Kryzys w turystyce. Pusto, głucho, biednie… Goście, gdzie jesteście?

Na szlakach turystycznych są teraz pustki. W zeszłym roku jeden drugiego nie mógł wyprzedzić, bo tyle osób było w górach. Teraz na palcach jednej ręki można liczyć, jak się kogoś mija.

Jolanta Szczypior, właścicielka pokoi gościnnych „Wieloryb” we Władysławowie jest załamana. Bo choć to dopiero pierwsza część wakacji, to już teraz wie, że to nie będzie dobre lato. 

– Największe obłożenie mamy zawsze od 15 lipca do 15 sierpnia, ale już teraz widzę, że w tym roku sezon będzie dużo słabszy – mówi. – Obłożenie jest niewielkie, mamy zajęte zaledwie trzy pokoje z 10. Być może to kwestia pogody, ale w tym roku nie ma dnia, żeby jakiś pokój nie stał pusty.

I wspomina: – W tamte wakacje to się nie zdarzało, mieliśmy pełne obłożenie. Sezon – i to mimo maseczek i płynów do dezynfekcji na każdym kroku – był wyjątkowo udany. Teraz goście decydują się na cztery noclegi. Siedem czy 10 to już jest luksus. Powiedziałabym, że tendencja przy rezerwacjach jest raczej minus siedem dni niż plus siedem dni. Nie da się ukryć – w tym roku nie ma już takiego zapotrzebowania na pokoje nad morzem. Zresztą nie tylko u mnie.

Pani Jolanta liczy jeszcze na cud, choć nie będzie o niego łatwo – nie ma na razie żadnych rezerwacji na drugi miesiąc wakacji. Nocleg w pokojach gościnnych „Wieloryb” kosztuje 70 zł, ale jeśli goście chcą przyjechać na 10 dni, właścicielka obniża cenę do 60 zł.

Monika Styn, menedżerka hotelu Messa we Władysławowie, nie ukrywa: – Jesteśmy w trudnej sytuacji, bo tak naprawdę działamy z dnia na dzień. Chociaż we Władysławowie sezon letni rozpoczyna się na dobre od 15 lipca, to już teraz widać, że ludzi jest mniej niż rok temu. W tamtym roku wiele osób skorzystało jeszcze z bonu turystycznego, w tym roku niektórzy wcale nie wyjadą na urlop z dziećmi, bo inflacja, wysokie stopy procentowe, drogie paliwo… Turyści, jeśli już przyjeżdżają, to na krócej, najczęściej na weekend. Mało kto rezerwuje pobyt na tydzień, a tym bardziej na dwa.

W Hotelu Messa od 1 lipca do 28 sierpnia pokój dwuosobowy kosztuje 450 zł za dobę (obniżka z 510 zł), pokój trzyosobowy 520 zł (obniżka z 639 zł), a pokój czteroosobowy – 569 zł (obniżka z 710 zł).

Te wakacje będą należały do Żabki

Również dla górali z Zakopanego początek wakacji jest bardzo trudny. Mierzą się ze zdecydowanie mniejszą liczbą turystów niż przed pandemią. Skłonność turystów do wydawania pieniędzy też jest zdecydowanie mniejsza niż w ubiegłych latach. Zakopiańscy przedsiębiorcy relacjonują, że średni przychód z restauracyjnego stolika spada.

– Rzadko bywa, aby goście przychodzili do nas z marszu i zamawiali posiłek – mówi Artur, kelner restauracji na Krupówkach. – Zazwyczaj dokładnie przeglądają kartę dań, którą mamy przed drzwiami, porównują ceny i zamawiają te tańsze posiłki. Często jeszcze dopytują, czy rzeczywiście ceny są takie jak w menu, aby nie przepłacić. 

Karol Wagner, Tatrzańska Izba Gospodarcza: – Goście jedzą tylko jedno danie albo wpadają na kawę i wrzucają zdjęcie na Instagrama.

Goście zamiast zamawiania w góralskich karczmach giczy jagnięcej, kwaśnicy z żeberkami czy kotleta z oscypkiem, decydują się na popularne sieci typu fast food bądź robią zakupy w sklepach osiedlowych, a następnie przygotowują posiłek w wynajmowanej przez siebie kwaterze.

 – Te wakacje będą należały do Żabki. Wieczorem przejeżdżałem przez Zakopane i Kościelisko, widziałem tłumy turystów jedzących hot dogi pod tego typu sklepami – przyznaje Wagner.

Jeszcze inni szukają oszczędności w wynajmowaniu noclegów wraz z wyżywieniem. Większą niż zwykle popularnością cieszą się pobyty pakietowe z dwoma, a nawet trzema posiłkami. Choć dopisują bogaci turyści, m.in. z Bliskiego Wschodu, a część 5-gwiazdkowych hoteli chwali się 80-procentowym obłożeniem, to zdecydowana większość z przyjezdnych to klasa średnia – dokładnie przeliczają każdy wydany pieniądz, szukając noclegów oferujących wysoką jakość za stosunkowo niską kwotę.

Bogaci jadą za granicę

Szklarska Poręba i Karpacz na krok nie ustępują innym polskim turystycznym miejscowościom. Na miejscu można zjechać na zjeżdżalni w aquaparku, zrobić sobie płatne zdjęcie z modelem w kostiumie bernardyna, wejść do domu do góry nogami.

Ale w lipcu ulice obu miejscowości są opustoszałe. 

W Karkonosze przyjechali przede wszystkim stali bywalcy i rodziny z dziećmi. W znacznej większości to miłośnicy górskich wędrówek. Miejscowi mówią, że w zeszłe wakacje przyjeżdżali wszyscy.

– Wtedy dużo osób szukało wczasów w Polsce. Przyjeżdżał do nas dosłownie każdy, kto chciał wyrwać się z domu po pandemii, a nie tylko osoby chodzące po górach, jak w tym roku – mówi pracownik miejscowej restauracji. 

– Na pewno są jeszcze osoby, które przyjechały, żeby spędzić jakoś czas w miasteczku, ale nie ma ich tak wiele jak w zeszłym roku. Bogaci jadą za granicę, bo Szklarska aż tyle do zaoferowania nie ma – dodaje jeden z miejscowych. 

W Szklarskiej Porębie sprzedawcy, pracownicy restauracji i hoteli wypatrują turystów, którzy mają przyjechać w drugiej połowie miesiąca. Wspominają zeszłoroczny sezon, kiedy w Karkonosze ruszyły tłumy. Wtedy rekordowe wyniki odnotował Karkonoski Park Narodowy. W lipcu 2021 r. sprzedano w nim 406 tys. biletów. Dla porównania w lipcu 2020 r. KPN wydał 372 tys. wejściówek, a w 2019 r. – 320 tys.

– Goście mówią, że na szlakach turystycznych są teraz pustki. W zeszłym roku jeden drugiego nie mógł wyprzedzić, bo tyle osób było w górach. Teraz na palcach jednej ręki można liczyć, jak się kogoś mija – opowiada jeden z właścicieli hoteli.

I powtarza: „Tu zawsze sezon zaczynał się w drugiej połowie lipca”, ale patrzy z niepokojem w zeszyt rezerwacji, który nie wróży nic dobrego.

– Ktoś planuje przyjechać, mam trochę rezerwacji, ale czasem to jest jedno całe piętro, a czasem nawet nie. Zobaczymy, jak to będzie – wzrusza ramionami mężczyzna.

W Szklarskiej Porębie wzrosły ceny, ale – jak mówią hotelarze – musiały, bo droższe są nie tylko produkty, ale i media – woda, prąd czy gaz. 

– A pewnie, że w tym roku gość drożej u nas płaci, ale niedużo – o 10-15 proc. Można podnieść wysoko ceny i nie mieć żadnego gościa, ale chodzi też o to, żeby do biznesu nie dopłacać – dodaje właściciel hotelu.

– Na pewno są jeszcze osoby, które przyjechały, żeby spędzić jakoś czas w miasteczku, ale nie ma ich tak wiele jak w zeszłym roku. Bogaci jadą za granicę, bo Szklarska aż tyle do zaoferowania nie ma – dodaje jeden z miejscowych. 

W Szklarskiej Porębie sprzedawcy, pracownicy restauracji i hoteli wypatrują turystów, którzy mają przyjechać w drugiej połowie miesiąca. Wspominają zeszłoroczny sezon, kiedy w Karkonosze ruszyły tłumy. Wtedy rekordowe wyniki odnotował Karkonoski Park Narodowy. W lipcu 2021 r. sprzedano w nim 406 tys. biletów. Dla porównania w lipcu 2020 r. KPN wydał 372 tys. wejściówek, a w 2019 r. – 320 tys.

– Goście mówią, że na szlakach turystycznych są teraz pustki. W zeszłym roku jeden drugiego nie mógł wyprzedzić, bo tyle osób było w górach. Teraz na palcach jednej ręki można liczyć, jak się kogoś mija – opowiada jeden z właścicieli hoteli.

I powtarza: „Tu zawsze sezon zaczynał się w drugiej połowie lipca”, ale patrzy z niepokojem w zeszyt rezerwacji, który nie wróży nic dobrego.

– Ktoś planuje przyjechać, mam trochę rezerwacji, ale czasem to jest jedno całe piętro, a czasem nawet nie. Zobaczymy, jak to będzie – wzrusza ramionami mężczyzna.

W Szklarskiej Porębie wzrosły ceny, ale – jak mówią hotelarze – musiały, bo droższe są nie tylko produkty, ale i media – woda, prąd czy gaz. 

– A pewnie, że w tym roku gość drożej u nas płaci, ale niedużo – o 10-15 proc. Można podnieść wysoko ceny i nie mieć żadnego gościa, ale chodzi też o to, żeby do biznesu nie dopłacać – dodaje właściciel hotelu.

Anna Dobiegała

Więcej postów