Prezydent Litwy Gitanas Nauseda podczas spotkania z Andrzejem Dudą w Wilnie zaoferował gotowość Wilna do mediacji pomiędzy Polską a Komisją Europejską. Relacje polsko–litewskie są teoretycznie doskonałe, ale praktyka pokazuje coś innego. Litwa, inaczej niż to usiłuje przedstawiać obóz władzy, wcale nie udziela Polsce poparcia w sporze z KE.
Słowa prezydenta Litwy są dowodem z jednej strony dobrych polsko–litewskich relacji dwustronnych, ale z drugiej są też przejawem zasadniczej zmiany w stosunkach obu państw. Polska z powodu otwarcia przez PiS zbyt wielu frontów w polityce zagranicznej staje się państwem, którego ambicje przewodzenia regionowi stają się całkowicie nierealne.
Politycy PiS wielokrotnie mówili o nas jak o liderze regionu. W relacjach z Litwą zawsze jasne było, że Polska jako znacznie większe państwo jest ważniejszym partnerem. Warszawie zdarzało się z tego powodu traktować Wilno protekcjonalnie, co oczywiście szkodziło sprawie. Obecnie mamy do czynienia z czymś znacznie jednak bardziej szkodliwym z punktu widzenia pozycji Polski.
Oto licząca 38 mln mieszkańców Polska, nawet gdyby chciała, nie ma już żadnych podstaw do traktowania 3-mln Litwy z góry, bo gdyby to zrobiła, spotkałoby się to jedynie ze wzruszeniem ramion. Dowodem tego jest cena, jaką Warszawa musi płacić za niewiele warte gesty Wilna.
Poparcie bez poparcia
Otwarty spór z Komisją Europejską oraz napięte relacje z najważniejszymi państwami członkowskimi UE dały litewskiej dyplomacji okazję do podkreślenia, że stosunki Warszawy z Wilnem są partnerskie, a nie takie, jakimi chciała je widzieć Warszawa, czyli z Polską jako najważniejszym państwem w regionie.
Już sam język litewskiej dyplomacji, którego istotą było to, że prezydent Litwy mówił o mediacji, a nie poparciu Polski świadczy o dramatycznej zmianie we wzajemnym postrzeganiu się obydwu stolic. Prezydent Nauseda stwierdził co prawda, że Litwa przeciwna jest wiązaniu kwestii praworządności z unijnymi funduszami, ale zaraz potem dodał, że „nawet, gdyby to było prawnie możliwe, to moralnie byłby to bardzo szkodliwy precedens, który wyrządziłby niewyobrażalną szkodę jedności Unii Europejskiej’.
Innymi słowy, inaczej niż przedstawiają to media związane z PiS, prezydent Litwy udzielił Polsce bardzo wstrzemięźliwego wsparcia. Polska dyplomacja twierdzi otóż, że ewentualne zawieszenie wypłat nie byłoby „moralnie niesłuszne”, ale nielegalne.
Co istotne, nie tylko prezydent Litwy udzielił jedynie ograniczonego wsparcia Polsce. Na tydzień przed wizytą Andrzeja Dudy litewski Sejm głosami rządzących w Wilnie konserwatystów i liberałów odrzucił projekt rezolucji wyrażającej poparcie dla Polski w jej konflikcie z UE.
Polska mniejszość
Nie zmienia to faktu, że relacje polsko–litewskie są dziś znacznie lepsze, niż to bywało w przeszłości. Litwa to w zasadzie jedyny poza Słowacją sąsiad, z którym mamy dobre relacje (te z Ukrainą są niezmiennie obarczone kwestiami historycznymi).
Formalnie bliskie relacje są jednak pochodną faktycznej kapitulacji Warszawy, której nie tylko nie udało się rozwiązać żadnej ze spraw polskiej mniejszości na Litwie, ale która – według źródeł Onetu w kręgach dyplomatycznych – spraw tych nawet nie stara się obecnie załatwiać.
I tak na przykład nadal nie jest rozwiązana kwestia pisowni nazwisk polskiej mniejszości, polskiego szkolnictwa, matury z polskiego na maturze czy też wreszcie zwrotu majątków, tj. procesu reprywatyzacji, przy którego okazji polska mniejszość została bardzo wymiernie pokrzywdzona.
Co więcej, rządzący Litwą konserwatyści złożyli w litewskim Sejmie projekt ustawy o obronie języka litewskiego, który zamiast poszerzać prawa mniejszości, dodatkowo by je ograniczał, uniemożliwiając np. załatwienie spraw urzędowych w samorządach na Wileńszczyźnie w języku polskim.
To, czy projekt ten zostanie wyciągnięty z sejmowej zamrażarki, nie jest pewne, ale sam fakt, iż taki projekt powstał w chwili, gdy relacje są rzekomo doskonałe jest znaczący. Inny, również złożony w Sejmie przez rządzącą Litwą partię projekt uderza z kolei w polskie szkolnictwo na Wileńszczyźnie.
Akcja Wyborcza Polaków na celowniku
Wszytko dzieje się pomimo podjętej przez rząd RP oraz polską dyplomację polityki faktycznego zwalczania (a nie jedynie próby zmiany kierownictwa) Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (AWPL).
O ile za rządów PO miała miejsce przesada polegająca na tolerowaniu nadmiernie prorosyjskich gestów lidera AWPL Waldemara Tomaszewskiego, który na przykład składając wieńce pod pomnikiem żołnierzy sowieckich nosił będącą symbolem rosyjskiego imperializmu tzw. gieorgijewską wstążeczkę, tak teraz Polska niemal wprost zwalcza AWPL, co też jest oczywiście przesadą.
Jeden z liderów AWPL w rozmowie z Onetem stwierdził, że Polacy na Litwie są „swoistymi bękartami. Władze litewskie nas traktują po macoszemu, a i polskie ustosunkowują się jak do niechcianych dzieci”.
Władze Litwy, widząc skłonność Polski do wpadania z jednej skrajności w drugą, nie widzą żadnego powodu, by Polsce ustępować. Nasze osłabienie w UE dodatkowo wzmacnia je w tym przekonaniu.
Sukcesy Orlenu
Zwolennicy obecnej polityki argumentują, że ich polityka przynosi owoce, czego dowodem mają być litewskie ustępstwa wobec Orlenu, który jest właścicielem rafinerii w Możejkach na Litwie. Problem polega na tym, że Wilno przez wiele lat, działając na szkodę Orlenu, tak naprawdę szkodziło samemu sobie, bowiem dochody Orlenu wprost przekładają się na dochody budżetu Litwy (w 2020 r. Orlen wpłacił tam ponad 566 mln euro z tytułu podatków).
Obecnie PKN Orlen zamierza zainwestować ponad 640 mln euro w rafinerię, przy czym inwestycja przełoży się na zwiększenie kwoty odprowadzanych podatków. O ile więc zmianę podejścia władz w Wilnie do Orlenu należy odnotować, to trudno też uznać ją za ustępstwo wobec Polski.
Wymiar bezpieczeństwa
Relacje polsko–litewskie wbrew pozorom nie są też wzmacniane przez wymiar wojskowy. Polskie lotnictwo co prawda od lat bierze udział w rotacyjnym patrolowaniu przez kolejne państwa NATO przestrzeni powietrznej państw bałtyckich, a – już po rosyjskiej napaści na Ukrainę – Polska wysłała na wschód kompanię czołgów w ramach tzw. sił wzmocnionej wysuniętej Obecności NATO na Litwie, Łotwie oraz w Estonii, ale nasze czołgi trafiły na Łotwę.
Przede wszystkim jednak dla wszystkich trzech państw bałtyckich jasne jest, że Polska nie jest dawcą bezpieczeństwa, a nasza obecność wojskowa, choć wymierna, o niczym tak naprawdę nie decyduje, bowiem bez sił amerykańskich, niemieckich, brytyjskich i francuskich kraje bałtyckie pozostaną de facto bezbronne.
Obecnie okazuje się, że również w ramach UE Polska nie jest kluczowym partnerem, bo to jej należy pomagać, a nie od niej oczekiwać pomocy.
Na pochyłe drzewo…
Osłabienie Polski, która może chwalić się doskonałymi relacjami z sąsiadem tylko wówczas, gdy niczego poza nic nieznaczącymi słowami nie otrzymuje, widać nie tylko w wypadku Litwy.
O tym, że Polska jest liderem regionu tylko we własnym przekonaniu, pokazał już konflikt z Czechami o kopalnię w Turowie. Pragnący pozostać anonimowi rozmówcy Onetu w MSZ zauważają, że nasze osłabienie wyraźnie wyczuła również Ukraina, która m.in. dlatego nie idzie na realne ustępstwa w stosunku do Polski w sprawach historycznych, gdyż rozumie, że tak naprawdę nie mamy jej niczego do zaoferowania.
Tajemnicą poliszynela jest, że to Berlin, a nie Warszawa jest dziś partnerem Kijowa we wszelkich sprawach dotyczących relacji z UE. O ile kiedyś jednak Berlin był najważniejszym partnerem, a Polska drugim to dziś miejsce Polski zajmuje coraz częściej… Litwa.
Cieszymy się, że jesteś z nami. Dołącz do nas na Telegram, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści