bardzo podzielone. Blisko 50 proc. respondentów wskazało, że Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe jesienią 2023 r. (wrzesień lub IV kwartał). Druga połowa uważa, że RPP nie powinna tego robić.

Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej, mówi w rozmowie z Money.pl, że dodatkowe wydatki socjalne podbiją inflację w przyszłym roku do ok. 8 proc. i oddalą obniżki stóp procentowych o kilka lat.  Jeżeli dzisiejsza projekcja bez dodatkowych wydatków wskazuje, że nie dochodzimy do celu w 2025 r., to nie powinniśmy liczyć na obniżki co najmniej do końca 2025 – dodaje. W jego mniemaniu należałoby raczej rozważyć dodatkowe podwyżki stóp.

Do grona osób, które nie widzą przestrzeni na obniżki stóp w najbliższym czasie, należy też m.in. Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego. Powołuje się ona na wspomniany już odczyt GUS-u ws. PKB w pierwszym kwartale. Jak wyjaśnia, ma on dwie konsekwencje.

Po pierwsze, w drugim kwartale zobaczymy zapewne wzrost PKB w ujęciu rocznym i będzie on ponownie wyższy od dotychczasowych prognoz. Po drugie, odczyt ten „podnosi” dynamikę PKB dla całego 2023 r., w jej ocenie, w okolice 0,7 proc. Dlaczego jest to istotne?

Inną stroną tego medalu jest to, że wskaźnik CPI (inflacja konsumencka – przyp.red.) może zmniejszać się w kolejnych miesiącach w tempie wolniejszym, niż się tego oczekuje. Podtrzymuję opinię, że inflacja na koniec roku będzie owszem jednocyfrowa, ale może nie zdołać zejść poniżej 9 proc. rdr. W takich warunkach, przy przyspieszającym tempie wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach oraz wciąż relatywnie wysokiej inflacji (i dodatkowo z perspektywą jej uporczywości w 2024 r. ze względu na planowane zwiększenie transferów socjalnych), RPP nie będzie mieć przestrzeni do rozpoczęcia obniżek stóp procentowych w tym roku – przewiduje ekonomistka.

PiS dosypuje pieniędzy. Polska z najwyższą inflacją w Unii

Co więcej, PiS-owskie prezenty dla elektoratu, według Janusza Jankowiaka, podnoszą inflację w przyszłym roku o ok. 0,4 pkt. proc. Być może niewiele, jednak, zdaniem ekonomisty, wzrost cen w 2024 r. wyniesie ok. 8 proc.

W swojej najnowsze prognozie Unia Europejska z kolei spodziewa się wyniku o 2 pkt. proc. mniejszego (ma to też związek z inną metodologią, którą opracowuje Eurostat, a nie polski GUS). Według analityków Komisji inflacja w przyszłym roku nad Wisłą wyniesie 6 proc. Problem w tym, że będzie to najwyższy odczyt w całej Wspólnocie. Za nami uplasuje się Słowacja z wynikiem 5,7 proc.

Szacunki unijnych analityków nie są jedyne. Także zdaniem Marka Rozkruta, partnera i głównego ekonomisty EY na Europę i Azję Centralną, w przyszłym roku inflacja w Polsce będzie się obniżać o wiele wolniej niż w innych państwach i wyniesie średnio 7,3 proc., czyli najwięcej w Unii Europejskiej.

Przyczynią się do tego nadal relatywnie wysoka dynamika nominalnych wynagrodzeń, wzmacniana przez silny wzrost płacy minimalnej, przynajmniej częściowe odmrożenie cen energii oraz powrót stawek VAT na podstawowe produkty żywnościowe do wcześniejszych, wyższych poziomów. Dopiero w 2025 r. inflacja zbliży się do 3,5 proc.

Jak mówi nam Rozkrut, rośnie obawa, że w takim środowisku każdy najmniejszy szok w światowej gospodarce będzie nad Wisłą od razu przekładał się na wyższe ceny. A to narobi nie lada kłopotów NBP, który jawnie zgadza się na tolerowanie wyższej inflacji przez dłuższy czas.

To wszystko oznacza przedłużający się ból dla kredytobiorców, którzy nie powinni spodziewać się rychłych obniżek stóp procentowych w naszym kraju.

Źródło: money.pl

Więcej postów