Boris Johnson zostaje na stanowisku. Poparło go 211 czlonków Partii Konserwatywnej

dziennik polityczny 1

Partia Konserwatywna Borisa Johnsona zagłosowała za udzieleniem premierowi wotum zaufania. Przeciwko Johnsonowi zagłosowało 148 członków jego własnej partii. Poparło go 211.

Boris Johnson pozostaje na stanowisku szefa Partii Konserwatywnej i w fotelu premiera.

Sam fakt, że podjęto decyzję o przeprowadzeniu głosowania nad wotum nieufności wobec Johnsona świadczy, iż nad aferami z nielegalnymi imprezami w siedzibie premiera w czasie pandemii nie udało się przejść do porządku dziennego. Nie załatwiły sprawy liczne przeprosiny Johnsona i deklaracja, że przejmuje pełną odpowiedzialność za nieprawidłowości, ani nałożona na niego kara policyjna. Johnson nie rozważał podania się do dymisji.

W szeregach Partii Konserwatywnej narastała opozycja, co doprowadziło do uruchomienia procedury wewnątrzpartyjnego wotum nieufności. – Jest to szansa na zakończenie wielomiesięcznych spekulacji – brzmiało poniedziałkowe oświadczenie biura premiera. Sam Johnson wysłał list do posłów partii, przedstawiając swe polityczne osiągnięcia w postaci brexitu, sukcesów w walce z pandemią i zdecydowanego wsparcia dla Ukrainy.

Zgodnie z procedurą warunkiem przeprowadzenie głosowania było złożenie odpowiednich wniosków w formie listów do przewodniczącego odpowiedniego organu Partii Konserwatywnej przez co najmniej 15 proc. posłów partii, czyli nie mniej niż 54 deputowanych. Napłynęły w ostatnim czasie, lecz niektórzy autorzy byli przeciwni uruchomieniu procedury przed rozpoczęciem uroczystości jubileuszu królowej Elżbiety. W poniedziałek sprawa ruszyła i głosowanie zapowiedziano na godziny wieczorne.

Jak wynika z treści listów, niezadowolenie z premiera Johnsona nie ogranicza się do jego zachowania w związku z tzw. partygate, czyli wieloma imprezami przy Downing Street 10. Wśród posłów torysów krążyła w poniedziałek lista z kilkunastoma zarzutami pod adresem premiera.

Swój katalog pretensji zaprezentował wpływowy poseł Jesse Norman, przeciwnik premiera i były sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, poczynając od planu premiera zawieszenia protokołu północnoirlandzkiego będącego częścią umowy z UE o warunkach brexitu poprzez zamiar wysłania części azylantów do Rwandy, po przekonanie, że pozostawanie premiera na stanowisku doprowadzi do zwycięstwa laburzystów w następnych wyborach. Stąd wniosek, że zmiana premiera jest konieczna.

Jest to możliwe w sytuacji, gdy szef rządu nie otrzyma w partyjnym głosowaniu co najmniej 50 proc. plus jeden głosów poparcia. Ma w tej sytuacji do wyboru natychmiastową dymisję i wtedy obowiązki szefa rządu przejmuje wicepremier. Albo może sprawować swój urząd do czasu wyboru następcy na stanowisku lidera partii, który obejmuje automatycznie stanowisko premiera. Może to potrwać kilka tygodni.

– Szanse na odwołanie premiera Johnsona nie są zapewne większe niż 30 proc. – mówił „Rzeczpospolitej” prof. Iain Begg z London School of Economics. Jego zdaniem niezmiernie ważne jest jednak, jaką większość zdoła otrzymać. Przywołuje przykład poprzedniczki, premier Theresy May, która po podobnym, wygranym głosowaniu większością dwu trzecich, została osłabiona politycznie do tego stopnia, że po sześciu miesiącach podała się do dymisji. Z Johnsonem może być podobnie. – Tym bardziej że jest on odporny na wszelką krytykę – mówi prof. Begg.

Zdaniem brytyjskich mediów nie ma w partii oczywistego następcy premiera Johnsona. Wśród potencjalnych rywali przewijają się nazwiska Liz Trus, szefowej dyplomacji, Jeremy’ego Hunta, który przegrał trzy lata temu z Johnsonem w walce o przywództwo partii, Rishi Sunaka, kanclerza skarbu.

Nawet zdeklarowani przeciwnicy premiera przyznają, że nie można mu wiele zarzucić w walce z pandemią oraz iż stanął na wysokości zadania po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Ta ostatnia sprawa wydaje się być argumentem w rękach Johnsona, który nieprzypadkowo przed spodziewanym głosowaniem nad wotum nieufności poinformował o przekazaniu Ukrainie nowoczesnych wyrzutni rakietowych. W poniedziałek zaś odbył rozmowę z prezydentem Zełenskim.

Przeciwko odwołaniu Johnsona podnoszony był też argument, iż na skutek jego dymisji dojść może do przedterminowych wyborów parlamentarnych, które torysi mogliby przegrać. Tak jak grudniowe wybory uzupełniające w okręgu North Shropshire, stracili tam mandat po 190 latach. Z kolei uzyskanie wotum zaufania daje Borisowi Johnsonowi 12 miesięcy względnego spokoju, gdyż w tym czasie nie powinno dojść do powtórnego głosowania nad wotum nieufności. Nie jest to jednak zasada niewzruszalna.

rp.pl

Więcej postów