Strabag chce zwiększenia limitu waloryzacji w kontraktach drogowych do 20 procent

Niezależny dziennik polityczny

– Realny wzrost kosztów na kontraktach podpisanych przed wybuchem wojny w Ukrainie to 25-30 proc. Należałoby zwiększyć limit waloryzacji w kontraktach drogowych do 20 proc. – mówi w rozmowie z WNP PL Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabagu.

  • – Duże firmy powinny być przykładem dobrego zarządzania ryzykiem, ostrożności i społecznej odpowiedzialności – uważa Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabagu.
  • – Przyszły rok może być dla branży budowlanej trudny. Wiele zależy od przetargów, które będą ogłaszane i które uda nam się pozyskać – dodaje Wojciech Trojanowski.
  • Członek zarządu Strabagu w rozmowie z WNP PL mówi także o innowacyjności branży budowlanej czy znaczeniu środków z Unii Europejskiej.
  •  O koniunkturze w sektorze budowlanym będziemy rozmawiać na sesji “Budownictwo” w trakcie XV Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach 25 kwietnia 2023 r.

Duże firmy powinny wystrzegać się przede wszystkim ugrzęźnięcia w procedurach

Strabag to jedna z największych spółek budowlanych na polskim rynku. Jaka jest rola dużych firm w rozwoju polskiej gospodarki, wychodzeniu z kryzysów, kształtowaniu stabilnego otoczenia?

– W każdej gospodarce jest miejsce dla dużych, średnich i małych firm. Wydaje się, że rozróżnienie na podmioty według rozmiaru jest mniej ważne. Istotniejsza jest na przykład branża. Funkcjonują duże firmy, które zatrudniają stosunkowo niewielką liczbę pracowników. Mamy także duże firmy, w których nie widać dużych perspektyw rozwojowych.

Na pewno odpowiedzialność za wpływ działań dużych podmiotów na gospodarkę oraz otoczenie, w którym funkcjonują, powinno być znacznie większe niż firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw.

Przede wszystkim to efekt skali działalności oraz możliwe skutki, jakie pociąga za sobą zarówno ich dynamiczny wzrost, jak i możliwa porażka działań biznesowych. Czynniki te mogą mieć dużo większe oddziaływanie na gospodarkę, los wielu pracowników, dostawców czy kontrahentów.

Duże firmy powinny być przykładem dobrego zarządzania ryzykiem, ostrożności i społecznej odpowiedzialności. Powinny wytyczać nowe trendy i szybciej oceniać sytuację.

Nie zawsze jest to możliwe.

– Zgadza się, dlatego duże firmy powinny wystrzegać się przede wszystkim ugrzęźnięcia w procedurach i niedostrzegania zmian zachodzących na zewnątrz.

W konkurowaniu pomiędzy firmami nie liczy się ich wielkość – nie zwycięża duża firma z mniejszą, tylko dlatego, że jest duża, ale szybsza z wolniejszą, ta lepiej zarządzana z gorzej zarządzaną. Dlatego uważam, że duża firma powinna być lepiej zorientowana i bardziej odpowiedzialna, lepiej poruszająca się w otoczeniu zewnętrznym niż wszyscy inni uczestnicy rynku. Menedżerowie kierujący większymi podmiotami powinni szybciej wyciągać wnioski, sprawniej reagować na zagrożenia i często działać poza utartymi schematami.

Jakie są możliwości dużych podmiotów w zakresie finansowania największych projektów, wpływu na rynek pracy, transferu nowoczesnych technologii czy mierzenia się z globalnymi wyzwaniami?

– Duże firmy zwykle posiadają duże zasoby i mogą być w stanie wdrażać nowe technologie na dużą skalę. Należy jednocześnie zauważyć, że skala działalności może usypiać duże podmioty, powodować, że nie są specjalnie skłonne do zmian, innowacji, gdyż uważają, że ich pozycja na rynku jest niezagrożona, skoro działają tak od lat.

W podręcznikach zarządzania mamy wiele przykładów dużych spółek, które przespały swoją szansę na dalszy rozwój i ich już w biznesie nie ma. Znane są także przypadki firm, szczególnie tych działających w gospodarce cyfrowej, gdy niewielkie, nikomu wcześniej nieznane podmioty stały się kluczowymi graczami rynku i to bez udziału dużego zaangażowania kapitału, ale z szybkim zastosowaniem dobrych pomysłów.

Branża budowlana jest bardziej innowacyjna niż to widać z zewnątrz

Branża budowlana przez laików postrzegana jest jako tradycyjna, jednak gdy przyjrzeć się bliżej, widzimy, jak bardzo w ostatnich latach rozwijają się w niej trendy automatyzacji, robotyzacji czy cyfryzacji. Jak pan ocenia innowacyjność budownictwa?

– Jestem przekonany, że branża budowlana jest bardziej innowacyjna niż to widać z zewnątrz. Cele, które mają firmy budowlane, w tym także Strabag, są bardzo ambitne. Są one związane również z ochroną środowiska, redukcją emisji CO2. Cała branża budowlana, w tym nieruchomości, odpowiada za ok. 40 proc. emisji CO2  światowej gospodarki. Dlatego im bardziej będziemy innowacyjni zarówno w zakresie procesu, jak i produktu, tym lepiej przyczynimy się do osiągnięcia celów klimatycznych.

Innowacyjność branży budowlanej to także wzrost produktywności, wykorzystywanie bardziej wydajnych maszyn, które korzystają m.in. z technik digitalizacyjnych i zbiorów danych. Dzięki temu można np. lepiej zarządzić logistyką dostaw materiałów i efektywniej wykorzystywać maszyny, co przekłada się na mniejsze zużycie paliw.

Innowacyjność branży budowlanej podyktowana jest m.in. odpowiedzią na trendy demograficzne – stosować je będziemy w powtarzalnych czynnościach z wykorzystaniem mniejszej liczby osób. Z myślą także o młodych pracownikach musimy tworzyć coraz bardziej atrakcyjne miejsca pracy. To jest również bodźcem do wprowadzania innowacji, cyfryzacji stanowisk pracy oraz jak najmniejszego marnotrawstwa zasobów. Nasi klienci nie mogą przecież płacić za nieefektywne procesy. Na naszych budowach wykorzystujemy metodologię BIM, która bardzo szybko pozwala eliminować kolizje, dopasować harmonogram do zmian w projektach, pokazać klientowi, jaki finalny produkt otrzyma.

Kolejnym tematem związanym z innowacyjnością jest częściowa robotyzacja.

– Mamy bardzo dużo powtarzalnych czynności typu murowanie, tynkowanie, malowanie ścian. Dysponujemy prototypami w zakresie robotyzacji tych czynności. Wprowadzanie automatyzacji procesów budowlanych jest także podyktowane dbaniem o naszych pracowników, zapewnieniem bezpiecznych stanowisk pracy zgodnych ze standardami BHP, eliminacją wypadków. To dla całej branży jedno z istotnych zagadnień.

Nie tanieją usługi czy produkty budowlane, których udział w kontraktach drogowych sięga 30 proc. wartości robót.

Rok temu powiedział pan: „Jeżeli nie zmienimy waloryzacji, jeżeli nie będzie radykalnych działań, typu wprowadzenie realnych dopłat do paliwa, asfaltu, stali, to programy budowy dróg, kolei i inwestycje samorządowe na pewno nie będą realizowane tak, jak przewidują umowy”. Co zmieniło się od tamtego czasu?

– Z satysfakcją stwierdzam, że niektóre z tych postulatów zostały zrealizowane. Oczywisty jest przykład podwyższenia progu waloryzacyjnego z 5 do 10 proc. w projektach realizowanych przez GDDKiA. To dobra wiadomość. Z drugiej strony realna inflacja w ubiegłym roku przekroczyła wszelkie przewidywania.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu, nie zakładałem, że inflacja w ciągu kolejnych 12 miesięcy będzie kilkunastoprocentowa. W związku z tym dzisiaj próg 10 proc. nie jest wystarczający. Odczyty GUS-u, które są podstawą do waloryzacji wynagrodzenia, przekraczają w przetargach już 20 czy 30 proc.

Biorąc pod uwagę, że mamy kontrakty podpisane przed wybuchem wojny w Ukrainie, te 10 proc. dawno zostało skonsumowane. Realny wzrost kosztów na tych kontraktach to 25-30 proc.

Oczywiście można pokazać statystyki, z których wynika, że cena stali wróciła do ceny sprzed wojny, ale trzeba przy tym podkreślić, że jest ona ciągle na wyższym poziomie niż 1,5 roku temu. Można także dodać, że asfalt tanieje, ale nas szczególnie martwi to, że nie tanieją usługi czy produkty budowlane, których udział w kontraktach drogowych sięga 30 proc. wartości robót.

