Drużyna Błaszczaka. Jak ludzie ministra bronią informacji, gdzie i jak zarabiają [KOMENTARZ]

Drużyna Błaszczaka.
Władza rządzi i każe sobie za te rządy płacić. Ile konkretnie? To pytanie zadaliśmy w Ministerstwie Obrony Narodowej. To, co się stało potem, zaskoczyło nawet nas – nigdy nie spotkaliśmy się z takim oporem władzy przed udzieleniem informacji, do której przecież ma prawo opinia publiczna. W większości przypadków i tak dotarliśmy do tych danych. Jednak reakcja rządzących na pytanie o jej zarobki była na tyle bezprecedensowa, że wymaga oddzielnego komentarza.

Najpierw oczywistości:

  • Władza kontroluje państwo, w tym pieniądze, które do tego państwa należą
  • Zadaniem dziennikarzy jest kontrolowanie władzy, w tym sposobów wydawania przez nią pieniędzy
  • Obowiązkiem władzy jest przekazywanie dziennikarzom informacji o sprawach publicznych, w tym tych dotyczących pieniędzy
  • Ustawa o dostępnie do informacji publicznej nakazuje władzy przekazywać informacje dziennikarzom

To cztery proste fakty pokazują, jak za pomocą narzędzi prawnych dziennikarze mogą uzyskiwać informacje od władzy i przekazywać je opinii publicznej. Ale czy na pewno mogą?

Postanowiliśmy to sprawdzić, podejmując próbę uzyskania informacji, ile zarabiają dyrektorzy i wicedyrektorzy jednego z ministerstw oraz w jakich radach nadzorczych spółek skarbu państwa zasiadają i ile w tych radach zarabiają.

Zajmujemy się wojskiem, więc naszym naturalnym wyborem było Ministerstwo Obrony Narodowej. Od dawna zresztą dochodziły do nas sygnały, że zatrudnione na kierowniczych stanowiskach osoby czerpią swoje dochody nie tylko z tych stanowisk, ale też z rad nadzorczych spółek zbrojeniowych, w których są tłumnie upychani.

Praca w takich radach nadzorczych ma tę zaletę, że rada zbiera się zaledwie kilka do kilkunastu razy w roku, ale pensja na konto wpływa co miesiąc. Jeżeli więc przykładowo dyrektor departamentu prawnego w MON Jolanta Wasiluk zarabia w radzie nadzorczej Agencji Mienia Wojskowego Sinevia 6 tys. zł miesięcznie, a od początku roku rada ta spotkała się trzy razy, to łatwo obliczyć, że za jedno popołudnie pani dyrektor zainkasowała 12 tys. zł.

Konkretne kwoty, ludzi i spółki opisaliśmy w artykule „Drużyna Błaszczaka. Jak ludzie ministra dorabiają w spółkach skarbu państwa i nie tylko”. W tym komentarzu skupimy się na tym, jak władza próbowała te informacje ukryć.

MON broni pensji jak niepodległości

Na początku naszej pracy wysłaliśmy do MON pytania o zarobki dyrektorów i wicedyrektorów biur i departamentów ministerstwa. Od lat kontaktujemy się z resortem obrony, więc wiemy, że zwykle dość sprawne biuro prasowe odsyła nam odpowiedzi w ciągu jednego, czasami dwóch dni, a bywa, że nawet tego samego dnia.

Tym razem, następnego dnia po wysłaniu pytań ministerstwo poprosiło o cierpliwość, pisząc, że odpowiedzi nadejdą dzień później. A potem zapadła cisza. Dziewięć dni później zadzwoniliśmy do biura prasowego MON, gdzie poinformowano nas, że w tym przypadku odpowiedź (nie koniecznie konkretną informację, po prostu jakąś odpowiedź) otrzymamy w ustawowym terminie, czyli w ciągu dwóch tygodni.

