Ziobro z wielką pompą zmienił nazwę partii. Oto co może się za tym naprawdę kryć. Chodzi o jedną osobę

Już oficjalnie Solidarna Polska stała się Suwerenną Polską. I chociaż o zmianie nazwy partii, którą kieruje Zbigniew Ziobro, wiadomo było już wcześniej, to nową nazwę z wielką pompą ogłoszono dopiero na konwencji, którą zorganizowano 3 maja. O co chodzi ze zmianą nazwy ugrupowania, które bez PiS notuje mizerne poparcie w sondażach? Te kwestie tłumaczy dla “Faktu” politolog prof. Rafał Chwedoruk. Jego zdaniem całe to przedsięwzięcie jest tak naprawdę kierowane do jednej osoby.

— Powołujemy Suwerenną Polskę, by w ten sposób jasno powiedzieć twarde “nie”. Tym, którzy zmierzają do odebrania nam suwerenności, a co za tym idzie, naszej niepodległości — powiedział minister sprawiedliwości i szef Suwerennej Polski, Zbigniew Ziobro, na partyjnej konwencji. Na tym to, co nowe, się skończyło. Dalej wszystko przebiegało już zgodnie z dobrze znanym i ogranym scenariuszem. Ziobro straszył Tuskiem, Niemcami i Unią Europejską, która ma rzekomo zamienić się w jedno państwo pod przewodnictwem Niemców, którzy to z kolei, według Ziobry, nieustannie dybią na niepodległość Polski.

Dlaczego Suwerenna, a nie Solidarna Polska?

Płomienne deklaracje o tym, że Ziobro chce teraz bronić polskiej suwerenności, nie umknęły uwadze koalicjantów z Prawa i Sprawiedliwości. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki zadrwił z partii Ziobry na Twitterze.

“Mała partia, ok. 1 proc. poparcia, ogłasza, że to ona będzie bronić suwerenności Polski? Zmiana nazwy nic nie zmieni. Tylko Prawo i Sprawiedliwość może zapewnić Polsce wolność i rozwój” — napisał szef klubu parlamentarnego PiS.

— Ziobro przede wszystkim wiedzie rywalizację wewnątrz Zjednoczonej Prawicy — zauważa prof. Rafał Chwedoruk, gdy pytamy o ostatnie poczynania ministra sprawiedliwości. Jak dodaje politolog, zmiana nazwy jego partii to element nacisku i rywalizacji w obozie władzy.

Głos Terleckiego to nie jedyna uszczypliwość w kierunku Ziobry z obozu PiS.

— Zazwyczaj partia, która ma problemy z rozpoznawalnością, zmienia nazwę, żeby znowu się pojawić, zaistnieć w przestrzeni publicznej — stwierdził z kolei w rozmowie z PAP sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski.

— Solidarna Polska powstawała jako alter ego PiS, takie PiS-bis bez Kaczyńskiego. To się nie udało. Kiedy doszło do koalicji, to SP musiała szukać różnic programowych z koalicjantem. “Solidarna Polska” to były słowa związane z kampanią z 2005 r., odwołujące się do “nieprawicowej” oferty prawicy w kwestiach społeczno-gospodarczych. To zresztą okazało się dla Zjednoczonej Prawicy bardzo skuteczne w wyborach — przypomina prof. Chwedoruk.

Taka oferta przyciągnęła wyborców sytuacyjnych, zachęconych rozwiązaniami socjalnymi, a nie kwestiami kulturowymi i światopoglądowymi. — Ziobro wracając pod skrzydła PiS, choć już nie jako członek PiS, szukając tych różnic, postanowił zostać prawym skrzydłem prawicy — tłumaczy coraz bardziej skrajną postawę ministra sprawiedliwości, politolog.

Prof. Chwedoruk: myślę, że to nie ma większego znaczenia

Prof. Chwedoruk przypomina, że najwierniejsi wyborcy prawicy, którzy głosują na nią zawsze, ze względów także światopoglądowych, nie kierują się hasłem “Solidarna Polska”, a bardziej hasłem o Polsce suwerennej. I pod tym względem zmiana nazwy ma pewien sens.

— Jeśli Zbigniew Ziobro chce liczyć na najwierniejszych z wiernych, tych, którzy na pewno będą głosować na prawicę, to hasło “Solidarna Polska” nic dla nich nie wnosi — zaznacza nasz rozmówca i dodaje, że hasło “Suwerenna Polska” już coś dla takich wyborców może znaczyć, ale i tak nie ma to wymiaru makrospołecznego, ponieważ eurosceptycyzm w Polsce nie istnieje w tak dużej skali.

Czy więc przeciętny wyborca, który wybierze się jesienią do urny, aby zagłosować, będzie bardziej skłonny zagłosować na Suwerenną Polskę niż Solidarną Polskę?

— Myślę, że to nie ma większego znaczenia. Jako społeczeństwo wciąż jesteśmy podzieleni wyłącznie na euroentuzjastów i eurorealistów. Natomiast eurosceptyków prawie u nas nie ma. To nie będzie miało znaczenia, bo atutem Ziobry jest jego osobista popularność w elektoracie prawicy i nic poza tym — tłumaczy politolog.

Zdaniem eksperta całe przedsięwzięcie przeprowadzone przez Zbigniewa Ziobrę jest tak naprawdę kierowane do jednej osoby.

— Moim zdaniem to jest raczej takie powiedzenie Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jeśli Suwerenna Polska nie dostanie pewnego zakresu suwerenności, gwarancji przeżycia wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, to desperacko wystartuje sama. Przegra, nie wejdzie do Sejmu, ale odbierze ten 1 czy 2 proc. podtrzymujące resztki złudzeń PiS na utrzymanie się u władzy — wyjaśnia prof. Chwedoruk.

Więcej postów