Na tym etapie nie ma decyzji o cofnięciu zakazu dostępu dziennikarzy do strefy przygranicznej – mówił w TOK FM Marcin Przydacz z MSZ. Przekonywał też, że nie jest to kluczowa kwestia w sprawie odbioru kryzysu na granicy przez cały świat.
W ubiegłym tygodniu informowaliśmy, że dziennikarz CNN Matthew Chance przedostał się do obozu migrantów tuż przy granicy białorusko-polskiej. W nagraniu, które wykonał telefonem komórkowym, przyznał, że on i jego ekipa to prawdopodobnie jedyni przedstawiciele międzynarodowych mediów, którym pozwolono dotrzeć w to miejsce. Później w sieci pojawiły się też relacje brytyjskiej telewizji BBC z białoruskiej strony granicy.
Polskie władze konsekwentnie odmawiają dostępu dziennikarzom do strefy przygranicznej. Podają informacje o narastającym zagrożeniu, szykowanych „szturmach” na granicę RP, ale tych doniesień media nie mogą zweryfikować. – Czy to nie jest kompromitacja polskiego rządu, że autorytarna Białoruś pozwala wolnym mediom na relacjonowanie wywołanego przez siebie kryzysu humanitarnego na granicy, a demokratyczna Polska tego nie robi? – pytała w Poranku TOK FM Dominika Wielowieyska podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Marcina Przydacza.
– Nie uważam tak. Po tamtej (białoruskiej) stronie są migranci, którymi zainteresowane są media, a po naszej stronie stoi wojsko i jest ogrodzenie, które broni polskiej granicy. Mam też wrażenie, że w ostatnich tygodniach absolutnie nie brakuje nam materiału do dyskusji, przecież wszyscy, łącznie ze światowymi mediami, zajmują się tym tematem – odpowiedział.
Według Przydacza „nie dostęp mediów do danego miejsca jest tutaj kluczowy, tylko ich przekaz”. Wielowieyska odparła, że to właśnie dostęp ma wpływ na to, w jaki sposób relacjonowana jest dana sytuacja.
Prowadząca audycję zaapelowała też, by polskie władze wpuściły do strefy przygranicznej dziennikarzy CNN i BBC, aby pokazały ten kryzys, także z polskiej perspektywy. – To nie jest decyzja MSZ. Na tym etapie nie ma kwestii zmiany przepisów – stwierdził gość TOK FM.
„Łukaszenko przestał sobie radzić z tak dużą grupą migrantów”
Marcin Przydacz został też zapytany, czy polski rząd planuje stworzenie korytarza humanitarnego dla migrantów – tak, by mogli wracać do krajów swojego pochodzenia i by nie umierali na granicy. – Osoby te nie chcą wracać do krajów pochodzenia. Dziś nie ma podstawy prawnej do tego, by zmusić danego człowieka do powrotu. Dlaczego taki migrant chciałby wrócić, skoro już jest na terenie Unii Europejskiej, zapłacił za to tysiące dolarów – powiedział.
Jak podkreślił, kryzys humanitarny na granicy zostanie rozwiązany, gdy Białoruś będzie zawracała migrantów do ich krajów macierzystych. – Już część z nich wyleciała, bo w momencie, gdy Aleksander Łukaszenko przestał sobie radzić z tak dużą grupą migrantów, odesłał ich do krajów pochodzenia – ocenił gość Dominiki Wielowieyskiej.
Marcin Przydacz po raz kolejny zaznaczył, że w najbliższym czasie „szykuje się duży szturm” na polską granicę. – Być może jeszcze większy niż ten, który obserwowaliśmy kilka dni temu. Na to powinniśmy być przygotowani. Bo Łukaszence zależy przede wszystkim na tym, żeby powodować kłopoty na granicy, nie przejmuje się losem tych ludzi (migrantów) – mówił.