W Niemczech w ciągu dwóch tygodni zanotowano ponad milion nowych zakażeń

dziennik polityczny

Ponad tysiąc ciężko chorych pacjentów leży na OIOM-ach. A w szpitalach brakuje lekarzy i pielęgniarek.

Za Odrą działa 1,3 tys. oddziałów intensywnej opieki medycznej. To tam lekarze zajmują się najcięższymi przypadkami infekcji koronawirusem. W połowie czerwca 530 z nich zgłaszało poważne problemy kadrowe. Dziś liczba OIOM-ów, na których brakuje personelu, przekracza 630.

– Sytuacja jest bardzo poważna. Jeszcze nigdy nie mieliśmy do dyspozycji tak małej liczby miejsc na oddziałach intensywnej terapii – mówi Christian Karagiannidis, szef OIOM-u w klinice chorób płuc w Kolonii-Merheim, członek rządowej rady ekspertów ds. koronawirusa.

W szpitalach brak rąk do pracy

To efekt rozkręcającej się kolejnej fali pandemii. Od 20 czerwca liczba nowych przypadków po raz pierwszy od początku maja przekroczyła próg 100 tys. (we wtorek wyniosła 147 tys.) Zaś liczba pacjentów leczonych na oddziałach intensywnej opieki przekroczyła w poniedziałek tysiąc. Ofiarami infekcji padają zaś lekarze i pielęgniarki, także ci pracujący na OIOM-ach.

– Z całych Niemiec dochodzą do nas sygnały, że zamykane są oddziały – mówi Gerald Gass, szef niemieckiego związku szpitali DKG. Kliniki uniwersyteckie w Kilonii i Lubece zamknęły już niektóre oddziały, ograniczyły przyjmowanie chorych i zaczęły odwoływać niektóre zabiegi. Miejski szpital w Kilonii musiał z powodu braku zdrowych lekarzy i pielęgniarek zamknąć dwa oddziały i trzy sale operacyjne. W klinice w Norymberdze, na drugim końcu Niemiec, wydajność bloku operacyjnego spadła o 15 proc. Lekarze codziennie odwołują zaplanowane wcześniej zabiegi. W szpitalach w pobliskim Erlangen z powodu infekcji personelu odwołuje się co czwarty zabieg.

Ale braki w personelu to nie tylko efekt infekcji. Po dwóch latach pracy w pandemii wiele pielęgniarek rzuca pracę, bo nie wytrzymuje obciążenia. W klinice św. Jerzego w Lipsku takiej fali odejść z pracy nie obserwowano od dawna. W efekcie wydajność szpitala spadła o jedną czwartą. W Badenii-Wirtembergii media donoszą, że pielęgniarki i pielęgniarze są u kresu wytrzymałości. Frustracja i wypalenie zawodowe są powszechne. W sąsiedniej Nadrenii-Palatynacie trzy czwarte pielęgniarzy rozważa, czy nie porzucić zawodu. Lekarze boją się, że na szerszą skalę powtórzy się sytuacja z Żytawy w Saksonii z 2021 r. W tamtejszym szpitalu z powodu braku wolnych respiratorów lekarze musieli wybierać pacjentów, którym ratowali życie. Teraz może się okazać, że nie respiratorów zabraknie, ale personelu do ich obsługi.

Obostrzenia najwcześniej po wakacjach

Ponad 100 tys. zakażeń koronawirusem dziennie to według niemieckich ekspertów ciągle nie są zatrważające dane. Jednak biorąc pod uwagę porę roku, liczba zachorowań jest wysoka. A to dopiero początek wielkiej fali.

Niemiecki rząd na razie nie planuje jednak zaostrzenia przepisów sanitarnych. Co więcej, nawet się je łagodzi. W Bawarii zniesiono nakaz używania maseczek FFP2 w transporcie publicznym. Decyzję tę skrytykował federalny minister zdrowia Karl Lautenbach.

Kanclerz Olaf Scholz ma nadzieję, że dzięki zaszczepieniu 76 proc. społeczeństwa uda się w tym roku uniknąć lockdownu. Decyzje w sprawie obostrzeń Niemcy planują podjąć dopiero po wakacjach. Według ekspertów może być już za późno.

wyborcza.pl

Więcej postów