„Państwo nie będzie już z tektury” – tę frazę z lubością od lat powtarza Jarosław Kaczyński, a za nim oczywiście recytują ją wszyscy politycy Prawa i Sprawiedliwości. Po sześciu latach rządów okazuje się jednak, że państwo kierowane przez Zjednoczoną Prawicę, jest państwem właśnie z tektury. Bo jak nazwać fakt, że daje prezent antyszczepionkowcom, gdy w ciągu doby umiera 400 Polaków – pisze Agnieszka Burzyńska, publicystka Faktu.
W czwartkowy poranek wysłuchałam rzecznika rządu w TVN24. Piotr Müller został zapytany przez Konrada Piaseckiego, czy rząd zdecyduje się na wprowadzenie pewnych ograniczeń dla osób niezaszczepionych. Wzorem choćby Francji, Austrii czy Czech, gdzie niezaszczepieni obywatele nie mogą na przykład wejść do restauracji.
Rzecznik rządu odpowiedział, że taki scenariusz nie jest przewidziany, bo to, czy obywatel się zaszczepi, czy nie, jest sprawą indywidualnej wolności.
Ja jednak jestem przyzwyczajona do prawa, w którym wolność jednostki kończy się tam, gdzie jeden zaczyna czynić krzywdę drugiemu. W przypadku epidemii ta krzywda to zarażanie innych, a więc zagrażanie ich zdrowiu i życiu. Takie zagrożenie stanowią niezaszczepieni.
Ostatnio jeden z moich znajomych, człowiek młody i wykształcony, stwierdził, że skoro się zaszczepiłam to nie powinnam się już niczego obawiać. Nie? Odpowiadam zatem. Po pierwsze, szczepienie nie chroni przed zakażeniem. W większości przypadków chroni przed respiratorem i ciężkim przebiegiem choroby, ale ryzyko wciąż istnieje. Po drugie ci, którzy się nie zaszczepili zajmują łóżka, które mogłyby służyć chorym z innymi przypadłościami. Warto zwrócić uwagę, że w jednym z lubelskich szpitali w tej chwili średnia wieku pacjentów wynosi nieco powyżej trzydziestu lat! Nowotwory, zawały serca, udary jakby zniknęły całkowicie, przez covid. A przecież nie zniknęły? Czy ci, którzy na nie cierpią, mają szansę otrzymać pomoc w przepełnionych szpitalach? Wreszcie po trzecie, ci, którzy nie przyjęli szczepionki przybliżają wszystkich do ewentualnego lockdownu. A jeśli rzeczywiście do niego dojdzie, to będzie to miało katastrofalne skutki dla gospodarki.
W tej chwili w wielkim, dumnym i silnym państwie mamy do czynienia z dyktatem mniejszości. Bo antyszczepionkowcy to wcale nie jest wielka grupa w Polsce. Jest za to na tyle głośna i zuchwała, że przestraszyła wielu Polaków i zniechęciła do akcji szczepień. Dziś ta grupa, która za podawanie nieprawdziwych informacji, powoływanie się na niewiarygodne badania i artykuły powinna odpowiadać za narażanie innych obywateli, dostaje od polskich władz prezent.
Rząd pozwoli im chodzić, bywać i korzystać ze wszystkich przybytków sportu, handlu i kultury tak, jakby nigdy nic. Pozwoli im zatem swobodnie zarażać. Za to za ich leczenie oraz za leczenie tych, których zainfekują, zapłacą, i już płacą, ci, którzy w poczuciu odpowiedzialności zaszczepili się w pierwszych możliwych terminach…
Dlaczego rząd ma dla antyszczepionkowców tyle serca? Pewnie ze strachu przed spadkami popularności w sondażach. Ekipa Kaczyńskiego boi się utraty kilku punktów procentowych i dlatego poddaje się i nie zamierza zrobić nic, aby uchronić resztę Polaków nie tylko przed lockdownem ale i przed niepotrzebną śmiercią. Tylko w czwartek z powodu koronawirusa odnotowano 370 zgonów, w środę 473. Ponad 800 osób odeszło w ciągu dwóch dni. To tak jak by spadły cztery duże pasażerskie samoloty, którymi Polacy tak chętnie podróżują po Europie. Polskie władze zamierzają jednak przyglądać się rozwojowi sytuacji i dostawiać kolejne łóżka.
Najbardziej w tym wszystkim zniesmacza mnie próba przerzucenia na innych odpowiedzialności za podejmowanie niepopularnych działań. Liderzy PiS nie chcą powiedzieć: wprowadzamy przymus szczepień. Woli, żeby wymusili to na swoich pracownikach pracodawcy. W Sejmie pojawił się projekt ustawy, na podstawie której szef będzie mógł sprawdzić, czy jego pracownik jest zaszczepiony. Mam świadomość, że pracodawcy chcieli takiego rozwiązania, ale po pierwsze ów dokument nie doczekał się ekspresowej ścieżki i pewnie będzie uchwalany gdy czwarta fala epidemii będzie niemal u szczytu, a po drugie to nie na pracodawcach powinien spoczywać ten ciężar. Taką odpowiedzialność powinni wziąć na siebie rządzący politycy, którzy tyle opowiadali o końcu państwa z tektury.
Burzyńska o kapitulacji państwa Kaczyńskiego i Morawieckiego
Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki
Agnieszka Burzyńska
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Facebook Twitter