Producenci boją się rosnących kosztów energii, kosztów związanych z wydatkami związanymi z ochroną środowiska czy kosztów transportu. W zeszłym roku mieliśmy ogromny problem związany z dostępnością linii kolejowych dla transportu materiałów budowlanych. Priorytet miały transporty militarne, żywnościowe czy humanitarne i ja tego nie kwestionuję, ale oznaczało to, że materiały zakontraktowane na budowy czekały na bocznicach nawet do dwóch tygodni. Doceniamy, że klient publiczny próbował poprawić warunki kontraktowe, ale nie wyobrażamy sobie, by obecnie na tym poprzestać.

Czego jeszcze oczekujecie, by sytuacja się poprawiła?

– Należałoby zwiększyć limit waloryzacji w kontraktach drogowych do 20 proc. Proszę pamiętać, że inflacja to nie tylko obecna sytuacja na rynku, ale i oczekiwania przedsiębiorców, co będzie w przyszłości. Nikt z podwykonawców nie chce dziś podpisać warunków stałej ceny waloryzowanej o wskaźnik na dwa lata do przodu. Podwykonawcy nie wierzą w spadek inflacji, kalkulują, że przez kolejne lata będzie ona nadal duża.

Jak wyglądają zamówienia ze strony klientów samorządowych?

– W tym przypadku mamy do czynienia z dużą różnorodnością umów, jednak obserwowaliśmy bardzo dużo pozytywnych reakcji dotyczących chęci podjęcia tematu waloryzacji także w tym zakresie.

To samo dotyczy klientów prywatnych, u których zrozumienie kosztowe, swoboda kształtowania umów są zupełnie inne niż w sektorze publicznym. Oni dokładnie wiedzą, że najdroższa jest umowa nieskończona, w związku z tym lepiej dogadać się w trakcie realizacji, niż prowadzić spór. Udało nam się zrealizować wszystkie budowy, natomiast cały czas prowadzimy dialog z klientami.

Środków z KPO są potrzebne przede wszystkim dla poprawy klimatu gospodarowania w Polsce

Pojawiają się głosy, że 2024 rok będzie dla branży trudniejszy niż bieżący. Zgadza się pan z tym?

– Zgadzam się, że przyszły rok może być trudny. Wiele zależy od przetargów, które będą ogłaszane i które uda nam się pozyskać. Od blisko 1,5 roku branża budownictwa kolejowego apeluje o nowe przetargi, to sektor bardzo potrzebujący nowych zleceń. Wydaje się, że dopóki nie będzie pieniędzy europejskich, nie mamy recepty na finansowanie inwestycji kolejowych.

Dużo zależy od kondycji samorządów. Programy z Polskiego Ładu, czyli z przedłużonym terminem płatności, są przez samorządy dobrze wykorzystywane. Wiemy jednak, że ich kondycja od trzech lat jest wystawiana na wielkie próby. Sadzę, że przyszłoroczne wybory samorządowe mogą być katalizatorem nowych inwestycji lokalnych.

Z kolei sektor prywatny zależy od sytuacji na rynku finansowym i stóp procentowych. Najgorsza byłaby niezdrowa konkurencja cenowa, pozyskiwanie przetargów poniżej kosztów. To w kolejnych latach doprowadzi do problemów, z którymi mieliśmy już do czynienia w przeszłości.

Branża podkreśla, że istotne będzie uruchomienie środków z KPO.

– Nie wyobrażam sobie, by te środki nie napłynęły. Nie wiem, kiedy to się stanie, ale wiem, że już ich brakuje. Przede wszystkim brakuje ich dla poprawy optymizmu klimatu gospodarowania w Polsce, podniesienia pewności prowadzenia działalności gospodarczej, polepszenia kursów walutowych, obniżenia stóp procentowych czy pozytywnego wpływu na inflację. Środki z KPO potrzebne są do transformacji energetycznej, na rozwój technologii związanych z ochroną środowiska i medycyny. W tych trzech obszarach nie możemy być mniej konkurencyjni niż choćby państwa naszego regionu, jeżeli chcemy nadal zachować tempo nadrabiania dystansu do gospodarek zachodnich.

Firmy z innych krajów wykorzystują już te środki od dłuższego czasu. Te firmy niestety uciekają polskim przedsiębiorcom.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów