Limuzynę Beaty Szydło zjada rdza. 2,5 miliona wyrzucone na złom!

Limuzynę Beaty Szydło zjada rdza. 2,5 miliona wyrzucone na złom!

Miało być pancerne i niezniszczalne. Tymczasem po zderzeniu z malutkim fiatem zamieniło się w kupę złomu. Kosztująca fortunę limuzyna byłej premier Beaty Szydło (58 l.) stoi czwarty rok na policyjnym parkingu. Jak mówią eksperci od samochodów, stamtąd pojedzie już tylko na… złomowisko.

Od zderzenia audi z fiatem seicento minęły już ponad cztery lata. Proces w tej sprawie nadal się nie skończył i to dlatego samochód, który jest dowodem w sprawie, nie mógł zostać naprawiony. Sąd nie zgodził się nawet na jego zwrot, gdy we wrześniu ubiegłego roku poprosiła o to Służba Ochrony Państwa.

Wypadek Beaty Szydło: to już nie limuzyna a wrak

Jak mówi nam Maciej Brzeziński z gazety „Auto Świat” dzisiaj ta luksusowa limuzyna jest wrakiem. – Po 4 latach postoju samochód nie nadaje się nawet na części. Silnik, który nie pracuje tak długo i stoi pod chmurką, nie nadaje się ani do eksploatacji, ani do naprawy. Zwłaszcza jeśli nie został zakonserwowany – ocenia specjalnie dla Faktu ekspert.

– Po pierwsze, dlatego że samochody opancerzone naprawia się trudno, nawet po małych stłuczkach, a po dużych w ogóle się nie naprawia. Wynika to ze specyficznej konstrukcji i opancerzenia tego auta. Po drugie, musiałby to zrobić producent samochodu – dodaje Maciej Brzeziński.

A to oznacza, że luksusowa limuzyna zamieni się w luksusowy złom. Za samochód zapłacono bowiem aż 2,5 mln zł. Premier Szydło jeździła audi nieco ponad dwa miesiące – od grudnia 2016 roku do lutego 2017. 10 lutego niedaleko Oświęcimia samochód z premier Szydło na pokładzie zderzył się z fiatem seicento. Sąd pierwszej instancji uznał, że do wypadku nieumyślnie doprowadził kierowca osobówki. Sprawa w drugiej instancji jeszcze się nie zakończyła.

Sprawa kierowcy seicento

W lipcu ubiegłego roku prokurator żądał dla kierowcy seicento roku ograniczenia wolności i prac na cele społeczne, obrona zaś wnosiła o uniewinnienie. Sąd znalazł salomonowe rozwiązanie. Warunkowo umorzył postępowanie na rok.

– Warunkowe umorzenie nie jest ani skazaniem ani orzeczeniem o niewinności. Jest pozostawieniem go na okres próby. W tym przypadku na rok – mówił sąd w uzasadnieniu wyroku. I orzekł też nawiązkę w wysokości 1000 zł, którą na rzecz Beaty Szydło i kierowcy BOR ma zapłacić kierowca seicento.

Niejaki Rafał B. w związku z wypadkiem, zorganizował dla młodego kierowcy internetową zbiórkę na nowe auto. Choć potrzebne było 5 tys. zł, hojni internauci przekazali na ten cel ponad 150 tys. zł. Okazało się jednak, że pieniądze zniknęły. Pomysłodawca i organizator internetowej zbiórki na nowe seicento stwierdził, że został zmuszony do przelania zebranych środków na konto ówczesnej żony, część pieniędzy miał także zająć komornik. Sprawą zajęła się prokuratura rejonowa w Krakowie. Jednak śledztwo dwukrotnie było umarzanie, gdyż z zdaniem prokuratorów działanie Rafała B. nie było niezgodne z prawem. – Z regulaminu organizatora zbiórki wynika, że zebrane środki są własnością osoby zakładającej zbiórkę –tłumaczył wówczas prok. Janusz Hnatko.

Sprawa ponownie trafiła do krakowskiej prokuratury. Tym razem śledztwo dotyczy nie tylko samego przywłaszczenia 150 tys. zł. Śledczy sprawdzą także, czy Rafał B. celowo wprowadził w błąd ponad 8,7 tys. darczyńców, na skutek czego doszło do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości ponad 150 tys. złotych.

fakt.pl

Więcej postów