Już drugie półrocze było gorsze dla naszych producentów nawozów, a początek roku nie zapowiada się lepiej… Z powodu taniejącego gazu polskie firmy azotowe znajdują się pod dużą presją. Jakby tego było mało, do sytuacji na rynku mogą się jeszcze wtrącić politycy!
- Zamieszanie w cenach gazu odbija się na rynku nawozowym.
- Jednym z wyzwań dla naszych spółek będzie jak najkorzystniejsza sprzedaż już wyprodukowanych nawozów.
- W Europie zaczyna być odczuwalna presja z powodu nawozów z importu.
- Kwestie poruszone w tekście będą przedmiotem debat w ramach EEC Trends (6 lutego, trwa rejestracja) i pojawią się w programie XV Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach (24-26 kwietnia 2023 r.). Zapraszamy na nasze wydarzenia.
Początek roku stoi na rynkach surowcowych pod znakiem spadku cen gazu – są na najniższym poziomie od ponad roku. A ponieważ koszt tego paliwa w przypadku niektórych nawozów stanowi aż 70 proc. ceny, także i te zdaniem odbiorców powinny być wyraźnie tańsze…
Na obniżkę cen liczą rolnicy, a na rynku widać swoistą przepychankę. Zakłady azotowe nie chcą zmniejszyć cen (mają solidne ku temu argumenty), rolnicy wstrzymują się zaś z zakupami. Słowem – trwa boksowanie.
Od szczytu do dołka, ale co zrobić z drogimi nawozami?
Aby wyjaśnić ostatnie zawirowanie na rynku nawozowym, należy cofnąć się o sześć miesięcy. W połowie ubiegłego roku ceny gazu zaczęły iść stromo w górę; w ciągu kilku tygodni wzrosły sześciokrotnie.
Nic zatem dziwnego, że w tej sytuacji na podwyżki cen nawozów musieli się zdecydować zarówno Grupa Azoty, jak i Anwil. Sytuacja na rynku tak mocno się rozchwiała, że nawozy drożały nawet kilka razy w tygodniu…
Cena gazu (nawet powyżej 350 euro za MWh – obecnie niewiele ponad 50) spowodowała zresztą wyłączenie licznych instalacji nawozowych w Europie. Stanęły zakłady w Beneluksie i Norwegii.
Pod koniec sierpnia także Grupa Azoty poinformowała w komunikacie, że – w wyniku rekordowo wysokich cen gazu ziemnego – czasowo zatrzymuje instalacje do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6.
Przestój nie trwał zbyt długo, gdyż – jak nieoficjalnie wiadomo – wtrącili się politycy. Brak nawozów jeszcze pompowałby ich cenę, powstały więc obawy, czy surowca zwyczajnie nie braknie.
Tyle że ponowne uruchomienie produkcji miało konsekwencje. Spółki oferowały nawozy, ale drogie. A te cieszyły się nikłym zainteresowaniem rolników. Jak duża była sprzedaż, Anwil (drugi co do wielkości oferent nawozów w kraju po Azotach) i Grupa Azoty nie podają, zasłaniając się tajemnicą handlową.
Listopad także zaskoczył w produkcji nawozów azotowych
Jednakże – jak mówi nam Jakub Szkopek, analityk z Erste – warto sięgnąć do danych GUS-u dotyczących produkcji nawozów. Ta powiązana jest bowiem w oczywisty sposób ze sprzedażą.
I tak w ostatnim miesiącu z pełną produkcją, czyli w lipcu ubiegłego roku wytworzono 158 tys. ton nawozów azotowych (rok do roku spadek o 4,2 proc.). W trzech kolejnych miesiącach produkcja wynosiła 127 tys. ton w sierpniu, 67,5 tys. ton we wrześniu i 110 tys. ton w październiku. Oznaczało to spadki w poszczególnych miesiącach – odpowiednio rok do roku – aż o: 26,6 proc., rekordowe 58,8 proc. i 36 proc.
Tyle że – o dziwo! – w listopadzie, gdy produkcja odbywała się już w normalnych realiach, instalacje opuściło 138 tys. ton nawozów azotowych – czyli rok do roku mniej aż o 29,2 proc.
Co takiego się stało? Rozmówcy wskazują, że warto popytać dystrybutorów nawozów. Zadzwoniliśmy zatem do jednego z Opolszczyzny. Odpowiedź? Krótka: nawozy się nie sprzedawały i wciąż są trudności ze zbytem.
Ma to poważne konsekwencje. Ponieważ wyprodukowanego towaru nie można składować w nieograniczonych ilościach, spółki produkujące nawozy zmuszone były ograniczyć podaż. Czy ten trend utrzymał się w grudniu, nie można na razie stwierdzić, gdyż brakuje „twardych danych”.
Oczywiście, spółki mogłyby próbować pozbyć się zapasów nawozów, tyle że najpewniej wiązałoby się to z przeceną. Ta zaś fatalnie wpłynęłaby na marżę. Trwa zatem swoiste przeciąganie liny – spółki nie chcą sprzedawać taniej, a rolnicy – kupować drogo.
Kłopoty dla naszych producentów nawozów mogą przyjść z zewnątrz
Problem w tym, że taki stan rzeczy nie może trwać bez końca. Rolnikom nawozy są potrzebne do produkcji, a spółkom brak sprzedaży odbije się na przychodach.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby ten impas został rozwiązany politycznie. Po prostu: politycy zasugerują obniżkę cen nawozów. W sytuacji zbliżających się wyborów taki krok – z punktu widzenia rządzących – może być jak najbardziej racjonalny – mówi nam osoba związana z biznesem agro.
Do ingerencji politycznej wcale nie musi jednak dojść. Rynek europejski – ze względu na wysokie ceny gazu i związane z tym perypetie w produkcji nawozów – stał się bardziej atrakcyjny dla firm z innych kontynentów. I tak: większe niż wcześniej ładunki mają zamiar słać kanadyjski Nutrien i amerykański Mosaic.
Swoją zdywersyfikowaną co do lokalizacji strukturę chce wykorzystać także największy producent nawozów na świecie, czyli norweska Yara. W końcu do Europy zaczynają napływać w większej niż wcześniej ilości nawozy z Rosji.
Jak to możliwe – po licznych sankcjach, a także cle nałożonym ze względu na dotowanie rosyjskiego biznesu nawozowego niskimi cenami gazu?
– Pojawiają się informacje, że nawozy z Rosji są przepakowywane – mówi nam Szkopek.
Oto w branżowych mediach można spotkać stwierdzenia, że rosyjski produkt idzie do UE poprzez Turcję, Uzbekistan czy Kazachstan. Na razie jednak brak danych o jak dużą skalę tego rodzaju wysyłki chodzi.
Z drugiej strony: warto zaznaczyć, że utrudnienia dla Rosjan spowodowały, iż ci przerzucili się na rynek azjatycki i południowoamerykański. Efektem tego była większa presja wywoływana na producentów północnoamerykańskich, więc ci swoją uwagę zwrócili na rynek europejski.
Finalnym efektem może być zatem pojawienie się tańszych nawozów na naszym kontynencie, a Azoty czy Anwil będą zmuszone się do tej sytuacji dostosować.