Po tym jak zarówno minister zdrowia Adam Niedzielski, jak i minister edukacji Przemysław Czarnek poinformowali, że we wrześniu dzieci wracają do stacjonarnego nauczania w szkołach, słychać było huk spadających kamieni z rodzicielskich serc. Wiadomość tę entuzjastycznie przyjęło również wielu uczniów. W najnowszym wywiadzie szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego studzi te emocje. Krzysztof Saczka zdradził, że wprowadzona zostanie nauka hybrydowa jeśli tylko „wzrośnie ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa”.
W rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Krzysztof Saczka mówiło o scenariuszu na czas IV fali pandemii oraz, czy można spodziewać się ogólnopolskich lub regionalnych lockdownów. – Problemem są ogromne różnice epidemiologiczne między regionami: są powiaty, gdzie odsetek zaszczepionych wynosi 20 proc., oraz takie, gdzie sięga 70 proc. Oczywiste jest, że w tych ostatnich ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa jest mniejsze. A wprowadzanie ograniczeń uzależnione jest od liczby zachorowań – wyjaśnił. Dodał przy tym, że „granica, o której mówi minister zdrowia, to 1 tys. przypadków dziennie”. Czy w takim razie ogłoszony już powrót dzieci do stacjonarnego nauczania w szkołach nie został ogłoszony przedwcześnie? – Na dziś decyzja jest taka, że dzieci wracają do szkoły – odpowiedział zdecydowanie. Po chwili jednak dodał asekuracyjnie, że niewiele trzeba, aby sytuacja ta jednak uległa zmianie. – Jeśli jednak sytuacja epidemiczna diametralnie się zmieni, czyli wzrośnie ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa, można oczekiwać wprowadzenia nauki hybrydowej – zdradził. Następnie studził dalej emocje, argumentując:
Nie zapominajmy, że szczepieniu podlegają dzieci od 12. roku życia, ale poziom ich wyszczepialności w kraju nie jest wysoki. Do tego dzieci przechodzą często zakażenie bezobjawowo lub skąpoobjawowo, dlatego mogą stanowić duże zagrożenie dla innych osób
Dopytywany, czy może rozwiązaniem jest wdrożenie badań przesiewowych, gdyż pojawił się już pomysł, by testować uczniów przy wejściu do szkoły, główny inspektor sanitarny przyznał, że jest zdecydowanym orędownikiem tego pomysłu. – Ale patrząc na doświadczenia Słowacji, widzimy, że nie stanowią one gwarancji sukcesu. Pamiętamy, jak pod koniec 2020 r. Słowacja przetestowała wszystkich swoich obywateli na obecność koronawirusa. Ostatecznie wnioski były mylne. Liczono na wyłowienie osób zakażonych, tymczasem tak się nie stało. Wiele osób chorowało po dwóch, trzech dniach od wykonania testu – przypomniał jednak asekuracyjnie.
Na pytanie, co w takim razie z mierzeniem temperatury przy wejściu, Saczka oznajmił, że takie rozwiązanie nie jest przez jego urząd rekomendowane. – Jeżeli pracownik szkoły zaobserwuje u ucznia objawy mogące wskazywać na infekcję dróg oddechowych (w szczególności temperatura powyżej 38 st. C, kaszel, duszności), należy odizolować ucznia w odrębnym pomieszczeniu lub wyznaczonym miejscu, zapewniając min. 2 m odległości od innych osób, i niezwłocznie powiadomić rodziców/opiekunów o konieczności pilnego odebrania ucznia ze szkoły – objaśnił. Co natomiast w sytuacji, gdy w szkole zostanie ujawniona osoba chora i czy są w związku z tym są nowe zasady postępowania? Saczka poinformował, że obowiązują zasady wcześniej wypracowane. – Choć pamiętajmy, że w poprzednim roku szkolnym uległy zmianie – podkreślił.