Powiedzieliśmy, że przecież zebranie interesujących nas informacji to pięć minut pracy. Rozmawiający z nami płk Piotr Walatek przyznał, że faktycznie jest to pięć minut, ale stwierdził, że biuro musi mieć na uwadze wszystkich, którzy do nas piszą. – Przecież zwykle dostajemy od państwa odpowiedź w ciągu dnia – argumentowaliśmy. – Różnie to jest w różnym okresie – odpowiedział nasz rozmówca. – Czy właśnie w wakacyjnym okresie do MON przyszedł nawał pytań? – dopytywaliśmy. Bez większego skutku.

Prawie dwa tygodnie czekaliśmy na odpowiedź MON, w której oczywiście nie zawarto żadnych kwot wynagrodzeń.

Odpowiedzi bez odpowiedzi

A to była ledwie blada przygrywka do tego, co spotkało nas ze strony zbrojeniowych spółek skarbu państwa podlegających pod Polską Grupę Zbrojeniową (PGZ).

Po wyodrębnieniu grupy dyrektorów i wicedyrektorów MON, którzy zostali wysłani do rad nadzorczych spółek – niektórzy nawet do trzech jednocześnie – wysłaliśmy do tych spółek pytania o miesięczne wynagrodzenie członków rad nadzorczych, a także, jak często spotykają się te rady na posiedzeniach.

Uczciwe odpowiedzi uzyskaliśmy tylko z Agencji Mienia Wojskowego oraz Polskiej Agencji Prasowej. Niektóre ze spółek po prostu nas zignorowały. Z innych otrzymywaliśmy nic nieznaczące odpowiedzi, których autorzy wymieniali ustawy, paragrafy, mnożniki, iloczyny, ułamki, tak aby broń Boże nic nam nie powiedzieć o konkretnych kwotach.

Aby czytelnik miał pojęcie o skali wyrafinowania odpowiedzi rzeczników, cytujemy zdanie z odpowiedzi Łukasza Gołębiowskiego z Wojskowych Zakładów Elektronicznych: „Wynagrodzenie członków Rady Nadzorczej Spółki zostało ustalone w 2019 r. jako iloczyn przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku w czwartym kwartale roku poprzedniego, ogłoszonego przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego oraz mnożnika uwzględniającego skalę działalności Spółki, w szczególności wartości jej aktywów, osiąganych przychodów i wielkości zatrudnienia”. Słowo w słowo skopiowała tę wiadomość Katarzyna Hydzik z Autosanu. I wszystko jasne – nieprawdaż?

Największą finezją na tym etapie naszych dociekań popisała się rzeczniczka spółki Exatel Martyna Lewandowska, która beztrosko ignorując istnienie polskiego prawa nakazującego spółkom skarbu państwa ujawnianie publicznych informacji, napisała do nas, że „Exatel nie jest uprawniony do podawania takiej informacji”.

Wtedy skierowaliśmy kolejne maile do wszystkich spółek, tym razem wyraźnie powołując się na Ustawę o dostępie do informacji publicznej oraz przytaczając konkretny wyrok sądu, który wyraźnie stwierdził, że istnieje już sądowy nakaz ujawniania informacji dotyczących zarobków członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa: w 2017 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał spółce Bogdanka SA ujawnić zarobki członków zarządu i rady nadzorczej. Wyrok ten podtrzymał w 2019 r. Naczelny Sąd Administracyjny. Spółka zarobki ujawniła.

Ani powołanie się na ustawę, ani na wyrok sądowy nie zrobiło na spółkach skarbu państwa żadnego wrażenia. Od wspomnianej przed chwilą Martyny Lewandowskiej z Exatela dostaliśmy maila o zasadach kształtowania wynagrodzeń – ani słowa o konkretnych kwotach wynagrodzenia. Kiedy zwróciliśmy na to uwagę, dostaliśmy kolejnego maila, w którym pani rzecznik przyznała sobie prawo do wydłużenia terminu odpowiedzi. I tak w kółko i jeszcze raz od nowa.

Pani rzecznik ma czego bronić, ponieważ rada nadzorcza Exatela jest wyjątkowo gęsto obsadzona głównie ludźmi ministra Błaszczaka. Pensje pobierają tam były wiceminister obrony, a obecny prezes Poczty Polskiej Tomasz Zdzikot, dyrektorka centrum operacyjnego MON Agnieszka Glapiak, dyrektor biura ministra obrony narodowej Wojciech Stępień, dyrektor generalny MON Andrzej Jarema, a także Piotr Guział, który startował jako kandydat na zastępcę Patryka Jakiego w wyborach na prezydenta Warszawy z 2018 r.

Odpowiedź kopiuj-wklej

Kluczowe znaczenie dla naszej walki o informację miała odpowiedź rzeczniczki Polskiej Grupy Zbrojeniowej Ilony Kachniarz: „odpowiedź na Pana wniosek zawarty w poniższym mailu zostanie przesłana w terminie określonym w ustawie o dostępie do informacji publicznej z dnia 6 września 2001 r.” Ustawowy termin wynosi dwa tygodnie, a tego rodzaju odpowiedź jest standardowo stosowana przez podmioty, które chcą opóźnić bieg spraw. Ważne w tego rodzaju odpowiedziach jest to, że dziennikarz nie ma najmniejszych gwarancji na uzyskanie zagwarantowanej prawem informacji, a jedynie na „odpowiedź na wniosek”.

Po mailu od rzeczniczki PGZ sypnęło przeklejonymi niemal słowo w słowo odpowiedziami z podległych spółek – Wojskowych Zakładów Elektronicznych, Zuradu, czy PIT Radwar.

Zadzwoniliśmy i pisaliśmy do Ilony Kachniarz z PGZ z pytaniem, dlaczego dwa tygodnie zajmuje spółce przesłanie nam odpowiedzi, której napisanie w normalnych warunkach zajmuje dosłownie trzy minuty. Pani Kachniarz za każdym razem odpowiadała, że przecież spółka ma prawo przeciągnąć odpowiedź do ustawowego terminu.

Rzecznicy-widmo

W tym tekście o metodach odwlekania i blokowania informacji przed dziennikarzami warto wspomnieć o jeszcze jednej grupie rzeczników – tej, która udaje, że ich nie ma.

Wybijającą się postacią w stosowaniu tej strategii okazał się rzecznik Akademii Sztuki Wojennej płk Mariusz Młynarczyk. Usiłowaliśmy uzyskać u niego jak najbardziej publiczną informację o zarobkach dyrektor Centrum Operacyjnego MON Agnieszki Glapiak. Oprócz tego, że zasiada ona w radach nadzorczych aż trzech spółek skarbu państwa, to niedawno została mianowana na szefową Akademickiego Centrum Komunikacji Strategicznej na uczelni, którą reprezentuje płk Młynarczyk.

Na dwa kolejne maile nie uzyskaliśmy od niego żadnej odpowiedzi. Nie odbierał także naszych telefonów. Nie odpowiadał na SMS-y. Dopiero po tym, jak zaczęliśmy dzwonić na uczelnię, aby potwierdzić, że pan rzecznik nie tylko istnieje, ale także jest w pracy, dostaliśmy zdawkową odpowiedź, że wysokość pensji pani Glapiak „jest zbliżona do wynagrodzeń osób zatrudnionych na analogicznych stanowiskach w innych jednostkach organizacyjnych Akademii”.

Nie trzeba dodawać, że nic nie pomogło przypominanie płk. Młynarczykowi, że Ustawa o dostępie do informacji publicznej zobowiązuje go do przekazania nam informacji o kwocie wynagrodzenia pracowniczki Akademii Sztuki Wojennej.

Nam pisać nie kazano

Żaden z rzeczników nie dostarczył nam oczekiwanych odpowiedzi. Niektórzy posuwali się do absurdów, wypisując nam w mailach skomplikowane wzory. I tak od Łukasza Gołębiowskiego, rzecznika Wojskowych Zakładów Elektronicznych uzyskaliśmy następujący wzór: „W = 0,8 x P x Mu x MF – K”. Każda z literek jest jakimś mnożnikiem, dzielnikiem, odniesieniem do jakiegoś dziennika ustaw. Żadna nie daje konkretnej sumy uposażenia.

Znowu próbowaliśmy dzwonić, pisać, protestować. Jeden z rzeczników odpisał: „takie wytyczne i dane otrzymałem z nadzorującej nas PGZ i kierownictwa spółki”.

W końcu i sama rzeczniczka PGZ Ilona Kachniarz przyznała, że cała ta maskarada miała zaprowadzić opinię publiczną donikąd, ponieważ „PGZ S.A. podjęło szereg działań mających na celu zapobieżenie ujawniania informacji o charakterze poufnym, których ujawnienie mogłoby stanowić szkodę, w tym również dotyczących kwestii wynagrodzeń członków zarządu”.

W tym miejscu nasuwa się pytanie: szkodę dla kogo mogłoby stanowić ujawnienie informacji o zarobkach zarządu i rady nadzorczej PGZ – dla opinii publicznej czy dla ludzi z zarządów i rad nadzorczych?

Dla nich nie ma znaczenia, że Naczelny Sąd Administracyjny dawno już nakazał im ujawnianie danych o wynagrodzeniach. Informacji o swoich pieniądzach będą bronić jak niepodległości. Jeśli prawo mówi inaczej, to tym gorzej dla prawa.

I jeszcze jedna – bardzo świeża – informacja. Podczas sobotniego kongresu PiS prezes Jarosław Kaczyński skrytykował nepotyzm w partii. Warto zauważyć, że sprawy, które opisaliśmy w swoim artykule, omijają szeroką autostradą słynną uchwałę nr 14, w której zakazano obejmowania stanowisk w spółkach skarbu państwa rodzinom posłów i senatorów PiS. Na podstawie tej uchwały nikt z opisywanych przez nas osób nie straci swoich apanażów, ponieważ tu układ idzie zupełnie innym torem.

Zadanie: blokowanie

Różnymi, często dość skomplikowanymi kanałami, udało nam się uzyskać sporą część informacji o zarobkach urzędników MON w ministerstwie, a także wielu innych miejscach, o czym mogą państwo przeczytać w przytoczonym powyżej artykule. Praca ta jednak zabrała nam znacznie więcej czasu niż w sytuacji, w której instytucje przekazywałyby nam informacje zgodnie z prawem. W tym czasie moglibyśmy zająć się spoglądaniem władzy na ręce w innych sferach jej działalności.

Władza jednak bardzo nie lubi, kiedy ludzie, którzy umożliwili jej rządzenie, chcą sprawdzić, ile sobie policzyła za wykonywanie swoich publicznych funkcji. Nigdy tego nie lubiła, ale w ciągu 31 lat istnienia wolnej Polski właśnie teraz dochodzi do największych patologii w kontaktach władzy z mediami.

Ustawa prawo prasowe wyraźnie mówi, że rzecznicy prasowi są zobowiązani udzielać prasie informacji, podobnie jak kierownicy różnych jednostek są zobowiązani do umożliwienia dziennikarzom swobodne zbieranie informacji.

W roku 2021 czytającego te zapisy dziennikarza ogarnia pusty śmiech, połączony z głęboką frustracją. Oto znaleźliśmy się w czasach, w których rzecznicy rządowych instytucji i spółek skarbu państwa z osób ułatwiających pracę dziennikarzom przeistoczyli się w tych, których głównym zadaniem jest blokowanie przed dziennikarzami informacji, które należą się im z litery prawa.

Dziennikarz jest jednak tylko nośnikiem informacji płynących z instytucji publicznych. Ostatecznym odbiorcą tych informacji jest opinia publiczna. Tym razem władza wyjątkowo mocno przyłożyła się do tego, żeby informacja do ludzi nie popłynęła.

EDYTA ŻEMŁA

Więcej postów

3 Komentarze

  1. Obciach i wstyd a zlodzuejski nawyk dojenia spolek trwa w najlepsze i brak danych i wiedzy ,kto co i ile!!Wszysto tajne /orzez poufne a kasa z budzetu plynie szerokim strumieniem i tak ,aby obywatel nie wiedzial ile i komu!!Cyrk trwa!

Komentowanie jest wyłączone.

polub nas!