Wypadek premier Beaty Szydło. Dowody zniszczone, a prokurator ma problem

Wypadek limuzyny premier Beaty Szydło cały czas znajduje się w kręgu zainteresowania wymiaru sprawiedliwości. W miniony piątek prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie uszkodzenia dowodów, które mogły rzucić na sprawę nowe światło. Prokuratorzy bagatelizują ich wagę, zaś obrona sądzi, że mogłyby wpłynąć na wynik procesu.

Minęło już 5 lat od wypadku limuzyny z premier Beatą Szydło na pokładzie. I choć w pierwszej instancji sąd uznał winę kierowcy seicento i warunkowo umorzył postępowanie, to obydwie strony odwołały się od wyroku. Teraz przyszedł czas na kolejny ruch prokuratury.

W miniony piątek Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu umorzyła postępowanie w sprawie uszkodzenia dowodów w sprawie wypadku. Chodziło o płyty z nagraniami monitoringu, mającego baczenie na fragment ulicy, na której doszło do wypadku rządowej limuzyny.

Płyta ta do sądu w Oświęcimiu, gdzie toczył się proces Sebastiana Kościelnika, kierowcy seicentu, trafiła uszkodzona. I choć prokuratorzy uważali, że nagrania nie zawierały żądnych ważnych informacji, obrona była zdania, iż mogą być kluczowe dla dalszego postępowania. Sąd nakazał zbadanie, czy ktoś czasem specjalnie nie uszkodził materiału dowodowego.

Po przesłuchaniu świadków i wszystkich osób, które miały kontakt z płytą z nagraniem prokuratorzy z Nowego Sącza postanowili umorzyć postępowanie. Poinformowali też, że decyzja ta nie jest prawomocna, gdyż wpłynęło na nią zażalenie.

O wypadku Beaty Szydło, do którego doszło w 2017 r., znów zrobiło się głośno za sprawą „Gazety Wyborczej”, która opisała nowe szczegóły w tej sprawie. Były funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, który jechał wtedy w kolumnie rządowej, zrelacjonował, że on i jego koledzy składali w sądzie fałszywe zeznania, tak by odpowiedzialność za wypadek przypisać młodemu kierowcy seicento.

Kluczowe znaczenie dla sprawy od początku miało to, czy rządowa kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe – to miało przesądzać o tym, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, a w rezultacie także o winie Sebastiana Kościelnika, który prowadził seicento.

20-letni kierowca przed sądem oraz w wywiadach z mediami twierdził, że samochody rządowe nie poruszały się wówczas na sygnale. Tak samo mówiły osoby wychodzące z ośrodka terapii odwykowej w Oświęcimiu, które były świadkami wypadku. Te relacje po latach potwierdził w rozmowie z „Wyborczą” były funkcjonariusz BOR Piotr Piątek.

Źródło: Gazeta Wyborcza

O spowodowanie wypadku prokuratura oskarżyła kierowcę seicento.

Kluczowe dla sprawy mogą okazać się zeznania funkcjonariusza BOR, który przyznał, że wcześniej składał fałszywe wyjaśnienia.

Warta 2,5 miliona złotych limuzyna nadaje się tylko na złom.

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie   znajdziecie tutaj.   Napisz list do redakcji:   List do redakcji   Podziel się tym artykułem: Facebook Twitter

FAKT.PL

Więcej postów